Moją jedyną prawdziwą pasją jest medycyna. I nie mam innych pasji, trzeba to brutalnie powiedzieć — mówi prof. dr hab. Piotr Kuna, kierowniki II Katedry Chorób Wewnętrznych UM w Łodzi.
O drodze do medycyny prof. Kuna opowiedział w wywiadzie z Moniką Zieleniewską dla portalu medonet.pl.
– W pewnym sensie to tradycja rodzinna. Moi rodzice wprawdzie nie byli związani z medycyną, ale dziadek był lekarzem. U dziadków spędziłem pierwsze 10 lat życia, obserwując pracę dziadka i byłem zafascynowany tym, co robił. Później nie myślałem już, że mógłbym zajmować się czymś innym niż medycyną. Wybór był jednoznaczny, nie miałem wahań ani innych pomysłów na życie – mówi Kuna.
Na pytanie, czy ktoś go do tego zachęcał, odpowiada: „To był mój wybór, a mama uważała nawet, że za dużo czasu poświęcam książkom i nauce. Moi rodzice zgadzali się, że każdy musi sam wybrać swoją drogę. Wybrać to, co kocha, bo dzięki temu będzie szczęśliwy”.
– Chciałem kiedyś wrócić w miejsce, gdzie się wychowałem, do domu dziadków, kontynuować tradycję i prywatną praktykę. Życie jednak ułożyło się inaczej, zostałem nauczycielem akademickim i naukowcem. A to niezwykle ciekawe doświadczenie, bo praca na uczelni daje nie tylko możliwość rozwoju naukowego, ale i kształcenia młodych lekarzy – kontynuował profesor.
Kuna pracował w Niemczech, Szwecji i USA, a w końcu odmówił propozycji objęcia stanowiska na Harvardzie, żeby wrócić do Polski.
– Tak było. Byłem na stypendium w Szwecji na Uniwersytecie w Lund, pracowałem również w Fundacji Wallenberga w Szwecji, zajmując się immunologią kliniczną. Otrzymałem stypendium Narodowego Instytutu Zdrowia USA i wyjechałem do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkałem cztery lata. W tym czasie zgłosiłem kilka patentów, które zostały przyjęte. Patenty sprawiły, że otrzymałem propozycję stanowiska profesora na Uniwersytecie Harvarda. Amerykanie chcieli, żebym kontynuował swoje badania, a chcę powiedzieć, że część z nich zaowocowała odkryciem receptora dla wirusa HIV. W tamtych czasach, 30 lat temu był to bardzo atrakcyjny kierunek badań naukowych. Zaproponowano mi trzyletni kontrakt, więc nie było to zatrudnienie na stałe. Jednocześnie wiedziałem, że będę musiał walczyć o finansowanie, granty, środowisko będzie wymagało ode mnie udziału w wyścigu szczurów, a po czterech latach stypendium byłem już trochę zmęczony. W Polsce pracowało się inaczej, ja miałem specjalizacje, doktorat i sporo publikacji na koncie. Po powrocie przyszły kolejne publikacje, więc szybko zrobiłem habilitację, a w 1998 r. otrzymałem od prezydenta Kwaśniewskiego tytuł profesora – opowiada Kuna.
Cały wywiad można przeczytać na portalu medonet.pl.