Za co odczuwasz dzisiaj wdzięczność? Może za nowoczesny telefon komórkowy? A może za modne, stylowe ubranie? A za trzycyfrową liczbę obserwatorów na Instagramie? Uważasz swój dzisiejszy dzień za udany?
Ja jestem za swój dzień wdzięczna ponad życie. Dziś był mój najlepszy dzień od dawna. Dzień ten, różnił się od poprzednich tylko jedną, maleńką zmianą, która zmieniła wszystko.
Jak codziennie – wstałam, zjadłam śniadanie, popatrzyłam za okno, porozmawiałam z rodziną i z przyjaciółmi. Kolejna część dnia była bardziej pracowita – ćwiczenia. Gdy chce się mieć sylwetkę gwiazdy Instagrama, trzeba sporo ćwiczyć. Gdy chce się samemu chodzić – trzeba ćwiczyć jeszcze więcej.
Przed rozpoczęciem ćwiczeń mam zawsze mierzone ciśnienie, temperaturę i słyszę codziennie te same, podstawowe pytania. Następnie robi się nieco trudniej – moje ciało zostaje podłączone do aparatury i włożone w metalowe rusztowanie, które utrzymuje mnie na moich nogach. Inaczej by się po prostu to nie udało. Gdy już ta cała procedura się zakończy i stawiają mnie w wyprostowanej pozycji – scena należy do mnie. Muszę próbować robić kroki do przodu. W zasadzie lekki krok w bok też mógłby być zwycięstwem.
Niekomfortowe uczucie wywołane niezadowoleniem mojego ciała na stawiane mu warunki jest niczym. Niczym, w porównanie do bólu psychicznego, kiedy patrzę na twarze – mojego lekarza, rehabilitantki, mojej mamy, dziadka, chłopaka – twarze zmartwione, pozbawione nadziei, gdy wciąż nie robię ani jednego kroku samodzielnie nogą.
Dziś jednak oszukałam na moment przeznaczenie. Od kilku dni wizualizowałam sobie w głowie jak chodzę, maszeruję, pływam, biegam, skaczę i tańczę – SAMA. Tak jak inni, „normalni” ludzie. Było to doświadczenie dość nietypowe, nieznane mi, wyjątkowe. Czułam zadowolenie, a to była tylko wyobraźnia, kilka marzeń sennych.
Gdy jechałam wózkiem na salę rehabilitacyjną byłam nieco inna. Miałam podniesioną do góry głowę. Włosy związane w wygodny kok. Oczy odsłonięte po raz pierwszy od dawna. Usta rysowały powoli nieśmiały uśmiech. W sercu gotowała się nadzieja na z pozoru nieosiągalny, niecodzienny sukces.
Na początku standardowa procedura. Ciśnienie i temperatura w normie. Odpowiedzi na pytania – perfekcyjne. Czas założyć zbroję. Najpierw wkładają mi lewą nogę w szynę. Sznurują mocno liczne linki, zapięcia, sznurki, wstążeczki, tworzą kokardki. Następnie prawa kończyna. Po chwili pojawia się wrażenie jakby moje nogi były sztywne, umięśnione, gotowe, żeby wstać i wybiec z tego miejsca raz na zawsze zostawiając za sobą to wszystko. Podnoszą mnie. Wygląda jakbym stała, jak każdy. Pochylam się lekko do przodu, dłońmi chwytam za drewniane rurki, między którymi powinnam przejść. Wciągam się na własnych ramionach, szurając za sobą nogami. Lekarz drapie się po brodzie i patrzy na moje nogi z podejrzliwym zastanowieniem, bez zadowolenia. Zamykam oczy. Zaciskam pięści na drewnianych barierkach. Widzę jak moje stopy zaczynają się ruszać, tupać, pięty pną się do góry, kolana się uginają, mięśnie się zaciskają – idę. Otwieram oczy, patrzę na MOJE nogi, biorę głęboki oddech. Ruszyłam palcem delikatnie do góry. Tak. Absolutnie niepowtarzalny moment, moje zwycięstwo, moja wygrana, moja chwała, mój czas!
Pragnę Ci przypomnieć tylko, że na pewno masz mnóstwo powodów do wdzięczności i radości, o których pewnie ciężko zdawać sobie nawet sprawę w tych błyskawicznych, konsumpcyjnych czasach.
Jeśli masz bowiem rodzinę, przyjaciół, miłość i zdrowie – jesteś absolutnie największym zwycięzcą tego świata. Jest mnóstwo osób, które nie mają takiego szczęścia. Miliony osób nie mają żadnej z powyższych wartości. I miliardy niepełnosprawnych osób, które czuję się o wiele, wiele gorsze od Ciebie, od pełnosprawnych ludzi.
Dlatego teraz Cię o coś poproszę. Doceń to, co masz i celebruj każdą chwilę, jakby była Twoim największym sukcesem. I nie pozwól, aby jakaś niepełnosprawna osoba czuła się gorsza. Masz w końcu niewyobrażalne szczęście, na które nie stać każdego.
Czujesz dziś szczęście?
Ja wielkie.
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.