Pieniądze z KPO elektryzują polski dyskurs publiczny od wielu miesięcy. Dostaniemy, nie dostaniemy i tak to leci wkoło. O co toczy się gra? Dlaczego Unia Europejska nie chce nam dać tych pieniędzy?
Zjednoczona Prawica rządzi nieprzerwanie od 2015 r. i cały ten czas toczyła zwycięskie potyczki z Unią Europejską. Mimo nieprzychylnego nastawienie zarówno Komisji Europejskiej, parlamentu i części polskich europosłów, polski rząd do tej pory wychodził zwycięski z każdego konfliktu. Niestety, chyba dobra passa się skończyła.
Przypomnijmy co to jest KPO. Krajowy Plan Odbudowy i Zwiększania Odporności, to program, który składa się z 54 inwestycji i 48 reform. Teoretycznie powinien wzmocnić polską gospodarkę oraz sprawić, że będzie ona łatwiej znosić wszelkie kryzysy. Mamy otrzymać 158,5 mld złotych, w tym 106,9 mld złotych w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek. Zgodnie z celami UE część budżetu musimy przeznaczyć na cele klimatyczne (42,7%) oraz na transformację cyfrową (21,3%).
Czyli nie całość tego to dotacja, ale w jednej trzeciej to pożyczka. Poza tym, jak widzimy na wykresach powyżej, nie możemy tych pieniędzy wydać jak chcemy, ale są nam narzucone cele i procenty.
Wróćmy do sytuacji bieżącej. Coraz więcej wskazuję na to, że polski rząd ugnie się pod presją UE i spełni, przynajmniej z grubsza, warunki określone w tzw. kamieniach milowych, czyli mówiąc wprost odda wymiar sprawiedliwości w niepodzielne władanie „nadzwyczajnej kasty”. Dlaczego? Przyczyna jest jedna. Wybory.
Totalna opozycja narzuca narrację, że to polski rząd jest winien temu, iż tych pieniędzy nie ma. Nie ważne tu są absurdalne warunki stawiane przez UE, nieważne są tu głosowania ich europosłów za wstrzymaniem tych pieniędzy. I ta narracja, niestety, się przebiła i ugruntowała. Obecnie większość Polaków myśli, że to rząd, a głównie Zbigniew Ziobro i Solidarna Polska, te środki blokuje.
Tak nie jest, ale ciężko by było teraz to w świadomości Polaków zmienić. Teraz wyjścia są dwa. Walczymy do końca. Poddajemy się.
Przy opcji „walczymy do końca” temat ten stanie się główną osią przyszłorocznej kampanii wyborczej i pewnie przyczyni się do przegranej Zjednoczonej Prawicy, ewentualnie PiS pozbędzie się przed wyborami balastu, obwiniając za to partię Ziobry, i nie umieści ich na listach wyborczych. Czy to coś da? Niewiadomo, bo Solidarna Polska przyciąga elektorat sceptyczny wobec UE, a niechcący głosować na Konfederację. Prawdopodobnie przy opcji „walczymy do końca” wybory wygra opozycja, a przecież o to chodzi Brukseli, aby kolejny polski rząd był spolegliwy, żeby nie powiedzieć wasalny wobec Berlina i Brukseli.
„Poddajemy się”. Zgarniamy pieniądze i wytrącamy oręż Tuskowi i innymi. W tym wypadku Zjednoczona Prawica ma rok, żeby nadrobić te straty wizerunkowe i ugłaskać ziobrystów, którzy raczej z rządu po tym wywieszeniu białej flagi nie wyjdą, za dużo mają do stracenia. Raz Ziobro odszedł od Kaczyńskiego i pewnie drugi raz takie błędu politycznego nie popełni.
Podsumowując pieniądze z KPO determinują losy wyborów parlamentarnych w 2023 r. Dostaniemy teraz pieniądze, to PiS się wzmocni i pewnie je wygra. Nie dostajemy i totalna opozycja ma amunicję do egzekucji Kaczyńskiego i rządu Morawieckiego, a co za tym idzie jej szanse na zwycięstwo rosną. Więc jeśli Kaczyński chce kolejnej kadencji dla ZP, to musi teraz się poddać i przełknąć porażkę, ale ma rok na zniwelowanie strat wizerunkowych. Ja bym tak zrobił. A przez kolejną kadencję i pewnie nie ostatnią byłby czas na zrobienie porządku w tej stajni Augiasza, jaką jest bez wątpienia wymiar sprawiedliwości.
Karol Kwiatkowski