Publiczne, czy prywatne?

Damian Kaczan5 sierpnia, 202014 min

Czy pamiętasz Drogi Czytelniku tzw. sprawę drukarza z Łodzi z 2015 roku? Wtedy to pracownik jednej z łódzkich drukarni odmówił wykonania usługi dla Fundacji LGBT Business Forum. W mediach rozgorzała wówczas dyskusja nad dopuszczalnością podobnego zachowania.

Nie obyło się także bez zaangażowania Rzecznika Praw Obywatelskich, Policji, sądów powszechnych, a nawet Trybunału Konstytucyjnego (TK). Losy drukarza na płaszczyźnie procesowej były zmienne. Ostatecznie szalę na korzyść przedsiębiorcy i jego pracownika przechylił dopiero wyrok TK, w którym art. 138 Kodeksu wykroczeń, wskazywany jako podstawa prawna ich ukarania, został uznany za częściowo niezgodny z Konstytucją RP z 1997 r.

Problem prawny w tej sprawie dotyczył podstaw ustroju gospodarczego naszego państwa. Stosowny fragment przepisu stanowił bowiem o zakazie odmawiania spełnienia świadczenia bez uzasadnionej przyczyny, pomimo istnienia stosownego zobowiązania. I tu pojawia się pytanie zadane w tytule niniejszego felietonu. Czy przedsiębiorstwo – jakiekolwiek, drukarnia, piekarnia, fabryka – jest dobrem publicznym, czy prywatnym? Jeżeli to pierwsze, to sam fakt jego istnienia powinien powodować, że przedsiębiorca musi zaspokoić potrzeby klienta mieszczące się w ramach działalności gospodarczej bez względu na swój stan zdrowia, humor, płynność finansową – ma służyć jak urząd, sąd, wojsko, Policja oraz pozostałe instytucje publiczne. Jeżeli to drugie, do powstania obowiązku świadczenia potrzebna jest umowa, a tę przedsiębiorca może zawrzeć, ale może też tego nie zrobić (swoboda zawierania umów). Warto w tym miejscu zaznaczyć, że umowę zawiera się nie tylko na piśmie, ale najczęściej wystarczy dowolne zachowanie przemawiające za tym, iż chce się dokonać jakiejś transakcji. Nie trzeba nawet wypowiadać szczególnych słów.

Co wziąć pod uwagę zastanawiając się nad wskazanym zagadnieniem? Jest kilka czynników. Należy rozważyć, czy przedsiębiorca ma władzę nad klientem w tym sensie, że może wydać wobec niego wyrok, decyzję administracyjną lub zastosować przymus bezpośredni. Czy przedsiębiorca jest stale utrzymywany z podatków? A może w działalności wykorzystuje własny kapitał albo ryzykuje dobrobytem swoim i swoich najbliższych opierając się na kredycie? Po co uruchamia się przedsiębiorstwo – dla zysku czy dla służenia społeczeństwu? Czy przedsiębiorca rozpoczyna działalność wykonując nakaz ustawowy, sądowy lub administracyjny, czy też z własnej inicjatywy? W czyim imieniu działa przedsiębiorca – własnym, czy państwa albo samorządu terytorialnego? Zastanawiając się nad tymi kwestiami chyba już wiesz Drogi Czytelniku, że wspomniana drukarnia, piekarnia i fabryka przeznaczone są dla tego, kto je prowadzi, a nie dla ogółu, klientów albo pracowników. Oczywiście roztropny przedsiębiorca musi dbać o swoje otoczenie, bo inaczej szybko zbankrutuje. To do niego powinna jednak należeć ostateczna decyzja z kim i jakie chce zawierać umowy, kogo obsłuży, a komu podziękuje za jego pieniądze. Jeżeli nawet uznać odmowę dokonania transakcji za zachowanie naganne, to odmawiający właściwie sam siebie automatycznie karze. Traci bowiem zarobek, jaki uzyskałby z wykonania umowy. Grozi mu też utrata wielu klientów oburzonych jego decyzją. Takie powinno być właśnie ryzyko przedsiębiorcy. Podsumowując krótko – nie ma umowy, nie ma obowiązku świadczenia. Powoływanie się na art. 138 Kodeksu wykroczeń jako podstawę do przymuszenia kogokolwiek do wykonania usługi bez wcześniejszego porozumienia było więc bezzasadne. Wyjątek stanowią podmioty o pozycji dominującej na danym rynku. W ich przypadku przepisy antymonopolowe regulują powyższe kwestie nieco inaczej, by nie doszło do faktycznej dyktatury zbyt potężnego gracza.

Problem, którego dotyczyła dawna sprawa przywołuję nie bez powodu. Jest on nadal bardzo aktualny. Wraz z wprowadzeniem w Polsce stanu epidemii pojawiła się bowiem kwestia dopuszczalności odmowy obsłużenia w sklepie klienta bez zakrytych ust i nosa. W rozporządzeniu wprowadzającym ograniczenia związane z owym stanem brak wyraźnego postanowienia pozwalającego na egzekwowanie przez sklepikarzy nakazu noszenia maseczek, przyłbic itp. akcesoriów w przestrzeni zamkniętej. Minister Zdrowia (MZ) zapowiedział więc wprowadzenie dodatkowego przepisu w tym zakresie, a Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji popiera ów ruch. Niestety po raz kolejny okazuje się zatem, że zrozumienie polskiego prawa przez polskie władze ma się niezbyt dobrze. Organizację pozarządową można jeszcze zrozumieć. Jest ostrożna procesowo. Zabezpiecza interesy swoich członków na wszelki wypadek.

Po co nam proponowana regulacja? Po nic. Ma zostać wprowadzona właśnie „w razie czego”. Jak się wydaje MZ nie jest pewien, czy przedsiębiorcy zajmujący się handlem w Polsce mają jeszcze swobodę prowadzenia działalności gospodarczej i zawierania umów, czy zostali już znacjonalizowani pod względem podejmowania decyzji. To bardzo zły sygnał. A wystarczyłoby dopuścić myśl, iż sklepikarzowi wolno zastrzec publicznie, że ofertę sprzedaży kieruje wyłącznie do osób zakrywających nos i usta. Pozostałym zaś dziękuje i zaprasza ponownie już z przyłbicą lub innym gadżetem – bez wnikania w przeciwwskazania do noszenia maseczki. Przedsiębiorca nie jest bowiem urzędnikiem. Nie jego zadaniem jest legitymowanie kogokolwiek, egzekucja nakazu zasłaniania nosa i ust oraz prowadzenie postępowania dowodowego w tym zakresie, bo nie ma statusu organu władzy publicznej. On ma wykonywać obowiązki wynikające z prawa powszechnie obowiązującego jak każdy inny podmiot. Jeżeli powinności te polegają na zapewnieniu bezpieczeństwa klientów przebywających na jego terenie (własnym, najętym – bez różnicy), to powinno być dla każdego oczywiste, iż może nie wpuścić osoby zagrażającej pozostałym. A właściwie powinno być oczywiste, że może odmówić wpuszczenia do siebie kogokolwiek, bo, podkreślę jeszcze raz, to właśnie jego teren, jego towar, jego ryzyko (gospodarcze, ukarania grzywną za niezapewnienie bezpieczeństwa itp.).

Rozumiem, że zwolennicy wprowadzenia nowego przepisu powiedzą: „chwila, a co z art. 135 Kodeksu wykroczeń i art. 543 Kodeksu cywilnego?” Odpowiedź jest prosta. Pierwszy przepis wyraża zakaz odmawiania bez uzasadnionej przyczyny sprzedaży towaru przeznaczonego do sprzedaży w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym. Przede wszystkim godzi on nadmiernie w konstytucyjnie zagwarantowane: wolność działalności gospodarczej, wolność osobistą człowieka i ochronę własności prywatnej. Ale nawet pomijając tę kwestię trzeba pamiętać, że uzasadnioną przyczyną odmowy wcale nie musi pozostawać wyraźny nakaz prawny. Wystarczy powołać się na okoliczność, iż potencjalny klient nie spełnia warunków określonych w ofercie zawarcia umowy sprzedaży (np. właśnie nie ma wymaganej przez sprzedawcę osłony ust i nosa) albo na potrzebę ochronę dóbr osobistych samego przedsiębiorcy, jego pracowników oraz pozostałych klientów. Proste. Drugi przepis stanowi z kolei, że „wystawienie rzeczy w miejscu sprzedaży na widok publiczny z oznaczeniem ceny uważa się za ofertę sprzedaży”. Oznacza to, iż przedsiębiorca wyraża w ten sposób wolę zawarcia umowy sprzedaży, a przyjęcie oferty przez klienta skutkuje jej zawarciem i powstaniem obowiązku wydania rzeczy. Szczegóły oferty sklepikarz może jednak określić swobodnie – w tym, do kogo ją kieruje.

Konkluzja wpisuje się w ogólny nurt naszej polityki. Zamierzony przez władzę efekt można osiągnąć już na gruncie obowiązującego prawa. Problemem pozostaje jedynie stosowanie go we właściwy sposób. Dodawanie kolejnych przepisów jest jednak bardziej medialne. Dzięki niemu można pochwalić się, że „coś się robi dla ludzi”. Rządzącym wydaje się też łatwym rozwiązaniem kłopotu. Od dawna wiadomo jednak, iż takie myślenie nie prowadzi do dobrych skutków. Im więcej obowiązuje przepisów, tym bardziej system prawny staje się nieczytelny, więcej powstaje wątpliwości interpretacyjnych, częściej zdarzają się niespójności wymagające kolejnych poprawek w postaci kolejnych przepisów. Co zatem robić? Na początek najlepiej przestać dodawać kolejne regulacje. To już połowa sukcesu. Później można spróbować uchylać niepotrzebne unormowania.

Damian Kaczan

Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy redakcji.

Udostępnij:

Damian Kaczan

Leave a Reply

Koszyk

Related Posts