Większość mieszkańców Korei Południowej nie chce jeść psów i opowiada się za prawnym zakazem handlu ich mięsem, ale w kraju wciąż działają tysiące psich ferm – ocenia w rozmowie z PAP Nara Kim z organizacji broniącej praw zwierząt Humane Society International (HSI).
W maju do USA przybyło 171 z grupy 300 psów uratowanych od pewnej śmierci w jednej z południowokoreańskich rzeźni. Na fermie były stłoczone w metalowych klatkach i skrajnie niedożywione. Wiele chorowało, inne umierały z głodu. Ocalałe zwierzęta dostały teraz szansę na lepsze życie, ale dla aktywistów to nie koniec pracy.
„Nieważne ile psów uratujemy z tej brutalnej branży, nigdy nie będzie łatwiej oswoić się z tym, w jak surowych, przerażających warunkach się znajdowały” – zaznaczyła wtedy szefowa HSI Kitty Block, dodając, że na zamkniętej fermie prowadzono również ubój.
Według szacunków koreańskiej grupy obrońców praw zwierząt KARA co roku w Korei Płd. zjadanych jest nawet milion psów. Działacze starają się wygasić hodowlę, którą określają jako szczególnie brutalną. Popyt na psie mięso spada i fermy są zamykane, ale w kraju wciąż pracują ich tysiące, wiele bez licencji – podkreśla Kim.
HSI namawia rolników do zamykania hodowli i oferuje pomoc w przebranżowieniu. Jak dotąd uczestniczyła w zamknięciu 17 ferm i uratowała prawie 2,5 tys. czworonogów. Większość ocalałych trafia do USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, gdzie aktywiści szukają dla nich kochających właścicieli.
Duża liczba uratowanych psów nie może liczyć na znalezienie domu w Korei Płd., ponieważ w kraju „nie ma wystarczającej akceptacji dla adopcji”. Jednym z powodów jest stygmatyzacja psów hodowanych na mięso. Przedstawiciele branży przez lata promowali fałszywe przekonanie, że „psy mięsne” są „pozbawione duszy, głupie, niebezpieczne” i generalnie różnią się od psów-towarzyszy – podkreśla z kolei Nara Kim.
Psie mięso jest częścią tradycyjnego jadłospisu, ale w ostatnich latach coraz więcej osób widzi w psach przyjaciół, a nie element inwentarza. Sondaż przeprowadzony na zlecenie HSI w 2020 roku wykazał, że prawie 84 proc. mieszkańców kraju nie zamierza jeść psów.
„Większość Koreańczyków w ogóle nie je regularnie psów” – podkreśla Kim. Zwraca przy tym uwagę, że konsumpcja psiego mięsa ma w tym kraju charakter sezonowy i w większości odbywa się w okresie boknal, uznawanym tradycyjnie za najgorętsze dni roku.
Wielu Koreańczyków, jeśli już spożywają psie mięso, to w duszonej potrawie znanej jako bosintang. Kierują się błędnym przekonaniem, że poprawia ono witalność w warunkach gorącej i wilgotnej pogody – wyjaśnia Kim.
Hodowla psów i handel ich mięsem znajdują się w szarej strefie, a władze zaostrzyły przepisy dotyczące dobrostanu zwierząt. W 2018 roku władze zamknęły największą w kraju ubojnię psów, a południowokoreański sąd orzekł w jednym przypadku, że ich zabijanie na mięso jest nielegalne, i wymierzył za to grzywnę.
Nie wprowadzono jednak jak dotąd całkowitego zakazu, o jaki zabiega HSI, choć za takim rozwiązaniem opowiadało się w 2020 roku prawie 59 proc. mieszkańców Korei Płd. Poparcie dla zakazu wzrosło o 24 punkty procentowe w ciągu trzech lat – wynika z badań wykonanych na zlecenie organizacji.
Z miłości do zwierząt słynie południowokoreański prezydent Mun Dze In, który w kampanii wyborczej opowiadał się za stopniowym wygaszaniem handlu mięsem psów. Mun opiekuje się kotem i kilkoma psami, z których jeden – kundel o imieniu Tory – został przez niego przygarnięty ze schroniska, gdzie trafił po uratowaniu z fermy psów hodowanych na mięso.
Oprócz Korei Południowej, psie mięso spożywane jest na stosunkowo szeroką skalę również w Chinach kontynentalnych i Wietnamie, a także w Nigerii i Ghanie. W ubiegłej dekadzie obrońcy praw zwierząt informowali też, że mięso psów i kotów potajemnie spożywają setki tysięcy Szwajcarów, głównie w okresie bożonarodzeniowym.
Andrzej Borowiak (PAP)