W Polsce na ogół wiemy, że nie byłoby 1 września bez 23 sierpnia. I że następstwem, kontynuacją 1 września był 17 września. Tymczasem większość mediów w Polsce wciąż powtarza sowiecko-rosyjską (stalinowsko-putinowską) propagandę, że Armia Czerwona wcale na Polskę nie napadła. W przeciwieństwie do Niemców, którzy 1 września dokonali zbrojnej agresji, Rosjanie 17 września tylko niewinnie wkroczyli, czyli przeszli granicę i poszli dalej. Najsmutniejsze jest to, że takiej historii uczona jest nadal w wielu szkołach polska młodzież.
A jak w Rosji tłumaczony jest 23 sierpnia – antypolski pakt Ribbentrop-Mołotow, czyli IV rozbiór Polski? I rozbiór państw bałtyckich? Stalin miał po prostu odebrać terytoria, które kiedyś należały do Związku Sowieckiego albo Rosji. To samo – jak tłumaczą propagandyści w Moskwie – zrobiła Francja z Alzacją i Lotaryngią.
Dopowiedzmy: w jakim celu 17 września Sowieci do Rzeczpospolitej wkroczyli? Ano nie po to, aby nas podbijać, okupować i mordować. Po to, aby „wyzwalać” białoruskich i ukraińskich chłopów spod buta polskiego pana.
Niestety, nie tylko w dzisiejszej Rosji, ale w Europie, a nawet na świecie przyjmuje się sowiecką propagandę, że wojna zaczęła się wiele miesięcy później od ataku Niemiec na Rosję, czyli od operacji Barbarossa. Rosja lansuje ten właśnie scenariusz, przedstawiając siebie jako ofiarę wojny, a potem głównego gieroja i wyzwoliciela, chcąc całkowicie wymazać fakt, że wespół z Niemcami do wojny doprowadziła wspomnianym paktem Ribbentrop–Mołotow, który był de facto międzypaństwową umową Hitler–Stalin.
A co mówi o tym pakcie dzisiejsza Rosja? Że był jednym z wielu podpisanych wówczas i wcale nie miał charakteru agresywnego. W ubiegłym roku ministerstwo obrony Rosji opublikowało dokumenty z 1939 r., w tym kopie odtajnionych protokołów paktu Ribbentrop-Mołotow – szefów MSZ Niemiec i Rosji, działających w imieniu swoich szefów – Hitlera i Stalina. W komentarzu nakłamano, że to Polska „wspierała faszystowski blok” Niemiec i Włoch na równi z Japonią.
Z kolei w październiku 2018 r. w wywiadzie dla „Kommiersanta” ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andrejew powiedział: „Dopóki w Polsce nie zostanie bezwarunkowo uznany dług wdzięczności wobec radzieckich żołnierzy, którzy ginęli na tej ziemi, dopóki zamiast wyzwolicielami będzie się ich nazywać okupantami – to na płaszczyźnie oficjalnej na tematy historyczne w ogóle nie mamy o czym rozmawiać”. I te słowa niestety wciąż stronę rosyjską obowiązują. A potem zwolennicy Rosji dziwią się, dlaczego na 1 września nie jest zapraszony do Polski Putin.
To samo głosiła propaganda Stalina w 1939 r., kiedy wbił nam nóż w plecy. To samo głosiła propaganda Putina w 2014 r., kiedy zajmował Krym. „To tłumaczy, dlaczego Moskwa chce rehabilitacji paktu. Próbuje nawiązać do mitu starej, wielkiej Rosji” – zauważa nawet niemiecki „Der Spiegel”. Czyli – jak można wnioskować – usprawiedliwić byłe, obecne i przyszłe (?) podboje…
Potwierdził to pośrednio były minister obrony Rosji Siergiej Iwanow, stwierdzając, że negatywna ocena paktu Ribbentrop–Mołotow doprowadziła w latach 90. ubiegłego wieku do dyplomatycznego, ideologicznego i faktycznego rozbrojenia jego kraju. Czyli teraz chcieliby się dozbroić…
Tadeusz Płużański
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.
Tadeusz M. Płużański
previous
Sprawa Czajki trafi dziś do prokuratury. Ratusz podejrzewa „działanie o charakterze terrorystycznym”
next