Umieralność niemowląt jest tam (w krajach, gdzie szczepienia są dobrowolne) około dwóch razy mniejsza niż w Polsce i trzy razy mniejsza niż w USA, gdzie szczepi się najwięcej. Im więcej szczepień, tym większa liczba zgonów. A odnosi się to tak samo do krajów rozwiniętych, jak do ubogich regionów Afryki czy Azji – powiedziała prof. Maria Dorota Majewska w wywiadzie dla Rzeczpospolitej.
Prof. Maria Dorota Majewska w przeszłości kierowała Katedrą Marii Curie Zakładu Farmakologii Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracowała w University of Missouri, Uniwersytecie Harvarda oraz w Narodowych Instytutach Zdrowia.
O szczepionkach na grypę Majewską powiedziała: „Amerykańskie statystyki jasno pokazują, że umieralność na grypę zaczęła wzrastać w połowie lat 80., co zbiegło się z rozpowszechnieniem szczepień przeciw tej chorobie. A najwięcej umiera po nich właśnie osób starszych. Zresztą zatrucia lekami i szczepionkami to dziś trzecia po chorobach serca i nowotworach przyczyna zgonów w Stanach i w innych krajach rozwiniętych.”
Prof. zwraca uwagę, że do szczepionek dodaje się toksyczne adiuwanty, czyli środki mające wzmocnić reakcję poszczepienną, i konserwanty: związki rtęci, aluminium, formaldehyd, detergenty, skwalen i inne, by wywołać stan zapalny i wzmocnić odpowiedź immunologiczną na wstrzyknięte antygeny. Majewską twierdzi, że adiuwanty często wywołują to u pacjenta nadmierną reakcję – burzę cytokinową, mogącą go nawet zabić. Profesor mówi, że według VAERS 60 proc. śmiertelnych ofiar szczepień to dzieci do drugiego roku życia, bo niedojrzały organizm niemowlęcia nie odpowiada na szczepienia odpowiednią produkcją przeciwciał, co wymaga używania adiuwantów i powtarzania szczepień.
– Spójrzmy na Niemcy, Francję, Holandię czy kraje skandynawskie. Miliony dzieci nie są tam szczepione, bo szczepienia są dobrowolne i wielu rodziców z nich rezygnuje lub szczepi wybiórczo. I co? Umieralność niemowląt jest tam około dwóch razy mniejsza niż w Polsce i trzy razy mniejsza niż w USA, gdzie szczepi się najwięcej. Im więcej szczepień, tym większa liczba zgonów. A odnosi się to tak samo do krajów rozwiniętych, jak do ubogich regionów Afryki czy Azji – mówi Majewska.
Majewską twierdzi, że warto chorować na świnkę, zwłaszcza kobietom, bo przeciwciała tworzone w czasie świnki chronią ją przed rakiem jajnika.
Profesor obala też mit, że szczepionki ocaliły miliony ludzi: z danych demograficznych amerykańskich i europejskich wynika, że zapadalność na choroby zakaźne spadała od początku XX w., a w latach, gdy wprowadzano szczepienia, śmiertelność z ich powodu była już bardzo mała lub bliska zera. Według niej poprawiły się warunki życia, zbudowano kanalizację i ludzie zyskali dostęp do czystej wody, a przecież dawniej pili niemal ścieki. Biedacy mieszkali stłoczeni po kilkanaście osób w izbie, wielu głodowało. Nie było ani lodówek, ani środków dezynfekcji, ani antybiotyków. To nie szczepienia, lecz postęp cywilizacji ograniczył i zmniejszył ludzką umieralność. Dlatego większość rodziców zapewne woli krótko opiekować się dzieckiem chorym na krztusiec, niż poddać je szczepieniom, by potem przez całe życie nieść ciężar jego okaleczenia… – podsumowuje Majewska.
Wspomina też o skali powikłań poszczepiennych, których skala w USA jest już tak duża, że ok. 60 proc. dzieci ma zdiagnozowaną co najmniej jedną chorobę chroniczną: astmę, cukrzycę, padaczkę, alergie, choroby nowotworowe… Około 20 proc. cierpi na jakąś chorobę mózgu, zaburzenia rozwojowe lub upośledzenie umysłowe. W dużym stopniu są one indukowane przez szczepienia. – stwierdza profesor Majewska.
Profesor twierdzi, że podawana w Polsce noworodkom szczepionka przeciw żółtaczce B uszkadza wątrobę. Na Zachodzie nie stosuje się jej, z wyjątkiem dzieci matek chorych na tę chorobę.
Cały wywiad z profesor Majewską można przeczytać tutaj.