„Mogłoby się wydawać, że senatorowie w okresie pandemii uchwalą nowe przepisy dot. wyborów, aby wyborcy byli bezpieczni, a wybory zgodne z konstytucją. Niestety, to co powinno być oczywiste, nie stało się rzeczywistością. (…) Dlaczego dla zbyt wielu przysięga senatora nic nie znaczy?” – pytała w swoim wystąpieniu w Senacie podczas debaty nad ustawą o wyborach senator Lidia Staroń.
Senator w swoich wystąpieniu przypomniała, jak marszałek Tomasz Grodzki straszył „śmiercionośnymi kopertami”.
Czy cała ta troska o obywateli i strasznie tym wirusem, narracja o tych kopertach, miała coś wspólnego z dobrem Polaków? Czy niejedynym celem w ślad za sondażami, była zmiana kandydata na prezydenta? Było mi było wstyd, jeżeli był taki cel, kiedy samotna kobieta Małgorzata Kidawa-Błońska, najpierw najlepszy kandydat na prezydenta, po samokrytyce, jak w PRL, musiała niczym niepotrzebny przedmiot zrezygnować ze startu w wyborach. Dzisiaj bym tego nie mówiła, gdyby nie było tego, co było przy poprzedniej ustawie
—powiedziała senator krytykując sposób w jaki procedowano ustawę o wyborach korespondencyjnym przez 10 maja.
Staroń zwróciła uwagę, że zgłoszone przez nią poprzednio poprawki nie zostały nawet rozpoznane, a tym razem znalazły się w ustawie.
Nigdy tak nie było, że senator zgłosił poprawki, ale ich nie rozpoznano, nie poddano pod głosowanie
—powiedziała senator.
Jestem bardzo rozczarowana. Napisałam list do pana marszałka, czekam na wyjaśnienie, bo przecież mówimy o prawu. Czy Senat uciekał się do brudnej gry? Takie procedowanie wyraża brak szacunku do wyborców. Senat to nie jest miejsce, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. To miejsce, gdzie powinno powstawać dobre prawo, a nie prawo dobre dla grup politycznych. A co mamy dziś? Napuszczanie jednych na drugich. Obywatele mają dość. Nadszedł czas, aby parlamentarzyści zdali sobie sprawę do czego doprowadzili. (…) Konstytucja nie może być tylko parawanem —podkreśliła.