Specjalista ostrzega jednak, że nie tyle nowe warianty wirusa SARS-CoV-2 są groźne, co zachowania ludzi, którzy nie przestrzegają zasad epidemicznych. „Wirus sam w sobie to martwa cząsteczka, nie może być bardziej zakaźna, dopóki nie trafi do organizmu. To zachowania ludzi są mniej lub bardziej zakaźne. Decyduje zatem odpowiedni dystans i izolacja. Bo wariant wirusa jest zakaźny, gdy ludzie postępują niezgodnie z regułami” – zaznacza wirusolog.
PAP: Spodziewamy się zniesienia wkrótce obostrzeń epidemicznych dotyczących noszenia maseczek, kwarantanny i izolacji. Jednocześnie na całym świecie, w Azji, Afryce, USA i Europie, rozprzestrzenia się bardziej zakaźny subwariant Omikronu BA.2. Jak dalej może przebiegać pandemia?
Prof. Włodzimierz Gut: W Polsce może przebiegać podobnie jak w Niemczech.
PAP: Możemy zatem się spodziewać większej liczby zakażeń SARS-CoV-2?
Prof. W.G.: Jak również większej liczby zgonów. Niestety.
PAP: Z dotychczasowych obserwacji wynika, że nowe subwarianty Omikronu, takie jak BA.1 i BA.2, są bardziej zakaźne, jednak mniej zjadliwe.
Prof. W.G.: Subwarianty? Powtarzam zawsze, że to nie warianty lub subwarianty są groźne, lecz zachowania ludzi. Przykładem są Niemcy – były tam wspaniałe manifestacje antywojenne, a potem nastąpił wzrost zakażeń.
PAP: Podobnie jest w innych krajach europejskich. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) ponowny wzrost zakażeń występuje w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Francji, Włoszech, Grecji i na Cyprze. Jednym z powodów jest zbyt szybkie znoszenie restrykcji.
Prof. W.G.: Tak, wzrost zakażeń następuje w wielu miejscach na świecie, mówi się nawet o kolejnej fali zakażeń. Nie podaję już której z kolei, bo to zależy od tego kto jak je liczy.
PAP: Zakaźność Omikrona nie ma w tym większego znaczenia?
Prof. W.G.: Nie, powtórzę raz jeszcze – decydują zachowania ludzi. Wirus sam w sobie to martwa cząsteczka, nie może być bardziej zakaźna, dopóki nie trafi do organizmu. To zachowania ludzi są mniej lub bardziej zakaźne. Decyduje zatem odpowiedni dystans i izolacja. Bo wariant wirusa jest zakaźny, gdy ludzie postępują niezgodnie z regułami.
PAP: A szczepionka przeciwko COVID-19?
Prof. W.G.: Szczepionka nie chroni przed zakażeniem, ona jedynie przygotowuje na ewentualne zakażenie. Przed zakażeniem chroni tylko ściana.
PAP: Na razie jednak spada w naszym kraju liczba hospitalizacji z powodu COVID-19. I jest to dobra wiadomość. Czy to może się wkrótce zmienić?
Prof. W.G.: To na szczęście jest mało prawdopodobne, ponieważ znaczna część naszej populacji jest przygotowana na zakażenie. Problem dotyczy nie szpitalnictwa, tylko ludzi, pojedynczych osób, które przyjęły taką, a nie inna koncepcję i wolą przechorować.
PAP: Coraz częściej bagatelizujemy COVID-19, zaczynamy traktować jak zwykle przeziębienie.
Prof. W.G.: Tak, wiele osób nie widzi różnicy, wydaje się im, że jest to grypa. A wirus grypy jest całkowicie innym patogenem niż SARS-CoV-2. Dlatego podstawowy błąd, jaki robią te osoby, polega na tym, że nie sama choroba jest najgorsza, lecz dużo gorsze są jej konsekwencje.
PAP: Niby przechodzi, ale czasami się przeciąga, albo mogą się pojawić odlegle powikłania?
Prof. W.G.: W przypadku SARS odlegle powikłania występowały nawet w ciągu trzech lat. Ale na tę chorobę zachorowało jedynie 8 tys. ludzi na świecie.
PAP: W przypadku COVID-19 odległe powikłania również mogą się pojawić po trzech latach albo nawet później?
Prof. W.G.: SARS był bardziej zabójczy, może być zatem jeszcze gorzej.
PAP: Gorzej?
Prof. W.G.: Tak, ponieważ właśnie w przypadku łagodnych przebiegów trzeba się liczyć z późnymi powikłaniami.
PAP: Łagodny przebieg COVID-19 może wbrew pozorom źle wróżyć?
Prof. W.G.: Nawet jest to bardziej prawdopodobne.
PAP: Oznacza to, że ci co przeszli chorobę łagodnie, muszą bardziej się liczyć z późnymi powikłaniami?
Prof. W.G.: Niestety tak może to wyglądać. Zobaczymy, wciąż trwa ocena późnych skutków COVID-19.
PAP: Tymczasem subwariant Omikron BA.2 coraz bardziej się rozprzestrzenia.
Prof. W.G.: Następny wariant po nim też będzie się rozprzestrzeniał. Bo im więcej osób wymyka się z systemu wykrywania zakażonych, ich izolacji i obejmowania kwarantanną tych, którzy się z nimi stykali, tym szybciej dany wariant będzie się rozprzestrzeniał w populacji. U nas z tego systemu wymyka się dużo osób, o czym świadczy znaczny odsetek wyników dodatnich z puli badanych na obecność SARS-CoV-2. Nie powinno ich być więcej niż 10 proc.
PAP: A co z naszą odpornością populacyjną, słabnie i jest wciąż niewystarczająca?
Prof. W.G.: Przede wszystkim trzeba pamiętać, że odporność populacyjna, to odporność na chorobę, a nie na zakażenie. Odporność na zakażenie można uzyskać, choć w ograniczonym stopniu, poprzez odpowiedź miejscową na nabłonkach. Tego jednak szczepionka (dotąd stosowana przeciwko SARS-CoV-2 – PAP) nie indukuje. Może to zrobić samo zakażenie lub innego typu szczepionka, a takiej nie ma.
PAP: Ale nawet wtedy nie ma 100 proc. ochrony przed zakażeniem?
Prof. W.G.: Nie ma, bo to nie jest tak, że uzyskuje się wysoką gęstość przeciwciał wydzielniczych, która wyłapie wszystko, jest jedynie zmniejszenie prawdopodobieństwa zakażenia. Zresztą po szczepieniu dana osoba może nawet nie szerzyć zakażenia, bo jest na tyle silnie przygotowana, że rozwój infekcji zostaje zahamowany, gdyż nie dochodzi do objawów choroby i wirus nie wydostaje się z organizmu. Albo następuje skrócenie czasu zakażania innych. Na tym to polega.
PAP: Lepiej jeszcze nie znosić obostrzeń epidemicznych, na przykład używania maseczek ochronnych w pomieszczeniach zamkniętych?
Prof. W.G.: Powiem tak: jestem w pełni zaszczepiony, a poza tym przechorowałem COVID-19 i mam miejscową odporność.
PAP: A z punktu widzenia społecznego?
Prof. W.G.: Obostrzenia i tak nie były u nas przestrzegane w znacznym stopniu.
PAP: Zniesienie obostrzeń lub ich utrzymanie nie ma w tej sytuacji większego znaczenia?
Prof. W.G.: Dokładnie tak.
PAP: Co warto robić, szczepić się lub przyjąć dawkę przypominającą, jeśli ktoś tego jeszcze nie zrobił?
Prof. W.G.: Nie mamy szczepionki żywej, atenuowanej (o znacznie obniżonej chorobotwórczości – PAP). To czym dysponujemy (przeciwko COVID-19 – PAP), to jednorazowa produkcja w organizmie konkretnego białka. Przykładem jest szczepionka przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu: bierzemy jedną, potem drugą dawkę, po roku trzecią, a po pięciu latach – kolejną, i co pięć lat nową dawkę.
PAP: W przypadku COVID-19 nie mamy jeszcze takiego ściśle określonego schematu stosowania poszczególnych dawek szczepionki.
Prof. W.G.: Nie jest to jeszcze możliwe, za krótki mamy okres obserwacji. Skąd mamy wiedzieć jak stosować kolejne dawki – po dwóch latach, po trzech czy po pięciu. Trzeba się jednak liczyć z tym, że co jakiś czas trzeba będzie przyjmować dawki przypominające. Wiele zależy od indywidualnej odpowiedzi. Jednym osobom prawdopodobnie wystarczą dwie dawki na kilkanaście lat, a innym – jedynie na kilkanaście miesięcy.
PAP: W Wielkiej Brytanii niedawno rozpoczęto szczepienia czwartą dawką seniorów w wieku co najmniej 75 lat z osłabioną odpornością lub chorobami współistniejącymi.
Prof. W.G.: W przypadku osób w tej grupie wiekowej jest podobnie jak z dziećmi w wieku do dwóch lat, które nie mają rozwiniętej odporności. Ludzie po 60. roku życia wykazują z kolei redukcję odpowiedzi immunologicznej, w tym wieku jest ona już osłabiona.
PAP: Przywilej starości…
Prof. W.G.: Niestety te osoby mają już „zużyty” organizm i u nich indukcja reakcji odpornościowej nie jest tak duża jak u osób młodszych. Trzeba jednak pamiętać, że każdy z nas to indywiduum, z różnymi przypadłościami.
PAP: Należy zatem co jakiś czas mierzyć sobie poziom przeciwciał i w zależności od niego przyjmować kolejne dawki szczepionki?
Prof. W.G.: W tym wypadku to nie jest dobra miara.
PAP: Dlaczego? Nie tylko przeciwciała są ważne?
Prof. W.G.: Najważniejsza jest pamięć immunologiczna i odporność komórkowa. Zniszczy ona komórki zanim wyprodukują one wirusy, które mogą zakażać innych. Przeciwciała wiążą wirusa, który już się wydostał z komórek organizmu, jakie zaatakował.
PAP: Możemy mieć niski poziom przeciwciał, ale jest wciąż pamięć immunologiczną i odporność komórkową?
Prof. W.G.: Tak, taka osoba jest bardziej zabezpieczona i mniej naraża innych na zakażenie niż ci, którzy mają wysoki poziom przeciwciał, ale nie mają tych pierwszych etapów.
PAP: Wciąż jednak mówi się niemal wyłącznie o przeciwciałach.
Prof. W.G.: Tak, bo to odbywa się na zasadzie: dlaczego lejecie mi na głowę sok malinowy? Odpowiedź: bo tylko taki mamy. Taka jest ogólnie dostępna metoda mierzenia odporności i dobrze wystandaryzowana. Choć nie do końca, bo nikt nie jest w stanie powiedzieć, jaki poziom przeciwciał nas zabezpiecza.
PAP: A co z czwartą dawką? Kto powinien ją przyjmować?
Prof. W.G.: To zależy, w każdym razie – nikomu nie zaszkodzi.
PAP: Kiedy zatem należy ją zalecić?
Prof. W.G.: Wtedy kiedy zacznie rosnąć liczba chorych zaszczepionych trzema dawkami. Taka jest reguła.
PAP: Musimy się zatem przyzwyczaić do COVID-19, będzie występował tak jak grypa i przeziębienie?
Prof. W.G.: Nie da się uniknąć już czegoś co się rozprzestrzeniło po całym świecie. Tym bardziej, że szczepienie nie chroni przed zakażeniem u osoby z normalną odpowiedzią immunologiczną, jedynie skraca okres wydalania wirusa, czasami nawet do zera.
PAP: Chinom uda się utrzymać strategię „zero tolerancji”, polegającej na wprowadzaniu lockdownu jak tylko pojawi się ognisko epidemii? W Państwie Środka również rozprzestrzenia się bardziej zaraźliwy wariant Omikron.
Prof. W.G.: Wszystko zależy od zachowań ludzi. Przykładem jest Delta, która pięknie się szerzyła w Europie, ale w Japonii „poddała się” jak tylko wprowadzono większe obostrzenia. Wirus szerzy się w każdej populacji, która nie przestrzega reguł epidemicznych.
PAP: Mamy wiosnę i zbliża się lato, częściej przebywamy na zewnątrz. Możemy oczekiwać, że tak jak w dwóch poprzednich latach – wkrótce spadnie liczba zakażeń?
Prof. W.G.: W lesie wirus nas nie dopadnie, ale na imprezach i w sklepach – już tak. Proszę sobie przypomnieć jak było wraz wybuchem pandemii: Polska na wczesnym etapie wprowadziła obostrzenia i przez długi okres mogliśmy się cieszyć stabilizacją na niskim poziomie. Inni wprowadzali obostrzenia w fazie silnego wzrostu, a obostrzenia zaczynają działać dopiero po jednym lub dwóch tygodniach. (PAP)
Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński