Wydawałoby się, że świat sparaliżowany epidemią zbrodniczego koronawirusa już nie ma głowy do zajmowania się sprawami innymi, niż maseczki, dezynfekcja, respiratory, czy wreszcie – szczepionka, która nas wszystkich uodporni – ale to nieprawda, bo z faktu, że niezależne media głównego nurtu, a właściwie dwóch niezależych od siebie nurtów: rządowego i nierządnego, obróciły reflektory na epidemię, nie wynika wcale, że w panujących obok ciemnościach nic się nie dzieje. Nawiasem mówiąc, z tymi szczepionkami jest ciekawa sprawa, bo stary żydowski finansowy grandziarz Jerzy Soros twierdzi, że co roku będziemy musieli stosować nową szczepionkę, bo te koronawirusy będą się mnożyły, niczym „koncepcje” w głowie Kukuńka, to znaczy – byłego, prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsy. Oczywiście te szczepionki trzeba będzie kupować, podobnie jak maseczki – a od kogo? Ano, od farmaceutycznych korporacji. One co i rusz rzucają na rynek coraz to nowe, uniwersalne leki, co wśród zwolenników teorii spiskowych rodzi podejrzenia, że wszystkie one składają się z talku i cukru pudru, a jeśli aplikowane są w zastrzykach – to tylko z cukru pudru rozpuszczonego w wodzie destylowanej. Na tym oczywiście nie koniec, bo pojawiają się też fałszywe pogłoski, że te korporacje są wprawdzie „międzynarodowe”, podobnie jak i „międzynarodowa prasa”, ale wszystkie drogi prowadzą do Jerozolimy, w której pewien stary Żyd, być może nawet wspomniany grandziarz, oblicza na liczydle procenty udziału w zyskach dla poszczególnych organizacji wiadomego przemysłu – oczywiście nie farmaceutycznego, tylko tego drugiego. Najwyraźniej pogłoski te musiały dotrzeć również do stowarzyszenia „Nigdy więcej”, specjalizującego się w wykrywaniu pod każdym krzakiem rasistów i antysemitników – bo uderzyło ono na alarm, że z powodu epidemii wzrastają w naszym nieszczęśliwym kraju nastroje rasistowskie i antysemickie. Widać wyraźnie, że w stowarzyszeniu też chuda fara, więc musi się uwijać, żeby zarobić na bułeczkę i masełko, a wiadomo, że nic tak nie otwiera kieszeni sponsora, jak dostarczenie mu nowej partii skalpów antysemitników.
Wróćmy jednak do tego, co dzieje się w ciemnościach, poza kręgiem na który skierowane są reflektory niezależnych mediów. Co tam się dzieje – tajemnica to wielka, ale możemy sobie to i owo wydedukować na podstawie dochodzących stamtąd odgłosów, a nawet – komunikatów. Jak wiadomo, w marcu 2017 roku rozpoczęła się w naszym nieszczęśliwym kraju walka o praworządność. Przeddtem walczyliśmy o demokrację, ale po nieudanym ciamajdanie w grudniu 2016 roku, Nasza Złota Pani z Berlina postanowiła położyć nacisk na praworządność, w związku z czym nastąpiła mobilizacja niezawisłych sędziów i ze stowarzyszenia „Iniuria” i ze stowarzyszenia „Temida”, które pewnie tylko przypadkowo nosi nazwę identyczną z kryptonimem prowadzonej przez ABW operacji werbunku agentury wśród niezawisłych sędziów, no i oczywiście – aktywistów indywidualnych. Od tamtej pory niezawiśli sędziowie trwają na pierwszej linii frontu walki o praworządność, na który zostali rzuceni w charakterze mięsa armatniego przez pozostające w cieniu dowództwo. A dowództwo pozostaje w cieniu gwoli uniknięcia ostentacji. W operacji tej bowiem nie chodzi o żadną praworządność, która Naszą Złotą Pania obchodzi, jak zeszłoroczny śnieg, tylko o odbudowanie w naszym bantustanie niemieckich wpływów. Jeszcze przed 2013 rokiem wszystko wyglądało znakomicie i Książę-Małżonek, czyli Radosław Sikorski, piastujący akurat stanowisko ministra spraw zagranicznych, złożył w Berlinie słynny „Hołd Pruski”, ale potem Nasz Najważniejszy Sojusznik, czyli USA, wróciły do aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, wskutek czego kraj nasz ponownie przeszedł pod kuratelę amerykańską, co łączyło się z zainstalowaniem w roku 2015 na pozycji lidera politycznej sceny ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, które zluzowało niepotrzebną w tej sytuacji ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego. Przeszła ona do nieprzejednanej opozycji, realizującej, do spółki z niezawisłymi sędziami, napisany w Berlinie scenariusz pogrążenia naszego nieszczęśliwego kraju w chaosie, który doprowadzi do przesilenia politycznego i powrotu na pozycję lidera ekspozytury Stronnictwa Pruskiego. Trzeba przyznać, że i ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego też robi co może, żeby odegrać rolę napisaną dla niej przez reżysera tubylczej politycznej sceny, co właśnie możemy na własne oczy obserwować przy okazji wyborów prezydenckich. W rezultacie walka o praworządność zaostrza się, niczym walka klasowa w miarę rozwoju socjalizmu.
A dlaczego się zaostrza? Odpowiedzi dostarcza deklaracja złożona w lipcu 2017 roku w Warszaawie przez prezydenta Donalda Trumpa – tego samego, który podpisał ustawę nr 447 – że bardzo podoba mu się projekt Trójmorza i że Stany Zjednoczone będą go wspierały. Podejrzewam, że prezydent Trump powiedział to tylko, żeby zrobić nam przyjemność – ale w Berlinie potraktowano to poważnie, bo realizacja projektu Trójmorza godziłaby w żywotne niemieckie interesy. Po pierwsze – podważałaby niemiecką hegemonię w Europie, i po drugie – blokowałaby budowę IV Rzeszy, w którą Niemcy przecież tyle już zainwestowały. Toteż Niemcy zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić, a najlepszym sposobem jest odzyskanie wpływów w Polsce, by nowy rząd uroczyście wyrzekł się raz na zawsze wszelkich rojeń o Trójmorzu. Temu właśnie służy zaostrzająca się nieubłagana walka o praworządność, do której wciągane są wszystkie po kolei instytucje Unii Europejskiej.
Ale nie tylko one. Oto mąż ukraińskiej obywatelki Ludmiły Kozłowskiej Bartosz Kramek, członek władz fundacji „Otwarty Dialog”, odpowiadając na pytanie Leszka Balcerowicza powiada, by „przejąć kontrolę” nad Sądem Najwyższym i w ten sposób „wyłączyć” cały aktualny rząd. Ciekawe, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która wcześniej bezskutecznie próbowała zablokować Kozłowskiej możliwość poruszania się po strefie Schengen, nie ośmiela się Bartosza Kramka tknąć nawet palcem. Dlaczego? Tajemnica to wielka, ale pewnego śladu dostarcza nam informacja, że protektorem Ludmiły Kozłowskiej jest jeden z „ekspertów” wpływowego waszyngtońskiego think-tanku pod nazwą: Rada Atlantycka. Możliwe tedy, że nie tylko pani Ludmiła, ale i cały „Otwarty dialog” znalazł się pod parasolem ochronnym Naszego Najważniejszego Sojusznika, który w pogrążeniu naszego bantustanu w chaosie też może mieć interes, jako że wtedy beneficjenci ustawy nr 447 JUST łatwiej będą mogli go wyszlamować.
Wszystko to odbywa się w zewnętrznych ciemnościach, skąd dobiegają nas tylko odgłosy, z których to i owo możemy sobie dedukować. Potwierdza to spostrzeżenie Antoniego de Saint-Exupery, który w „Małym Księciu” zauważył, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.
Stanisław Michalkiewicz
3 comments
Gln
14 maja, 2020 at 6:37 pm
Tyle ważnych kwestii zgrabnie połączonych w jednym felietonie, to tylko pan Michalkiewicz potrafi zawrzeć.
Dr. Paul Kopetzky
23 maja, 2020 at 12:30 pm
Właśnie, zgadza się, to jest sztuka! + erudycja, elokwencja, polot, gibkosc myśli i frazy! SM nie ma dziś równego sobie w UE! Poza nią, a być może i na całym niestety demoratycznym globie! =-O 😉 🙂 :-! :O 😀 O:-) :-$
Pozdrowienia SM! Czytelników i Redakcji!
Dr. Paul Kopetzky
23 maja, 2020 at 12:25 pm
Śmieszna, paradoxalna i absurdalna rzecz, ale przy noszeniu maseczek, faktycznie potrzebnych i chroniących przed zarażeniem, kichaniem, kaszleniem innych, sami wdychamy jednak niezdrowe przecie C02 plus swoje wirusy, bakterie, choroby! Kolejne mutacje, szczepy i zarazki!
Choć JKM, przyjaciel wieloletni SM, twierdził onegdaj, iż nie ma czegoś takiego jak bakteria!
=-O 😉 🙂 :-! :O 😀 O:-)
„Badtime for democracy” Dead Kennedys