Ludzie mówią, że w lasach jest dużo trupów. Ich ciała już rozszarpują zwierzęta – czytamy w Dużym Formacie, dodatku do Gazety Wyborczej.
Słowa te powiedział doktor Arsalan Azzaddin, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Bielsku Podlaskim. Kurd, który w Polsce mieszka od 40 lat.
I dodaje: „Jedna kurdyjska kobieta opowiadała, że obok niej przez trzy dni umierała kobieta z dzieckiem. Nikt nie reagował”.
Z wypowiedzi Azzaddina wynika, że „dużo trupów” jest po białoruskiej stronie granicy, ale jednoznacznie to nie zabrzmiało i można odczytywać, że po naszej.
Młody sportowiec opowiadał doktorowi, że Białorusini zabrali mu wszystko, co miał przy sobie, i jak zobaczyli polskie banknoty, to wsadzili mu do ust i kazali zjeść. Bagnet przystawili do gardła i czekali, aż połknie.
– Mam to szczęście i nieszczęście, że mogę mówić w języku pacjentów, którzy ostatnio tu do mnie trafiają. I dlatego mogę opowiedzieć wiele historii, o których prawdopodobnie byśmy się nie dowiedzieli. W polskich szpitalach nikt nie zna kurdyjskiego. Gdy zaczynam mówić do moich pacjentów, widzę w ich twarzach ulgę – mówi lekarz.
Wszyscy błagają o jedno: „Żebym tylko nie wrócił tam” – ciągnie doktor Azzaddin. – Tam, czyli na Białoruś. Mówią: „Wolimy umrzeć, niż wrócić tam za drut”. Bo oni dzielą świat na ten przed drutem granicznym i za nim.
Źródło: Gazeta Wyborcza