Słowa przestały znaczyć to, co znaczyły. Obrażają, mimo że nigdy nie obrażały. Niektóre zostały zawłaszczone przez określone grupy i używanie ich świadczy o naszej przynależności, często wbrew naszym intencjom.
Moje dzieci co rusz z przedszkola „przynoszą” do domu nowy wierszyk czy piosenkę. Kiedy recytują „Murzynka Bambo” nie znaczy, że są rasistami, a gdy śpiewają „Tęcza, tęcza, jaka ładna” nie podejrzewam, że to akt solidarności z mniejszościami LGBT. Julian Tuwim, tworząc swój chyba najpopularniejszy utwór, był zafascynowany Afryką, a tytułowego „Murzynka” przedstawił jako fajnego, radosnego dzieciaka, równego naszym maluchom, ze swoimi przywarami i zaletami. Również tęcza nie musi kojarzyć nam się z osobnikami pokroju Margot, tylko z pięknym zjawiskiem, zwiastującym spokój i nadzieję.
Kulturowych konotacji określonych słów jest więcej i tych przykładów można mnożyć bez końca. Zjesz „sushi” albo popijasz „latte”, to jesteś warszawskim snobem. Nawet „rower” (nie daj Boże taki z koszykiem z przodu!) to już nie jest zwykły środek lokomocji – jak wybierzemy się nim do miasta, to zaraz zrobią z nas „lewaka” albo „eko-świra”, każdy inny zjechałby przecież do centrum dwulitrową limuzyną.
O ile przytoczone słowa zmieniają swoje znaczenia albo określają przynależność do danej grupy pod wpływem galopującej poprawności i czynników kulturowych, o tyle z części pojęć okradliśmy się sami, przy okazji naszej politycznej wojenki. Zaczęliśmy rozróżniać „Polaków” – na tych „prawdziwych” i „nieprawdziwych” czy odmawiać prawa do „patriotyzmu” osobom o innym niż my światopoglądzie. „Konstytucja” stała się symbolem najbardziej radykalnej bojówki Koalicji Obywatelskiej spod znaku KODu, zamiast opoką każdego obywatela od prawa do lewa. Słowa „dyktatura”, „reżim”, czy „autorytaryzm” odmieniamy przez wszystkie przypadki, w wolnym bądź co bądź kraju, dezawuując zupełnie ich znaczenie i pozbawiając siły wtedy, kiedy naprawdę (oby nigdy) będą nam potrzebne. O „wolności” i „niezależności” najczęściej prawią ci, którzy przez całe lata ją tłamsili i nie przeszkadzała im pacyfikacja Marszu Niepodległości czy interwencje służb specjalnych po niewygodnych publikacjach w tygodniku „Wprost”.
Może czas już trochę zluzować i „znaleźć wspólny język”?
Paweł Bokiej
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.