Thomas O’Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance, opisuje w rozmowie z PAP nastawienie niemieckich partii do współpracy z Rosją. Niektórzy politycy w RFN są tak zapatrzeni w Moskwę, że nie zauważają istnienia Polski – mówi.
Nowy przewodniczący rządzącej w Niemczech partii CDU Armin Laschet powiedział 25 stycznia, że nie zamierza rewidować poparcia dla rurociągu Nord Stream 2, który ma doprowadzać rosyjski gaz ziemny do Europy, mimo sprzeciwu USA i części krajów europejskich, w tym Polski.
Z kolei na pytanie, czy Niemcy mogą być otwarte na zmianę swojego stanowiska w sprawie Nord Stream 2 po planowanej rozmowie kanclerz Angeli Merkel z nowym prezydentem USA Joe Bidenem, odparł: „Porozmawiamy szczegółowo o kierunku tych relacji. Tylko że w kwestii dostaw energii dla naszego kraju ostatecznie decydują same Niemcy w kontekście europejskim”.
Laschet, który jako lider CDU ma duże szanse na zastąpienie Merkel na stanowisku kanclerza Niemiec, wezwał także rosyjskie władze do uwolnienia głośnego krytyka Kremla Aleksieja Nawalnego.
„Takie wypowiedzi doskonale obrazują stosunek niemieckich chadeków do Rosji. Otóż siostrzane partie CDU i CSU są w tej sprawie podzielone. Wielu starszych konserwatywnych biznesmenów popierających CDU/CSU, związanych z dawnymi Prusami, zawsze myślało o Niemczech jako kraju należącym do Wschodu. Czują oni bliskość z Rosją, zapominając czasem o istnieniu pewnego kraju pomiędzy nimi” – zauważa z przekąsem O’Donnell.
„Uważają oni, że Rosja może być dla Niemiec tym, czym dla USA jest Meksyk: krajem z wykwalifikowaną siłą roboczą, w którym można tanio produkować, eksploatować bogactwa naturalne i współpracować w dziedzinie wojskowości” – tłumaczy ekspert, zastrzegając jednocześnie, że są w chadecji także politycy zdający sobie doskonale sprawę z zagrożenia, jakie stwarza Rosja, i opowiadający się jednoznacznie za wariantem transatlantyckim. Należy do takich m.in. minister obrony i była szefowa CDU – Annegret Kramp-Karrenbauer.
„W Bundestagu obecnie są reprezentowane aż trzy ugrupowania, które są jednoznacznie i w całości prorosyjskie. Przede wszystkim współrządząca SPD ze swoim mitem Ost-Politik i bezwarunkowym poparciem dla gazociągu Nord Stream 2. Bardzo antyamerykańska i nastawiona na zbliżenie z Moskwą, zawsze, niezależnie od tego, co się dzieje z Aleksiejem Nawalnym i Ukrainą. Kolejną jest postkomunistyczna i skrajnie lewicowa Die Linke. A trzecią – prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD)” – wymienia.
Jak zauważa O’Donnell, prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi udało się de facto wytworzyć pewien rodzaj konkurencji między tymi partiami, tak, że każda z nich zabiega o jego względy. „(Chodzi im o to,) żeby tylko gospodarz Kremla nie obdarzył większymi względami konkurencji. Te partie zawsze będą mówić, że w Rosji wszystko jest w porządku, że Rosją nie trzeba się przejmować” – tłumaczy analityk, dodając, że złudzeń co do Moskwy nie mają jedynie Zieloni.
„Sprawę w Niemczech jeszcze bardziej komplikuje fakt, że nawet część z tych, którzy są krytyczni wobec Władimira Putina, mimo wszystko chce brać udział w biznesowo-korupcyjnym projekcie, jakim jest Nord Stream 2, żeby móc korzystać na handlu zarówno z USA, jak i z Rosją. Ostatecznie żadne z wielkich mocarstw na taki układ się nie zgodzi” – prognozuje O’Donnell.
„Polityka niemiecka jest podzielona i nowy rząd po wrześniowych wyborach do Bundestagu może pójść w każdą ze stron. Zależy, które stronnictwo minimalnie przeważy” – podsumowuje ekspert.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)