PAP: Sprawa Pegasusa od kilku tygodni dzieli polską scenę polityczną. Opozycja porównuje ją do afery Watergate. Ta sprawa i zamieszanie wokół niej to duży problem dla rządu?
Jarosław Kaczyński: Jeżeli chodzi o sferę faktów, to nie jest to w ogóle żaden problem. Wszystkie służby specjalne muszą mieć środki, które odpowiadają współczesnemu poziomowi techniki, a współczesny poziom techniki jest dostępny dla bardzo wielu, także dla przestępców.
Działania operacyjne są całkowicie legalne – procedura rozpoczyna się uzasadnionym wnioskiem służb, później kierowanym do prokuratury, ale ostateczną decyzję podejmuje sąd. I to jest bardzo rygorystyczna kontrola. Mogły być sytuacje – również dopuszczone przez prawo – że decyzja ws. jakichś nagłych przypadków była następcza, ale nie wiem jak często to się mogło zdarzyć. Zresztą w takich wypadkach, jeśli sąd nie zatwierdzi wniosku, to materiał musi być komisyjnie zniszczony.
Jeżeli chodzi o tych, których dotyczą działania służb, to z całą pewnością nie są to decyzje kierowane względami politycznymi. Opowiadanie o jakichś działaniach, które miały mieć związek z wyborami, to po prostu wytwór chorej wyobraźni, który tylko każe się zastanowić, jak to z tymi wyborami w Polsce było, gdy rządził kto inny.
PAP: Nazwiska osób, które miały być inwigilowane, dotyczą także osób ze strony PiS. Jak się ma sprawa byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który w „Rzeczpospolitej” mówił, że chciałby się dowiedzieć, czy był podsłuchiwany? W mediach pojawiało się też chociażby nazwisko Dawida Jackiewicza.
J.K.: Nie wiem, czy były. Nie dowiadywałem się, czy przedmiotem tego rodzaju działań był pan Ardanowski. Ten wywiad, którego udzielił, jest dla mnie zdumiewającym zaskoczeniem. Takie osoby jak np. (minister skarbu w rządzie Beaty Szydło – PAP) Dawid Jackiewicz nie miały żadnych zarzutów karnych, choć lata już minęły, ale rzecz w tym, że jeśli gdzieś jest jakieś podejrzenie, to my to sprawdzamy. U nas nie ma panów Gawłowskich, panów Grodzkich czy panów Neumannów, wobec których są daleko idące domniemania i zastrzeżenia, zaawansowane postępowania karne czy procesowe.
U nas postępuje się bardzo twardo. Jeżeli tylko się coś nie zgadza, są jakieś przesłanki, sąd to zatwierdza, to takie działania są podejmowane. Powtarzam: nie mają one żadnego kierunku politycznego. Rozumiem, że Platforma Obywatelska ze względu na swój wymiar kulturowy nie potrafi sobie nawet wyobrazić, że my działamy zgodnie z tym, co jest nakazane przez prawo, przez przyzwoitość i przez pewien etos, który musi być związany z państwem praworządnym, demokratycznym. Trzeba być uczestnikiem pewnego rodzaju kultury, żeby to rozumieć, a nasi przeciwnicy takimi uczestnikami nie są.
PAP: Jak pan premier ocenia powstanie sejmowej komisji śledczej ws. inwigilacji, o którą tak zabiega Paweł Kukiz i opozycja?
J.K.: Doskonale wiemy, że to byłby wehikuł służący czarnej propagandzie, atakowi na Prawo i Sprawiedliwość. Jestem przekonany, że rozsądek zwycięży, ale zobaczymy. My nie mamy powodów, żeby się bać. Opozycja chce trafić do tej części społeczeństwa, która bezkrytycznie przyjmuje tę działającą od lat czarną propagandę, choć nic złego się nie dzieje.
PAP: Paweł Kukiz gwarantowałby bezstronność takiej komisji, gdyby został jej przewodniczącym? On przynajmniej tak deklaruje.
J.K.: Paweł Kukiz nie bierze pod uwagę tego w jakim kierunku to będzie szło, niezależnie od jego bezstronności. W sensie osobistym na pewno byłby bezstronny, natomiast pamiętajmy o członkach komisji ze strony opozycji, domagających się większości komisji. Wtedy przewodniczący jest praktycznie bez znaczenia.
PAP: Kukiz chce, żeby ta komisja obejmowała także lata rządów Platformy. Minister-koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński mówił przecież o 48 podsłuchiwanych dziennikarzach za rządów PO-PSL.
J.K.: Dochodziło wówczas do nadużyć. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że jeżeli były nadużycia tego rodzaju, nie wydarzyły się za naszych czasów.
Rozmawiał: Grzegorz Bruszewski (PAP)