W piątek mija 35 lat od jednej z największych stadionowych tragedii w historii piłki nożnej. 29 maja 1985 roku na brukselskim Heysel przed finałem Pucharu Europy starli się kibice Juventusu Turyn i Liverpoolu. Zginęło 39 osób, głównie Włochów.
Mimo to spotkanie rozegrano, a Juventus – z Francuzem Michelem Platinim i Zbigniewem Bońkiem w składzie – wygrał 1:0 (bramkę z karnego, w 58. min zdobył Platini). To wtedy późniejszy prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) wypowiedział znamienne słowa: „Puchar odebraliśmy w szatni. To nie była moja wizja futbolu”.
Po tej tragedii angielskie kluby zostały wykluczone przez UEFA na pięć lat z rozgrywek o europejskie trofea.
18 dni przed Heysel pożar na stadionie w angielskim Bradford kosztował życie 56 osób. W środę, 29 maja 1985, na Brukselę skierowane były oczy całej piłkarskiej Europy. Tymczasem ten w założeniu dzień święta futbolu stał się dniem jego hańby.
Stadion Heysel zapełnił się na godzinę przed meczem. Kibice obu drużyn, oddzieleni od siebie trzymetrową siatką, obrzucali się obraźliwymi epitetami. O godz. 19.30, 45 minut przed zaplanowanym rozpoczęciem spotkania, rozwydrzeni, często pijani brytyjscy fani z sektorów X i Y zaczęli rzucać butelkami i kawałkami betonu w grupę kibiców Juventusu, zajmujących pobliski sektor Z. Gdy Włosi wycofywali się, Brytyjczycy zniszczyli ogrodzenie.
„To był widok przypominający atak partyzantów” – wspominał wkrótce po wydarzeniach włoski kibic Giampietro Donamigo.
„Podeszli ławą do ogrodzenia i zaczęli rzucać butelkami. Niektórzy z nas odpowiadali groźbami, ale większość była przerażona. Próbowaliśmy usunąć im się z drogi, wtedy zaczęło się na dobre. Zapanowała panika, tratowano się wzajemnie w ucieczce, gdy chuligani z Wysp zniszczyli ogrodzenie. Pamiętam chłopaka, który klęczał i błagał o litość. Tymczasem jeden z Brytyjczyków zamierzał mnie zaatakować, wywijając stalowym prętem. Wyglądał jak zwierzę, jak bestia. Ślina ciekła mu z ust, jego oczy były dzikie, musiał być pod wpływem narkotyków. Myślałem, że zbliża się mój koniec” – opowiadał.
Chociaż fani Liverpoolu byli „uzbrojeni” w ponad metrowe pręty – pozostałości z ogrodzenia, to kilku kibiców „Juve” stawiło im opór. Reszta ratowała się paniczną ucieczką, przeskakując ogrodzenie i mierzący 120 cm murek oddzielający trybuny od boiska. Inni wspinali się na trzymetrowy mur, stanowiący krawędź trybun. Jednak setki kibiców znalazły się w pułapce.
Brytyjczycy kontynuowali atak na tylne rzędy trybun. Nacisk napierającego tłumu spowodował zawalenie się części betonowej ściany sektora. Runęło też metalowe ogrodzenie. Fragmenty muru przygniotły niektórych włoskich kibiców. Inni, uciekający w panice, tratowali się wzajemnie.
„Widziałem ludzi stratowanych na śmierć przez opanowany paniką tłum” – wspominał inny z włoskich kibiców.
Dopiero po prawie dwóch godzinach policja zdołała zaprowadzić porządek, częściowo za sprawą zmęczenia brytyjskich pseudokibiców. Bilans strat był przerażający – 39 zabitych, w tym m.in. 10-letni chłopiec z Włoch, ponad 425 rannych, w tym 12 ciężko.
„Widziałem za dużo. Widziałem śmierć na stadionie” – powiedział inny Włoch, naoczny świadek tragedii. „To nie był sport. To była wojna” – mówił po meczu jeden z belgijskich ratowników Czerwonego Krzyża.
W Europie, choć już przyzwyczajonej do wybryków angielskich „hooligans”, odezwały się głosy potępienia tego, co wydarzyło się w tym czarnym dniu futbolu. Po tragedii na Heysel londyński „The Times” napisał: „Trudno oprzeć się konkluzji, że gra w piłkę to gra ze śmiercią”. „Futbol przeżył najczarniejsze godziny w swych dziejach” – ocenił boński „General Anzeiger”.
We Włoszech zapanowała żałoba i oburzenie. Gazety nie szczędziły słów potępienia: „Masakra na stadionie” – rzymska „La Repubblica”. „Barbarzyńcy są wśród nas…” – mediolański „Il Giornale”.
Papież Jan Paweł II wysłał telegram do arcybiskupa Turynu, w którym znalazły się takie słowa jak „barbarzyńska przemoc”. We włoskim senacie zastanawiano się nad wytoczeniem procesu brytyjskim fanom.
Piłkarz Guenter Netzer, a w 1985 r. już trener, powiedział: „Nie można ich (Brytyjczyków) nazywać kibicami futbolu. To kryminaliści. Przychodzą na mecze, by sprawiać kłopoty”.
„To był wieczór hańby i tragedii” – ocenił ówczesny minister sportu Wielkiej Brytanii Neil Macfarlane po tragedii w Brukseli.
Rząd premier Margaret Thatcher ogłosił, że przeznaczy 317 500 dolarów na specjalny fundusz pomocy rodzinom ofiar i rannych.
25 lat po tragedii z 29 maja 1985 r., obok przebudowanego (w 1995 roku) od fundamentów stadionu w Brukseli, noszącego obecnie imię Króla Baudouina, stanął pomnik pamięci 39 ofiar. Monument zaprojektowany przez Francuza Patricka Rimoux zastąpił skromną tablicę, upamiętniającą tamtą tragedię.(PAP)