Śmierć jest wydarzeniem szczególnym i ostatecznym. Dotyczy wszystkiego, co żyje – ludzi, zwierząt, roślin, może tez wody, kamieni, gazów – gwiazdy umierają. Wiemy, ale wiedzę o tym odpycha się na pobocze świadomości.
Śmierć nie tylko kończy życie, ale często także zaburza życie żyjących. Śmierć zaznacza się silnie w czasie i nie daje się pominąć, nie zauważyć, zlekceważyć. Śmierć uruchamia wiele czynności z nią związanych, dla większości przykrych, a często kosztownych. Pominę rytuały związane ze śmiercią i zostane przy zawiadomieniach o śmierci – nekrologach. Nekrologi to duży dział w literackiej twórczości i przedmiot badan socjologów. Ich lektura nie tylko informuje, że ktoś akurat opuścił świat żywych, ale dostarcza wielu interesujących spostrzeżeń natury ogólnej.
W biurach pogrzebowych, w redakcjach gazet zamieszczających ogłoszenia podsuwają nam różne warianty gotowych tekstów informujących o śmierci. Ich treść jest jasna: NN zmarł. Można do tego dodać kiedy, gdzie, w jakich okolicznościach: nagle, po długich cierpieniach. Nigdy nie czytałam „radośnie opuścił ten świat”. Dalej dowiedzieć możemy się, że był wspaniałym człowiekiem, przyjacielem, kolega, fachowcem, mężem/żoną – nigdy: złodziejem, mordercą, szubrawcem, zdrajcą.
Analizując nekrologi na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci zauważamy, że słowo „śmierć/zmarł” jest coraz częściej zastępowane innymi określeniami: zasnął, odszedł. Brzmią one delikatniej, nie tak dramatycznie i nieodwołalnie. Budzą lepsze skojarzenia. Zasnął – to sie obudzi, odszedł – to przyjdzie. Jest tutaj nadzieja, a może pewien wykręt, kamuflaż, makijaż.
Słowo śmierć i umieranie zdecydowanie nie pasją do żyjącego, dążącego do sukcesów świata. Słowa te przeszkadzają, chociaż powinny głęboko zastanawiać: memento mori. Śmierć nie ma przyszłości, ma tylko wieczność.
Chociaż tak wiele masowej śmierci dookoła, śmierć poszczególna, ta indywidualna, najchętniej wyprowadza sie z domów do szpitali, ze szpitali do hospicjów. Nikt jej nie chce oglądać, mieć z nią do czynienia. Odpycha się ją jak najdalej. Śmierć jest czymś wstydliwym, jakby porażką, co lepiej ukryć, a gdy sie juz ukryć nie da, trzeba o niej zawiadomić łagodnie i elegancko.
Obserwuje się, że na południu i w Europie Środkowej, gdzie dominują katolicy, w przeciwieństwie do północnych części kontynentu z przewaga protestantów, stosunek ludzi do śmierci jest odmienny.
Katolicy ze swoim cotygodniowym uczestnictwem we Mszy Świętej niedzielnej, głoszą śmierć Jezusa i wyznają jego zmartwychwstanie. Śmierć łączy się tutaj ze zmartwychwstaniem – nowym życiem. Katolicy czekają na to życie wierząc, że będzie ono lepsze, sprawiedliwe, bez chorób i cierpienia, a zatem bez lekarzy pielęgniarek i całego tego kosztownego i mało sprawnego aparatu usiłującego utrzymać lub przedłużać życie doczesne. Może dzięki temu cotygodniowemu wyznawaniu śmierci nie jest ona dla nich tak czarna i ostateczna jak dla protestantów, którzy bardzo rzadko (jeśli, to przeciętnie raz lub dwa razy w roku) odwiedzają swoje kościoły. Pewnie też dlatego więcej energii i uwagi poświęcają życiu obecnemu, ziemskiemu, nie myśląc o śmierci. Nawet ci, którzy już wchodzą w śmierć, wciąż jeszcze świadomi, w znakomitej większości nie szukają pomocy duchowej, czy sakramentów. Co najwyżej, dla zapobieżenia walkom rodzinnym w sadach, sporządzają testament starając sie zostawić uśmiechniętych spadkobierców. Potem umieszcza sie w gazetach kosztowny nekrolog, najlepiej z łagodnym, naiwnym wierszykiem, który ma koniec ewentualny ból, a jeśli mimo to zostanie tego bólu troszkę, to profesjonalny psycholog, na koszt ubezpieczalni, pomoże go wymazać i życie płynie dalej.
W Norwegii od stwierdzającego zgon lekarza rodzina zmarłego oczekuje kondolencji, a także 1-2 godzinnej rozmowy dla złagodzenia napięcia emocjonalnego. Rozmowa taka wcale nie jest łatwa, zwłaszcza gdy sie jest lekarzem ściągniętym z innego oddziału w środku nocy i nigdy przedtem nie miało sie jakiegokolwiek kontaktu ze zmarłym i jego rodzina.
Niezłożenie kondolencji przez lekarza zawiadamiającego o śmierci dotknęło rodzine tak bardzo, ze napisano na niego skargę do dyrektora szpitala i do gazety. No cóż forma jest najważniejsza, ważniejsza od treści.
Śmierć śmiercią, a życie życiem. Ile trzeba pamiętać, aby wiedzieć kim sie jest, a ile trzeba zapomnieć, aby móc żyć dalej?
Barbara Gasior-Chrzan
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.