Nawet niewielka ilość etynyloestradiolu – syntetycznego estrogenu używanego w większości doustnych środków antykoncepcyjnych – który trafia na koniec do wody, ma negatywny wpływ na organizmy wodne, a narażone na jego działanie ryby mają mniej potomstwa, wynika z badań.
Organizm ludzki przyswaja tylko niewielką część przyjmowanych leków, większość – do 90 proc. jest wydalana z kałem i potem, trafiając do kanalizacji. Ale oczyszczalnie ścieków nie usuwają w wystarczający sposób pozostałości leków, zatem ostatecznie trafiają one do wód powierzchniowych i podziemnych.
Jak wynika z badania, które przeprowadziła Latonya Jackson, biolog z Uniwersytetu w Cincinnati, i które zostało opublikowane pod koniec października w najnowszym numerze pisma „Aquatic Toxicology”, już 5 nanogramów etynyloestradiolu na litr wody wystarczyło, by narażone na jego działanie ryby słodkowodne miały mniej potomstwa, i aby w wydanym na świat potomstwie była mniejsza proporcja samców, niż w przypadku ryb, które nie były narażone. Tymczasem badania wykazały, że w wodach w pobliżu oczyszczalni ścieków stężenie etynyloestradiolu przekracza 60 nanogramów na litr.
„Wszystko, co spłukujemy w toalecie lub wkładamy do zlewu, trafia do kanalizacji. Nasze systemy oczyszczania ścieków są dobre w usuwaniu wielu rzeczy, ale nie zostały zaprojektowane do usuwania środków farmaceutycznych. Więc kiedy kobiety biorące środki antykoncepcyjne lub odbywające terapię hormonalną idą do łazienki – pozostałości po przyjętych lekach są spłukiwane do oczyszczalni ścieków” – powiedziała Jackson.
Etynyloestradiol – poza środkami antykoncepcyjnymi – stosowany jest jako hormon menopauzalny, dla zapobiegania osteoporozie oraz jako środek paliatywny w leczeniu raka piersi. W samych Stanach Zjednoczonych około 15 milionów kobiet regularnie bierze pigułki antykoncepcyjne, większość z nich zawiera etynyloestradiol.
W eksperymencie Jackson wykorzystała drobniczki jednodniówki (Heterandria formosa) – małe ryby typowe dla Ameryki Północnej, spokrewnione z gupikami. Drobniczki jednodniówki są pospolite, niewielkie i łatwe do złapania, co sprawia, że badania nad nimi nie wymagają dużej przestrzeni. Są też naturalnym pożywieniem dla drapieżników i w celu odbudowy populacji często, mniej więcej co 28 dni, mają młode.
Zespół kierowany przez Jackson odkrył, że długotrwałe narażenie tych ryb na działanie etynyloestradiolu doprowadziło do zmniejszenia wielkości populacji i zachwiania równowagi między płciami na korzyść samic.
Teraz Jackson będzie sprawdzać, w jaki sposób ekspozycja samicy ryby na hormony, takie jak estrogeny i androgeny, wpływa na jej potomstwo. We współpracy z amerykańską Agencją Ochrony Środowiska zbada lokalne wody w południowo-zachodniej części stanu Ohio.
Jackson podkreśla, że wpływ etynyloestradiolu nie ogranicza się tylko do ryb, gdyż hormony i inne substancje chemiczne mogą się bioakumulować w łańcuchu pokarmowym lub trafić do wody pitnej.
Podczas gdy badania z 2010 r. wykazały, że tabletki antykoncepcyjne odpowiadają za mniej niż 1 proc. estrogenu znajdującego się w wodzie pitnej w USA, lokalne systemy wodne nie są badane pod kątem obecności etynyloestradiolu. A estrogen dostaje się do akwenów z innych źródeł, takich jak hodowle zwierząt rzeźnych i mlecznych.
Poprzednie badania wykazały, że estrogeny w rzekach i jeziorach powodują, że u samców ryb zaczynają się rozwijać jajniki i inne cechy samic. Autorzy badania przeprowadzonego w 2015 roku przez Washington State University znaleźli związek pomiędzy stężeniem etynyloestradiolu i postępującym spadkiem u ryb liczebności plemników, których liczba w skali dekady zmniejszyła się nawet o 38 proc.
Z kolei według Setha Siegela, amerykańskiego biznesmena, pisarza i działacza, który zajmuje się problemami wody, każdego dnia 10 milionów dawek syntetycznego estrogenu trafia do amerykańskich ścieków. Jak wskazuje, niektórzy specjaliści od wody uważają, że odprowadzanie wody zawierającej związki farmaceutyczne do większych zbiorników wodnych rozcieńcza stężenie hormonów na tyle, że pozwala zminimalizować związane z tym ryzyko dla ludzi lub środowiska. Ale Siegel zwraca uwagę, że nawet w najczystszych zbiornikach wodnych, jak Wielkie Jeziora, naukowcy znaleźli w tkankach ryb pozostałości antydepresantów, takich jak Prozac.
W wydanej w zeszłym roku książce „Troubled Water: What’s Wrong with What We Drink” Siegel zauważa, że naukowcy na razie nie wiedzą, czy to, co szkodzi rybom, może mieć także negatywny wpływ na ludzi. „Istnieją wszelkie powody, aby sądzić, że estrogen i związki farmaceutyczne, które spożywamy w mikro-ilości, mają znaczenie. Dlaczego w przypadku noworodka lub płodu albo trzylatka, który otrzymuje nieregularne dawki, nie miałoby być możliwe, byśmy zauważyli wpływ tego na funkcjonowanie lub rozwój mózgu?” – mówił Siegel magazynowi „Business Insider”. (PAP)