Co to tak wyje, czyli parę słów o cnotach męskich i niewieścich 

Nasza Polska15 lipca, 20218 min

Internety zalała fala śmieszków na temat cnót niewieścich. To oczywiście pokłosie wywiadu, jakiego udzielił filozof, profesor Paweł Skrzydlewski nobliwemu, jedynemu mówiącemu notorycznie i głośno o sprawach niepopularnych i wszetecznych jak sam Bóg, Honor i Ojczyzna Radiu Maryja. Co tak rozbawiło skądinąd naprawdę czasem wykształcone, inteligentne i bystre towarzystwo z lepszych osiedli?

Mam hipotezę, że była to co najmniej jedna z dwóch rzeczy: w przypadku bardziej kompetentnych do odbioru wysublimowanego języka mogło to być okrutnie rzadko w ponowoczesnych czasach spotykane połączenie wyrazów cnota i niewiasta, a dla panien pozostałych wystarczyć mogło samo brzmienie tych zakurzonych, zapomnianych wręcz wyrazów. Sytuacja ma jednak jeden ogromny plus, bowiem wiele osób poszuka w internecie strony Radia Maryja, przemoże w sobie ogromne pokłady uprzedzeń i przeczyta w skupieniu poszukując skandali tekst profesora. 

Umówmy się jednak już na wstępie: profesor Paweł Skrzydlewski to nie jest – wbrew temu co twierdzi minister Czarnek – żaden wybitny myśliciel. Nie przejdzie on do historii filozofii, nawet naszej, rodzimej. Jest autorem raptem kilku publikacji, które nie zrobiły w świecie większego fermentu intelektualnego. A jednak potrafił paroma słowami wzburzyć płaską taflę wielu umysłów. Jak to zrobił? Powiedział głośno, że „tylko dzięki cnotom społecznym możemy uzyskać człowieka dojrzałego, czyli takiego, który umie spełniać dobro. Żeby jednak te cnoty mogły się rozwijać, to trzeba mieć zdrową rodzinę, opartą na monogamicznym nierozerwalnym związku mężczyzny i kobiety”. Tyle by już wystarczyło, żeby środowiska lewicujące szastające na prawo i lewo żądaniami wolności słowa i swobody przekonań posłały go na stos. Stos oczywiście symboliczny, ale nie mniej efektywny niż te sprzed wieków: stos zamilczenia, zakrzyczenia, ośmieszenia, wykluczenia z debaty. Ale nawet nie to twierdzenie rozpaliło czytających z dystansem do rozumienia adwersarzy, tylko twierdzenie, że kluczowe, fundamentalne dla naszej kultury jest wychowanie i zachowanie kobiet, a to wymaga „ugruntowania dziewcząt do cnót niewieścich”. 

I się zaczęły śmieszki. Zaczęła się bieganina po chrust, po zapałki, po rozpałkę. Zaczęło się zaszczuwanie nie tylko samego filozofa, ale całego środowiska, każdego, kto ma czelność pytać, co to właściwie są te cnoty niewieście, bo może to tylko kwestia niespotykanego na manifestacjach i w telewizyjnych jatkach języka? Profesor tłumaczył później, że cnota to „trwałe dyspozycje do dobra, które czynią dobrym człowieka, jak i jego działanie”, że „cnoty niewieście szczególnie akcentują godność kobiety, która w wynika przede wszystkim z jej człowieczeństwa, ale też z tego, że przez nią przychodzi nowy człowiek na świat i jest przez nią wychowywany, formowany. Kobieta jest tą, która w rodzinie odgrywa decydującą rolę” – mówił dla redakcji Onetu. Ataków to jednak nie zatrzymało, bo tak po prawdzie: czy to jest ważne, co profesor miał na myśli? Szerzej patrząc, lepiej nie wnikać o czym takie zakurzone profesory fantazjują… 

Moim zdaniem problem leży gdzieś w okolicach szkolnej edukacji nastolatka, co wprost dowodzi, że profesor ma rację. Jeśli dzisiejsze śmieszki o czymś świadczą, to właśnie o tym, że w szkołach zabrakło klasycznej edukacji. Podnosi się natychmiast szyderą podszyty śmiech, że dzisiaj dzieciaki nie będą uczyły się starożytnej łaciny i greki, ale tak właściwie, to dlaczego nie? Czy jest jakiś inny powód, niż ideologiczne oderwanie od korzeni cywilizacji śródziemnomorskiej?

Pozwoliliśmy sobie w ostatnim stuleciu wyrwać język. Wyrwać, poprzewracać na drugą stronę i wcisnąć podkutym butem między powybijane zęby. I teraz mamy problem, a właściwie to kompleks problemów. To, że cnota kojarzy się Polakom wyłącznie z cielesnością, to najmniejszy ambaras. W obecnej, ponowoczesnej kulturze można odnieść wrażenie, że wszystko jest w jakiś sposób ufundowane na tym, co między nogami, kwestia tylko czy wprost, czy a rebours.

Cnoty męskie, niewieście, społeczne, rycerskie, duchowe – o tym trzeba znów opowiadać nazywając wszystko wprost. To nieprawda, że dzisiaj nie tworzą się eposy o uniwersalnej wartości edukacyjnej, one powstają i są opowiadane z ust do ust. Żyjemy przecież w czasach, kiedy niejedna matka samotnie wychowuje okrutnie okaleczone, niepełnosprawne dzieci, kiedy bohaterki i bohaterowie czasem wręcz we fleszach telefonów komórkowych oddają życie za bliźnich. Bohaterów i postaci dramatycznie doświadczonych przez los mamy pod dostatkiem. Trzeba głosić ich cnoty, ku pokrzepieniu serc, ku motywacji kolejnych pokoleń. I żeby było jasne, że nie samym szlamem i uciechami rozumny człowiek żyje.

Paweł Skutecki

Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie Redakcji. 

Udostępnij:

Nasza Polska

Leave a Reply

Koszyk

Related Posts