Cholera czy kapusta? Wycinki z czasów zarazy 1831 roku

Arkadiusz Jarzecki16 kwietnia, 202017 min

“Postępy choroby, zwanej cholera morbus, która z cesarstwa rosyjskiego ku końcowi zeszłego roku przedarła się w kraj austryjacki…” – tymi słowami 8 czerwca 1831 roku Gazeta Lwowska rozpoczęła regularne raportowanie czytelnikom sytuacji epidemiologicznej w mieście, w kraju i za granicą. Choroba była inna, czasy były inne, ale problemy te same.

Odkąd choroba zaczęła szerzyć się na dobre, w dziale wiadomości krajowych rzadko poruszano inne tematy. Tylko doniesienia na temat trwającego powstania listopadowego, w początkowym okresie trwania epidemii, kazały niekiedy redakcji przyznać cholerze drugie miejsce w hierarchii najważniejszych tematów.

 

Troskliwy cesarz walczy z zarazą

Cesarz “(…) przez ojcowską troskliwość około dobra poddanych swoich kazał przedsięwziąć środki, przez które złe to, co się było wdarło w granice Galicyi, zostało przez kilka miesięcy wstrzymane, a nawet zdawało się, że jest całkiem utłumione. Wszelako nadzieja ta znikła w pierwszych dniach maja. Od chwili, w której choroba ta pokazała się na wielu punktach cyrkułów pogranicznych Galicyi i poczęła się szerzyć ku Lwowu, wydał najjaśniejszy pan śpiesznie rozkazy, aby postępowi tego złego wszystkiemi zapobiegać środkami.”

Głównym narzędziem cesarza w walce z epidemią była dowodzona przez jednego z generałów komisja zdrowia, skupiająca władzę cywilną i wojskową. “Taż komisyja ustanowiła wojskowe zamknięcie kraju” – czytamy w numerze z 15 czerwca.

 

Handel musi trwać

Granice, podobne jak dziś, były półprzepuszczalne. Przejście na granicy morawsko-śląskiej pozostało otwarte dla handlu. Cesarz (…) “obmyślił najłaskawiej środki do utłumienia tamże choroby cholera morbus, i ku zapobieżeniu szerzeniu się onej; (…) rozkazał założyć na granicach Galicyi zakłady kwarantanny”.

Handlarze czy gońcy, jeśli przybywali z terenów objętych epidemią, w kwarantannie musieli pozostać aż 20 dni. Zwolnione z niej były osoby podróżujące z obszarów, w których od więcej niż 40 dni nie stwierdzono przypadków choroby. Takie osoby musiały jednak przedstawić odpowiednie “zaświadczenia zdrowotne”.

 

Nie tylko kwarantanna

Louis Pasteur miał w tym czasie zaledwie 9 lat, ale musiano zdawać sobie sprawę z istnienia niewidocznych zagrożeń. Obawiano się przenoszenia choroby wraz z przesyłkami. Ozonowania jeszcze nie znano, za to wprowadzono “nakaz okadzania listów”.

Na froncie walki byli oczywiście medycy. Koordynacją ich prac zajmowała się wspomniana komisja zdrowia zobowiązana do “przysposobienia lekarzy będących w pogotowiu do udania się na miejsca zagrożone i wysyłania onych natychmiast w takie miejsca”.

Podobnie jak dziś walka z epidemią była druzgocąca dla gospodarki. Cesarz wspaniałomyślnie przygotował więc “znaczne summy w gotowiźnie i znaczną ilość żywności dla wsparcia ubogich”. To nie wystarczało. 29 lipca w Gazecie ukazał się dramatyczny apel o solidarność:

“Te jęki nieszczęśliwych, któremi otoczeni zewsząd jesteśmy, miałyby się nie przedrzeć do serca waszego, szlachetni mieszkańcy Galicyi? Wy, którzy (…) wyprzedzaliście dotąd prośby nędznych, i na każde wezwanie, czyto po pożarach niszczących, czy wylewach wód zatapiających doliny i miasta, wybyście byli nieczułymi na nędzę krajowców?”.

 

Choleraporadnik

Nędza napędzała epidemię. Apel o powstrzymanie się od jedzenia niedojrzałego jeszcze zboża i ziemniaków, był jednym z kilku zaleceń, jakie znalazły się w drukowanej kilkukrotnie instrukcji “galicyjskiego Protomedykatu dla ubezpieczenia zdrowia”. Podstawowe produkty wygłodniałej ludności miały zapewnić “zwierzchności, które poddanych swoich, niedostatek cierpiących, dotychczas wspierały”.

Dbałość o ogólny dobry stan zdrowia ludności zaprzątał głowę administracji sanitarnej. Wśród zaleceń znalazło się unikanie chłodnego porannego i wieczornego powietrza i chronienie ciała “od wszelkiego oziębienia (…) przez co ludzie chorują, i z tego powodu nawet w zwyczajnych czasach”. Stąd zalecenie by “w pole brać z sobą dobrą odzież”, a po pracy “nie należy pod ten czas w samej koszuli kłaść się na ziemię pod gołem niebem dla wypocznienia”. 

Nie mało było też rad dietetycznych: “Nie trzeba używać pokarmów słonych, kwaśnych, także jarzyn, na wieczór mało jadać; dobrze jest pić wino oporckie, także kawę czarną”. Miłośnicy wypalania zarazy od środka, tak jak i dziś, nie znajdowali poparcia w oficjalnych zaleceniach – co do mocnych trunków “ze względu na dotychczasowy zwyczaj, raczej w mniejszej, aniżeli w większej ilości używać należy”.

W Gazecie zajmowano się także fake newsami. “Żadna wiadomość nie usprawiedliwia przypuszczenia, aby zaraza nastąpić mogła przez towary”.

 

Dane, liczby, statystyki

Pierwsze dane statystyczne podano 1 lipca – „18748 chorych, 8128 ozdrowieńców, 7009 umarłych, 3611 w kuracyi”. Potem szczegółowe tabele zajmowały pierwszą stronę aż do ostatniego dnia epidemii. Raportowane są nawet pojedyncze przypadki. Pojawienie się choroby na nowych obszarach powodowało zmianę granic “kordonu zdrowia”.

W wydaniu z 22 lipca w rubryce węgierskiej gazeta donosi o pojawieniu się tam kilku zachorowań przypominających objawami cholerę. Umarły cztery osoby. W dwóch kolejnych miejscowościach kolejno: dwie i jedna osoba. Natychmist interweniowały służby sanitarne.

 

Cholera czy kapusta

“Z Pesztu przybyła wiadomość, że dnia 14go wieczorem zachorował tam woźnica pewnego tamtejszego mieszkańca i że tenże umarł dnia 15go przed południem (…) na symptomata, które niektórzy lekarze za podobne do cholery osądzili, gdy tymczasem inni śmierć nieboszczyka przypisywali nadmiarowi użycia kapusty. Dom, w którym tenże mieszkał, zamknięto natychmiast, wraz ze znajdującymi się tamże 19 osobami”. Miasto odcięto od świata zrywając most.

 

Zamieszki zamiast wykładów

Kiedy przez dwa dni z kolei na cholerę nikt nie umarł, wina spadła na kapustę. Było już jednak za późno. Natychmiastowa reakcja władz spotkała się z natychmiastową kontrreakcją studentów.

“Młodzież akademicka, właśnie co uwolniona od nauk, i nie mogąc przebyć rzeki przez zerwanie mostu, zebrała się w dniu 17. rano w znacznej ilości, aby od władz otrzymać paszporty zdrowia”. A potem, jak relacjonuje Gazeta, do tłumu młodzieży przyłączyło się “mnóstwo ludzi ciekawych”, do ciekawskich “kupa próżniaków, z motłochu pospólstwa złożona” i zaczęły się burdy.

Wybicie kilku okien i obrabowanie kilku lokali z mocnymi trunkami wskazywać może na zwyczajne rozbójnictwo, ale już zburzony “dom kontumacyi”, czyli miejsce kwarantanny, można odebrać jako wyraz sprzeciwu wobec przedkładania zdrowia nad wolności osobiste. 

O jurności tłumu świadczy fakt, że nie poddali się na widok oddziału huzarów, a ranni byli po obu stronach. Siedmiu wichrzycieli wojsko zabiło, a dwieście osób z potężniejszego jeszcze tłumu ujęli i oddali władzom sami obywatele. “Od dnia 17go spokojność publiczna nie była już naruszona”.

Cholera na Węgrzech jednak wybuchła. W niespełna dwa miesiące, dotknęła 33 juryzdykcyj tego królewstwa, razem 333 miesjc, a 11987 ludzi. Z tych wyzdrowiało 1423, umarło 4876, w kuracyi pozostaje 5688 osób”. 12 sierpnia Gazeta Lwowska doniosła o odwołaniu corocznego jarmarku w Debreczynie.

 

Luzowanie obostrzeń

24 sierpnia w gazecie zapowiedziano rychły koniec epidemii w mieście. Prowincjonalna komisja zdrowia zaapelowała o dalsze wypełnianie wszelkich zaleceń mających utrzymywać mieszkańców w dobrym zdrowiu, a więc o właściwą dietę, wietrzenie mieszkań, utrzymywanie czystości. “W ogólności zaś każdy, niech się podług swojego przyzwyczajenia i właściwego usposobienia zachowuje, i tego się wystrzega, co dotąd dla siebie szkodliwem uważał”. Miód na serca łaknące wolności.

Szczególnie dużo poświęcono apelowi, by nie nosić i nie odsprzedawać odzieży po osobach chorych… bez uprzedniego oczyszczenia. Utworzono nawet specjalny “urząd publiczny”, w którym odzież można było wyprać.

 

Cesarską tarczą w kryzys

“Zwrócił w tym samym czasie Najjaśniejszy Pan swoją uwagę i troskliwość na to, aby wśród rozlicznych zatamowań w handlu (…), które do stosunków zarobkowości licznych klass szkodliwie wpływać mogły, inną drogą przynieść tym klassom wszelką możliwą ulgę”.

Ludność do zimy miało przygotować “towarzystwo prywatne, którego zadaniem jest wyszukanie i wykonanie środków ulżenia uciśnionej klasie”. W Wiedniu uruchomiono też publiczne roboty.

Początkowo stosowana metoda obejmowania kwarantanną pojedynczych domów spowodowała, że ludność zaczęła ukrywać przypadki zachorowań. Zmieniono więc metodę, wprowadzając zdroworozsądkowe nakazy higieny i ograniczania kontaktów. Narastał jednak kryzys gospodarczy, zubożenie było powszechne, malały wpływy do skarbca.

Mimo usilnych starań, odcinania kolejnych miast i wsi, zrywania mostów, kiedy choroba wygasała w jednych miejscowościach, pojawiała się w innych. Pod koniec września Gazeta Lwowska podała, że w mieście wyzdrowiał ostatni z chorych. Cholera panowała przez 120 dni. Równocześnie z ustaniem zachorowań we Lwowie choroba pojawiła się w stolicy – Wiedniu.

 

 

Udostępnij:

Arkadiusz Jarzecki

Leave a Reply

Koszyk