Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła dostępność profilaktyki i leczenia dla dzieci i młodzieży z zaburzeniami metabolicznymi wynikającymi z otyłości i innych chorób cywilizacyjnych. Wyniki kontroli są porażające: jest bardzo źle i nic nie wskazuje na to, by miało być lepiej.
Na wizytę u specjalisty dziecko musi czekać nawet ponad rok, mimo że otyłość została w Narodowym Programie Zdrowia na lata 2016-2020 uznana za chorobę wymagającą priorytetowego traktowania. „Działania podejmowane przez kolejnych ministrów zdrowia nie tylko nie doprowadziły do spadku, ale nawet do zahamowania tempa wzrostu liczby dzieci i młodzieży z nadmierną masą ciała. Skala problemu rosła, choroba zaczęła dotykać coraz młodsze dzieci, a skuteczność terapii była niewielka” – czytamy w raporcie. Mówiąc o niewielkiej skuteczności tak naprawdę kontrolerzy mieli na myśli kompromitującą porażkę stosowanych terapii: do redukcji masy ciała doszło jedynie w przypadku 13-15 procent leczonych dzieci. Jako możliwe przyczyny kontrolerzy podają błędy diagnostyczne, przestarzałe metody terapii i brak dostępu do leczenia wynikający głównie z braku specjalistów.
Skontrolowane przez NIK placówki bardzo pobieżnie – jeśli w ogóle – zajmowały się profilaktyką. Ponad połowa z nich na zapobieganie otyłości i nadwadze nie wydała ani złotówki, a profilaktyka polegała na „przekazywaniu materiałów promocyjnych przygotowanych przez firmy farmaceutyczne”.
Problem otyłości jest lekceważony, a według danych Instytutu Żywienia i Żywności z 2018 roku polskie dzieci są zaliczane do najszybciej tyjących w Europie. W ostatnich latach nadwagę miało nawet co trzecie dziecko w wieku szkolnym.
Skala problemu jest ogromna, a dzieci i młodzież z nadwagą i otyłością zostają same. W I kwartale 2020 roku na wizytę w poradni endokrynologii dziecięcej trzeba było czekać nawet ponad rok. Brakuje specjalistów w zakresie medycyny rodzinnej, endokrynologii, diabetologii dziecięcej i pediatrii metabolicznej. Tych ostatnich powinno być – zdaniem krajowych konsultantów – 300 procent więcej.
Najgorsze jest to, że ministerstwo zdrowia nie zna i nie chce znać prawdziwej skali zjawiska. „Brak wiarygodnych informacji o liczbie dzieci i młodzieży z otyłością powodował zafałszowanie sprawozdawczości, a w konsekwencji także statystycznych danych, którymi dysponowało ministerstwo zdrowia. W okresie objętym kontrolą resort nie sprawdzał także czy profilaktyka, badania bilansowe i funkcjonowanie medycyny szkolnej były adekwatne do potrzeb i efektywnie udzielane” – czytamy w raporcie.