Po wyjściu Fideszu z Europejskiej Partii Ludowej, która jest największa grupą w Parlamencie Europejskim, inne frakcje próbują zabiegać o 12 węgierskich europosłów. Wynik tych zabiegów będzie miał konsekwencje dla układu sił w PE i relacji z KE – mówi w rozmowie z PAP Camino Mortera-Martinez, ekspertka think tanku Centre for European Reform (CER).
„Deputowani Fideszu mogą przyłączyć się do grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) albo do frakcji Tożsamość i Demokracja (ID). I każda z tych opcji, ma z punktu widzenia Węgrów wady i zalety. Zaletą EKR jest jej profil i historia. Jest to grupa założona przy współpracy Brytyjczyków i przedstawicieli państw Europy Środkowo-Wschodniej. Frakcja ta nie neguje samej idei Unii Europejskiej, ale odwołuje się do konserwatywnych korzeni. Zachodząc EPL od prawej strony nie jest antysystemowa” – tłumaczy Mortera-Martinez.
„ID tymczasem jest bardziej radykalna i dużo ostrzej kontestuje Unię. Ma ona więcej posłów niż EKR, a co za tym idzie, większe wpływy – fundusze, czas na przemówienia, stanowiska w komisjach” – wylicza ekspertka i przekonuje, że Viktor Orban podejmie decyzję biorąc pod uwagę, co mu się bardziej opłaca i jak będzie chciał pozycjonować Węgry w polityce europejskiej: czy jako kraj, który chce reformować Unię, czy też taki, który stracił wobec niej większość złudzeń.
Istnieje jeszcze trzecia opcja dla deputowanych Fideszu: „Mogliby też pozostać niezrzeszeni. Nie byłby to jednak mądry ruch. Widać to szczególnie dobrze w tych dniach, kiedy PE zgodził się na uchylenie immunitetu katalońskim posłom z Carlesem Puigdemontem na czele. Oprócz innych czynników, które o tym zdecydowały ważne było też to, że Katalończycy nie mieli za sobą żadnej frakcji, która poczuwałaby się w szczególniejszy sposób do ich obrony. Generalnie posłowie niezrzeszeni działają w swojego rodzaju szarej strefie – właściwie nie mają żadnego wpływu na nic” – ocenia analityczka CER.
„Niezależnie od tego z kim połączy się Fidesz – czy z EKR, czy z ID, to tak czy siak osłabi to nieformalną koalicję tolerującej von der Leyen. Efekt będzie taki, że krytyczny głos wobec Komisji Europejskiej w Europarlamencie będzie znacznie głośniejszy. Dynamika w relacjach między PE i Komisją Europejską ulegnie zmianie. I stanie się to w momencie, kiedy jednocześnie duże kraje Unii – Niemcy i Francja, również zaczynają szukać kozła ofiarnego, żeby oskarżyć go o aktualne problemy związane z kryzysem. Naturalnym kandydatem do tej roli jest Komisja. Może się zatem zdarzyć, że do eurokrytycznych głosów EKR i ID dołączą również niektórzy centroprawicowi, liberalni i socjaldemokratyczni europosłowie znad Sekwany i Renu” – konkluduje ekspertka.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)