45 lat temu na ekrany amerykańskich kin wszedł „Rocky”

Karol Kwiatkowski21 listopada, 202113 min

45 lat temu, 21 listopada 1976 r., na ekrany amerykańskich kin wszedł „Rocky”, film w reżyserii Johna G. Avildsena. Ta historia nawiązuje do tradycji filmów Franka Capry z lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku, gdzie zwyczajni, prości ludzie dokonują wielkich rzeczy – powiedział PAP filmoznawca dr Łukasz Jasina.

Był 24 marca 1975 r., kiedy w hali Richfield Coliseum w amerykańskim Ohio legendarny mistrz bokserski Muhammad Ali walczył z niezbyt znanym szerszej publiczności Chuckiem Wepnerem. Stawką był tytuł mistrza świata. Zdecydowanym faworytem walki był Ali, który miał wygrać łatwo i szybko. Na Wepnera praktycznie nikt nie liczył. Tymczasem autsajder stawił twardy opór mistrzowi, w dziewiątej rundzie posyłając go nawet na deski. Ostatecznie Ali wygrał, nokautując rywala 19 sekund przed końcem piętnastej – ostatniej rundy.

Walkę oglądał nieznany 29-letni aktor, który powoli zaczynał tracić nadzieję, że kiedyś uda mu się zaistnieć. Był do tego stopnia zafascynowany ringowymi wydarzeniami, że jeszcze podczas starcia zaczął pisać scenariusz, którego ukończenie zajęło mu ledwie trzy dni. Tym aktorem był Sylvester Stallone. Tak powstał „Rocky” – popkulturowa legenda.

„+Rocky+ nawiązuje do filmów Franka Capry z lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku, gdzie zwyczajni, prości ludzie dokonują wielkich rzeczy. Ameryka zaś jawi się jako pozytywne miejsce – kraj, w którym mimo jego wad można do czegoś dojść i coś osiągnąć” – powiedział PAP filmoznawca dr Łukasz Jasina.

Kiedy 21 listopada 1976 r. film wszedł na ekrany amerykańskich kin, niemal z miejsca stał się hitem. Historia nieznanego boksera włoskiego pochodzenia, który dostaje od losu życiową szansę – walkę o mistrzostwo świata z obrońcą tytułu – porwała serca amerykańskich widzów. Budżet wynosił niecały milion dolarów, uzyskał zaś przychody rzędu 117 mln.

„To nie jest historia o boksie, tylko metafora życia. To tak naprawdę love story. Mój bohater utrzymuje się z boksowania, ale to opowieść o jego miłości do Adrian” – wyznał w jednym z wywiadów odtwórca głównej roli Sylvester Stallone.

Prócz Stallone’a w filmie wystąpili m.in. znana z „Ojca Chrzestnego” Talia Shire (Adrian), Burt Young (Paulie), Carl Weathers (Apollo Creed, mistrz bokserski) i Burgess Meredith (Mickey, trener Rocky’ego).

Nim jednak świat poznał postać Rocky’ego Balboa, Stallone zaliczył trudne początki.

„To był chłopak, któremu nikt nie dawał szansy na bycie aktorem, uznawany za brzydkiego i nieciekawego” – zauważył Jasina, dodając, że „jego debiut był nieco przypadkowy, z castingu – film Woody’ego Allena +Bananowy czubek+ (1971) – gra w nim chłopaka, który usiłuje napaść w metrze głównego bohatera”. Stallone nie miał szczęścia i nie zarabiał na swojej pasji do aktorstwa. Jego sytuacja była w pewnym momencie zła do tego stopnia, że dotknął go kryzys bezdomności – przez trzy tygodnie spał na dworcu autobusowym. To właśnie wtedy pojawiła się propozycja, z której skorzystanie później mu wypominano – film erotyczny, za który dostał ledwie 200 dolarów. Nikt wówczas nie spodziewał się, że kilka lat później zostanie gwiazdą światowego formatu i legendą, a film, który będzie jego, jak później określi „Rocky’ego”, pierwszym dzieckiem, zgarnie na oscarowej gali trzy statuetki, pokonując m.in. tak świetne tytuły, jak „Taksówkarz” (1976) Martina Scorsese z Robertem De Niro.

Dr Jasina pytany o powody sensacyjnego wówczas werdyktu Akademii, powiedział: „Myślę, że było ich kilka. Rok 1976 to w historii Stanów Zjednoczonych moment, kiedy Amerykanie próbują zbierać się po Wietnamie. Społeczeństwo amerykańskie, jak to po wojnie zwykle bywa, szuka czegoś pozytywnego, dobrego. Poczucia, że uda się wydostać z różnych pułapek i traum”. Filmoznawca dodał, że „na to nie mógł odpowiedzieć Scorsese, gdyż w +Taksówkarzu+ główny bohater z traumą akurat sobie nie radzi, ale właśnie +Rocky+ – pozytywny film, w którym wszystko kończy się dobrze”.

Podobnie wypowiada się autor scenariusza, który w jednym z wywiadów rok po premierze „Rocky’ego” opowiadał o rzeczach, które prócz zachwytu walką zmotywowały go do stworzenia filmu – „miałem wtedy wrażenie, że kino, a przynajmniej filmy, które ja oglądałem, były cały czas negatywne”. „Wszystko było +anty+: antyspołeczne, antyreligijne, antyrządowe. Nie było komu kibicować. […] chciałem wrócić w tym cyklu do filmów lat czterdziestych i pięćdziesiątych, gdzie moralność jest na głównym planie. Skorzystałem więc z okazji, żeby napisać ten konkretnie film” – podsumował.

Ciekawe wydają się refleksje, które w 1977 r. na łamach magazynu „Kino” zaprezentowała Danuta Karcz. Recenzentka pisała wtedy w kontekście „Rocky’ego”, że „klęską człowieka nie jest przegrana walka, klęską jest rezygnacja”. Wepner przegrał przecież walkę z Alim, tak jak filmowy Balboa przegrał z Creedem. Sukcesem obydwu pozornie przegranych było jednak podjęcie walki i zrobienie wszystkiego, by zwyciężyć – w konsekwencji czego obaj finalnie wygrywają coś więcej. „Rocky, wychowanek nędzarskiego przedmieścia Filadelfii, dzielnicy włóczęgów i próżniaków, ma swój los wypisany na twarzy. Jest to twarz nadmiernie wyrośniętego i niezbyt bystrego dziecka. […]. Jest człowiekiem przegranym, co więcej – wydaje się z tą przegraną pogodzony. Pogardzany przez kolegów, wyśmiany i wyrzucony przez właściciela sali gimnastycznej”. Nie trudno zauważyć, że los filmowego bohatera koresponduje z losem samego Stallone’a i jego trudnych, momentami beznadziejnych, początków kariery aktorskiej.

Podobnie wypowiada się dr Jasina: „Rocky Balboa to jest człowiek z nizin. Walczący sam z sobą, pełen wad. Niezbyt zbudowany intelektualnie, ale jednocześnie dobry, uczciwy, fajny facet. Klasyczna amerykańska historia, będąca wówczas od razu świetnym materiałem na kasowy film, który wszystkim się spodoba” – wyjaśnił filmoznawca, zwracając jednocześnie uwagę, że „nie można było jednak przewidzieć, że +Rocky+ stanie się jednym z najważniejszych bohaterów kulturowych”.

Danuta Karcz swoją recenzję z 1977 r. kończy słowami: „skromny, bezpretensjonalny, zrealizowany kosztem jednego miliona dolarów film pozwala na nowo uwierzyć w człowieka, a przy okazji daleki jest od bajki o Kopciuszku”.

„Byłem wtedy największym szczęściarzem pod słońcem. Rok przed +Rockym+ zarobiłem ok. 1,4 tys. dol., 35 dol. tygodniowo, jako bileter” – powiedział w wywiadzie dla magazynu „Variety” Stallone. Dzięki pierwszej części „Rocky’ego” zarobił, bagatela, 2,5 mln dol.

Aktor niemal z dnia na dzień stał się pierwszoplanową gwiazdą. Trzeba podkreślić, że zawdzięczał to swojemu uporowi. Sprzedał bowiem prawa do scenariusza producentom Irwinowi Winklerowi i Robertowi Chartoffowi, ale pod warunkiem, że to on zagra główną rolę w filmie. Początkowo producenci proponowali mu 100 tys. dol. za rezygnację z grania głównej roli, potem 350 tys., ten jednak konsekwentnie wierząc w swoją szansę, odmówił. Dziś w Filadelfii, jego rodzinnym mieście, stoi pomnik stworzonej przez niego postaci.

„Stallone w pewnym momencie skorzystał na tym, że w ten film nikt nie wierzył i można w nim obsadzić w głównej roli niezbyt znanego aktora. Umiał odpowiedzieć na kilka amerykańskich potrzeb – everymana, człowieka sukcesu, nie najlepszego aktora, ale swojskiego chłopaka” – zaznaczył dr Jasina.

Choć sam Stallone Oscara nie dostał, to „Rocky” okazał się wielkim przebojem – obraz otrzymał dziesięć nominacji. Na gali zgarnął trzy statuetki: główną – dla najlepszego filmu, dla najlepszego reżysera Johna G. Avildsena i za najlepszy montaż.

Na łamach „Films in Review” pisano, że „+Rocky+ to prawdziwy nokaut”. (PAP)

autor: Mateusz Wyderka

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

Leave a Reply

Koszyk