W sobotę podczas Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej szef PO Borys Budka ogłosił, że przekazuje stery w partii byłemu premierowi Donaldowi Tuskowi. Były premier w swoim wystąpieniu nazwał polityków PiS „groteskową grupą ludzi”, a rządy Zjednoczonej Prawicy – „parodią dyktatury”. „Idziemy po zwycięstwo, bo się was (PiS-u – dop. red.) nie boimy. Idziemy po zwycięstwo, bo nie jesteśmy bezradni, bo się nie przyzwyczailiśmy do zła, które tutaj uczyniliście” – zapowiedział.
W związku z powrotem Tuska zapanowało niezdrowe podniecenie na lewej stronie sceny politycznej.
Z jednej strony nie powinno to dziwić po latach miałkich liderów bez charyzmy. Kopacz, Schetyna, Budka, Kidawa-Błońska pewnie wierzą w przywrócenie świetności swojej partii. Jedynie Trzaskowski może nie być zadowolony, bo powrót Tuska zamyka mu na długie lata możliwość objęcia władzy w partii, ale paradoksalnie może go to zmobilizować do powzięcia decyzji o wyjściu z partii i poświęceniu się własnemu ruchowi.
Z drugiej strony, czy politycy PO nie pamiętają, że Tusk zostawił ich, partię, Polskę i zrezygnował z bycia premierem swojej ojczyzny na rzecz intratnego finansowo, ale mało znaczącego stanowiska w Unii Europejskiej? Jego kariera finansowa potoczyła się dobrze, ale skoro wrócił, to wie, że miejsca i stanowisk już dla niego nie ma. Dostał zapłatę za swoje usługi dla Berlina i Brukseli. Należy tu podkreślić, że odejście Tuska w dużej mierze pogrążyło Platformę i pozwoliło w 2015 r. wygrać wybory Prawu i Sprawiedliwości.
Tusk jest politykiem, który dba tylko o siebie i nie ma wyższych celów poza własnym portfelem. Jego powrót nie zagrozi partii Jarosława Kaczyńskiego. Wręcz przeciwnie, może wzmocnić elektorat, bo wrócił legandarny wróg Polski, Donald Tusk.
Tusk może zagrozić pozycji Hołownii, który czuł się już liderem opozycji i po zbliżających się wyborach miałby najprawdopodobniej najwięcej szabel w parlamencie z partii opozycyjnych, co uczyniłoby go niekwestionowanym szefem opozycji. Tusk może tę układankę wywrócić i odebrać palmę pierszeństwa Hołowni. Tym bardziej, że ma od poniedziałku ruszyć w Polskę, co od lat obiecywał, np. Paweł Kukiz i tego nie zrobił.
Reasumując, rewolucji na polskiej scenie politycznej nie należy się spodziewać. Jedyne co nieuchronie się zbliża to mocniejsza polaryzacja i ustabilizowanie się duopolu PiS-PO. Hołownia zejdzie na dalszy plan. A co zrobi Trzaskowski? Czy starczy mu odwagi na wyjście z PO?