Gorące szesnastki, niewinne i zdeprawowane

Paweł Skutecki25 maja, 20207 min

Internet zdominowała akcja zapoczątkowana przez środowisko raperów. Dołączyli się do niej aktorzy, ale i politycy. Niektórzy mówią, że ci ostatni zabili ideę. Ale skoro cel jest słuszny, to może nie warto się na nich zżymać?

#hot16challenge2 to akcja, w której raperzy zbierają pieniądze dla polskiej służby zdrowia. W praktyce wygląda to tak, że rapują 16 wersów i nominują – zapraszają – kolejne osoby. I oczywiście wpłacają datek na zbiórkę organizowaną przez godny szacunku i zaufania podmiot, czyli fundację Się Pomaga.

Każdy artysta nominuje kilka osób, a że są to artyści znani przynajmniej w swoich środowiskach, to akcja nabiera rozpędu kuli śnieżnej. Tak bardzo, że postanowili do niej dołączyć ci, którzy najbardziej lubią się grzać przy blasku taniej, łatwej i szybkiej popularności – czyli politycy wszelkiego sortu. Tego lepszego, i tego gorszego też.

Swoje gorące szesnastki nagrali między innymi prezydent Andrzej Duda (o ostrym cieniu mgły, co do wrzenia rozpętało spory interpretacyjne), Janusz Korwin-Mikke (który ogłosił się ni mniej ni więcej tylko „Rapu Bogiem”), ale i środowisko siedzące okrakiem między lewą nogą polityki, a prawą nogą sądów, czyli niesławna Iustitia. No i trudno. O ile jestem w stanie jakoś zrozumieć wyrzucane z siebie rymy antysystemowe, o ile poprzedzają wpłacenie tłustego datku na reanimowanie naszej świętej pamięci służby zdrowia, to zaangażowanie w akcję polityków mających faktyczny wpływ na rzeczywistość wydaje mi się nieco niesmaczne.

Bo nie wolno zapominać, po co jest ta cała akcja: chodzi o pomoc dla służby zdrowia, której w sytuacji próby Polacy musieli z własnych zrzutek dostarczać maseczki, płyny do dezynfekcji, wodę w zgrzewkach i pizzę w kartonach. Taki jest faktyczny stan systemu ochrony zdrowia w Polsce Roku Pańskiego 2020.

Upadek systemu to nie jest kwestia koronawirusa czy innego zjawiska nadprzyrodzonego. To efekt komunawirusa, którym służba zdrowia jest zakażona od kilkudziesięciu lat. I żaden kolejny rząd nawet nie próbował nigdy żadnej terapii, ba – nawet diagnoza nigdy nie została prawidłowo postawiona.

Prawda jest okrutna i bardzo trudna do przyjęcia zarówno dla pacjentów, jak i lekarzy i polityków: komunawirusa nie leczy się pieniędzmi.

Oczywiście to fajnie wygląda w mediach, kiedy kolejne grupy się domagają zwiększenia nakładów na służbę zdrowia, kiedy opozycja wytyka rządowi przeznaczenie dwóch miliardów na telewizję nie wiadomo czemu zwaną publiczną zamiast na leczenie pacjentów z nowotworami, ale to wszystko pic na wodę, fotomontaż.

To tylko ładnie, atrakcyjnie wygląda, bo prawda jest taka, że choćbyśmy na system ochrony zdrowia przeznaczyli dziesięć, dwadzieścia, pięćdziesiąt procent PKB, choćby lekarze zarabiali po sto tysięcy złotych miesięcznie (wszyscy! Bo wielu przecież od dawna tyle zarabia, a niektórzy sporo więcej!), to nie zmieniłoby się nic. Dla pacjentów oczywiście.

A czemu jak tak wciąż o pacjentach? Bo dzisiaj w systemie są oni najmniej ważnym ogniwem. Rząd konsultuje z przedsiębiorcami (czyli koncernami farmaceutycznymi) i lekarzami (czyli związkami zawodowymi), ale z pacjentami nie rozmawia na poważnie nikt. Tymczasem to właśnie pacjenci utrzymują ten bajzel swoimi składkami! To pacjent jest, a właściwie powinien być, najważniejszy. W normalnej, niezainfekowanej komunawirusem branży ten kto płaci, ten wymaga.

Dlatego musimy przede wszystkim wyleczyć system ochrony zdrowia z tego wirusa. To nie będzie łatwe i przyjemne, ale inaczej pacjent umrze. Już zmieniono mu nazwisko, ze „służby zdrowia” na „system ochrony zdrowia”, myśląc, że rodzina da się na to złapać – ale nie dała.

Rodzina, która płaci grubą kasę wszystko widzi i ma tego dosyć. Wszystkie lampki ostrzegające przed rychłym i bolesnym zgonem w komicznych konwulsjach migają na czerwono od dawna, ale od marca tego roku dołączył się jeszcze sygnał dźwiękowy. #hot16challenge2.

Paweł Skutecki

przedruk za

Udostępnij:

Paweł Skutecki

Leave a Reply

Koszyk

Related Posts