Chwała bohaterom, hańba dowódcom

Damian Kaczan30 lipca, 20208 min

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego to najtrudniejszy, ale i najlepszy czas do dyskusji nad polską polityką historyczną. Najtrudniejszy, ponieważ wydarzenia sprzed 76 lat wciąż wywołują silne emocje. Najlepszy, bo przy tej okazji przeszłość cieszy się większą uwagą opinii publicznej niż na co dzień.

Powstańców warszawskich bez wątpienia można nazywać bohaterami. Umiłowali wolność tak bardzo, że ruszyli do nierównej walki z dobrze wyposażonym wrogiem. Wiedzieli, iż prawdziwie wolni będą tylko wtedy, kiedy wolna będzie ich ojczyzna, Polska. Nie poszli w bój, aby zginąć. Powstali by żyć, żyć w Polsce, by oni sami oraz ich bliscy nie czuli strachu budząc się każdego kolejnego dnia, by być gospodarzem we własnym kraju. I to było wielkie zwycięstwo pracy wykonanej przez wielu jeszcze w XIX w., kiedy stopniowo uświadamiano Polakom, jak istotne dla losu ich samych i ich rodzin jest własne państwo, państwo stojące na straży dobra narodu, dziś powiedzielibyśmy – obywateli.

Pisząc o powstańcach mam na myśli szeregowych żołnierzy, sanitariuszki, oficerów dowodzących walką już po wybuchu powstania. To im należy się chwała. To oni powinni stanowić wzór do naśladowania. To oni uczą nas, że wolność nie jest dana raz na zawsze i każdy musi o nią dbać na miarę swoich zdolności.

Dowódcy i politycy, którzy doprowadzili do wybuchu Powstania Warszawskiego wzorem z pewnością nie są. Ich postępowanie trzeba raczej uznawać za doskonały przykład, jak nie należy podejmować decyzji na wysokim szczeblu. Zawiedli zaufanie, jakim obdarzyli ich powstańcy. Roztrwonili skarb, jakim byli bohaterowie powstania, którzy – jak napisałem – chcieli żyć w Polsce i dla Polski, a nie umierać. Zamiast racjonalnym osądem kierowali się romantycznym przekonaniem o znaczeniu tzw. kapitału krwi w polityce międzynarodowej. Wbrew ich wizji relacje między państwami nie są życiem towarzyskim. Nie liczą się w nich przysługi i poświęcenie już poniesione. Dyplomaci nie znają pojęcia wdzięczności. Załatwiają sprawy dla swoich państw, w ich interesie, a nie celem realizacji górnolotnych idei. Te ostatnie stanowią jedynie piękne uzasadnienie cynicznych działań. W stosunkach międzynarodowych najważniejszym argumentem są siła oraz zasoby, jakimi się dysponuje tu i teraz lub w niedalekiej przyszłości.

Powstanie Warszawskie nie miało szansy na wygraną wedle stanu z dnia 1 sierpnia 1944 r. Ogromna dysproporcja wyposażenia między stronami oraz możliwość przesłania wsparcia przez stronę niemiecką pozostawały wtedy oczywiste. Nawet, jeżeli Sowieci wkroczyliby do Warszawy w trakcie walk, a następnie pokonali Niemców, to założenie, iż uszanowaliby status sił polskich jako gospodarza było absurdalne. Dlaczego Armia Czerwona miałaby liczyć się z wycieńczoną walką Armią Krajową? Włączenie się wojsk polskich do akcji miałoby sens dopiero po wzajemnym osłabieniu się Niemców i Sowietów jeszcze przed rozstrzygnięciem boju o Warszawę albo nawet pod koniec walk o naszą stolicę. Wtedy AK mogłaby rzeczywiście obwołać się gospodarzem i co najważniejsze, dysponowałaby większą siłą, która jest potrzebna do realnego sprawowania kontroli nad terem, gdzie znajduje się obca armia. Taką zupełnie podstawową zasadę walki u boku „sojusznika” (zwłaszcza doraźnego) stosowano od wieków i stosuje się nadal – poświęcić jak najmniej własnych zasobów, a sojusznikowi pozwolić wyczerpać się na tyle, na ile nie zagrozi to powodzeniu kampanii. W ten sposób samemu zyskuje się najwięcej w rokowaniach pokojowych przy najmniejszym koszcie własnym. Wstrzymanie ruchu Armii Czerwonej po wybuchu Powstania Warszawskiego nie było więc niczym szczególnie zaskakującym. Ruch naszych dowódców już tak – w negatywnym sensie.

Krytycy Powstania Warszawskiego niekiedy odwołują się do argumentów niedostępnych dla polskich władz podejmujących decyzje w 1944 r., co jest nieuczciwe. Rzeczywiście nie można było się spodziewać, że Niemcy niemal zrównają Warszawę z ziemią, wymordują dziesiątki tysięcy ludzi, że świat bardziej kojarzył będzie powstanie w getcie warszawskim niż Powstanie Warszawskie. Nie oznacza to jednak, iż wiedza ówczesna nie pozwalała na podjęcie lepszej decyzji.

Czy argumenty przemawiające przeciw rozpoczęciu walki dnia 1 sierpnia 1944 r. w czymkolwiek uchybiają samym powstańcom? Absolutnie nie. Oczywiście żołnierz nie może być bezwolnym narzędziem, ale powinien ufać swym dowódcom, wykonywać ich rozkazy. Zapał i wiara w zwycięstwo oraz gotowość do poświęceń są jego cnotami. Polityk i dowódca skory do poświęceń już być nie powinien, zwłaszcza jeżeli chodzi o życie bohaterów.

Damian Kaczan

Felietony nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.

Udostępnij:

Damian Kaczan

Leave a Reply

Koszyk

Related Posts