Obowiązek, a właściwie przymus – przynajmniej administracyjny. Taki jest pomysł części rządu odnośnie szczepień przeciwko COVID-19. Podział społeczeństwa ma iść według aktualnie wykonywanego zawodu, choć dla samej idei segregacji jest to kwestia wtórna, równie dobrze można podzielić ludzi pod względem preferencji seksualnych, koloru skóry, wyznawanej wiary czy czegokolwiek innego. Minister Niedzielski postanowił „wyróżnić” nauczycieli, służb mundurowych i lekarzy. Dlaczego akurat ich, a nie impregnowane na wirusa ekspedientki z placówek pocztowych handlujących wódką i winem? Tego nie wie nikt, ale to bez znaczenia, bo żadna segregacja nie ma podstaw ani etycznych, ani naukowych.
I teraz najważniejsze pytanie: czy można zatrzymać to szaleństwo? Uważam, że można. Że się da, choć będzie to bardzo trudne. Na granicy niemożności.
Kto to zrobi? To już trudniejsze pytanie. Nie wierzę, że może to zrobić garstka protestujących na ulicach lekarzy czy nauczycieli, nikt ich nie pokaże w mediach, serwisy społecznościowe zrobią swoją robotę, posypią się bany i w efekcie nikt się tymi protestami nie przejmie, choćby wzięło w nich udział nie wiadomo jak dużo osób. Nie wierzę też, że zrobi to garstka polityków Konfederacji, którzy zbiją oczywiście swój kapitał polityczny na kontestacji decyzji rządu, ale na tym się skończy.
Kto może to zrobić? Posłowie, politycy związani z ośrodkami decyzyjnymi. Środowisko Solidarnej Polski, politycy związani z Anną Marią Siarkowską i Paweł Kukiz. O ile minister Niedzielski jest fanatykiem, wierzy w to co robi i ma do spełnienia misję niczym panowie z Blues Brothers, to już premier Morawiecki nie będzie umierał za ekspertów regularnie zmieniających zdanie choćby w sprawie przyłbic i zamykania lasów. A na końcu są jeszcze dwie ostateczne instancje decyzyjne: faktyczna przy ulicy Nowogrodzkiej i nominalna przy Krakowskim Przedmieściu.
Póki co uważam, że obserwujemy stopniowanie nacisku w celu przestraszenia i przekonania jak największej liczby Polaków do przyjęcia szczepionki, ale to wciąż nie jest poważna próba wprowadzenia obowiązku szczepień przeciwko COVID-19. Paradoksalnie kiedy wreszcie przyjdzie przesilenie, kiedy do wiadomości Polaków dotrze faktyczny brak znaczącej różnicy między państwami z obowiązkiem szczepień a krajami ze szczepieniami przez państwo rekomendowanymi i finansowanymi, ale nieobowiązkowymi, będzie łatwiej usunąć z polskiego obrotu prawnego obowiązek szczepień dzieci, wprowadzić faktyczną odpowiedzialność za powikłania i brak rzetelnej kwalifikacji do szczepień.
I co równie dla mnie ważne, wreszcie przyjdzie czas na zbudowanie realnie działającego systemu zgłaszania i monitorowania niepożądanych odczynów poszczepiennych. Bo to co dzisiaj obserwujemy w kontekście NOPów, to jest farsa. Trzeba też będzie zdiagnozować gęstą sieć konfliktu interesów w polskiej ochronie zdrowia i – co jeszcze trudniejsze – cofnąć infantylizację szczepień, wrócić do porządnych badań kwalifikacyjnych, nauczyć lekarzy wykluczania przeciwwskazań do szczepień. Trzeba będzie zapomnieć o mrocznych czasach szczepień w centrach handlowych i przechowywania szczepionek bez żadnej kontroli w warunkach, w których normalnie byśmy nie chcieli trzymać kanapki z jajkiem…
Ale to wszystko wydarzy się później, za kilka lat, teraz zaś trzeba trzymać kciuki za tych posłów, którzy naprawdę mogą zatrzymać to, co jeszcze nie tak dawno mogłoby uchodzić za zły sen fanów antyutopii.
Paweł Skutecki
Komentarze i felietony nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie Redakcji.