Ludzie modlili się i krzyczeli, że nie mogą oddychać, było niewyobrażalnie tłoczno – powiedział dziennikowi „Israel Hajom” 22-letni Mandi, uczestnik święta ultraortodoksyjnych Żydów na górze Meron w Galilei, gdzie w nocy z zginęło co najmniej 45 osób, w tym dzieci, a 150 zostało rannych.
W piątek na miejsce tragedii przybył premier Benjamin Netanjahu. Na Twitterze napisał: „Katastrofa na górze Meron jest jedną z najpoważniejszych, które dotknęły Państwo Izrael (…) To, co tu się zdarzyło jest bolesne. Ludzie zostali zmiażdżeni na śmierć, w tym dzieci. Duża część tych, którzy zginęli, nie zostało jeszcze zidentyfikowanych”.
„Badaliśmy ofiary jedna po drugiej, by zrozumieć, jaki jest ich stan i czy można stwierdzić zgon” – relacjonował gazecie „Israel Hajom” Moti Bukczin, rzecznik organizacji ZAKA zajmującej się identyfikacją ofiar zamachów i zmarłych. Stwierdził on zgon większości ofiar katastrofy.
„Zaczęliśmy badać jedną osobę i następną, i następną, i wszędzie śmierć. Po prostu człowiek patrzy w niebo i mówi: Panie, starczy już, zatrzymaj to” – dodał.
Do zdarzenia doszło podczas całonocnych obchodów święta Lag ba-Omer i rocznicy śmierci mistyka Szymona bar Jochaja, podczas których tłumy ultraortodoksyjnych Żydów w wielkim ścisku śpiewały, tańczyły i podskakiwały.
Według szacunków w tym tradycyjnie radosnym wydarzeniu mogło wziąć udział nawet 100 tys. osób.
„To boli na każdy możliwy sposób, mówię o tym i wciąż nie wierzę. Nie szukam winnych, to nie moje zadanie. Mówię o bólu, który przypadł w udziale ludziom w ten najbardziej ekscytujący dzień roku. Dzień radości, tańca, tętniącego życiem miejsca” – podkreślił ratownik.
„To miejsce to śmierć. Jestem wolontariuszem ZAKA od 23 lat, widziałem poważne zamachy terrorystyczne, katastrofy, wypadki z ofiarami (…). Naprawdę wszystkie wydarzenia są trudne, ale tutaj widzisz niekończącą się linię trupów. To jest coś, z czym nie możesz się pogodzić” – ubolewał.
„Wszedłem po schodach na jakieś dziesięć minut przed samą imprezą, było niewyobrażalnie tłoczno. Zacząłem schodzić z kilkoma innymi przyjaciółmi, widzieliśmy ścisk, brak możliwości ruchu. Nie wiem, co się stało” – mówi 22-letni Mandi.
„Ludzie krzyczeli tam: Szema Israel (pierwsze słowa żydowskiej modlitwy – PAP), nie mogę oddychać, nie mogę oddychać, i wspinali się na ramiona innych tylko po to, żeby złapać powietrze” – wspomina.
„Przybyło zbyt wiele osób” – uważa 55-letni Baruch Hadżadż, który przyjeżdża na górę Meron od dziecka. „Byłem po drugiej stronie w czasie zdarzenia i tam też widziałem ten zgiełk i ścisk. Nigdy nie widziałem czegoś takiego jak w tym roku. Ludzie popychali się nawzajem, nie przypominam sobie czegoś takiego” – twierdzi.
Nagrania wideo z tragedii pokazuje wielki tłum ludzi starających się zejść wąskim zboczem góry, powodując ogromny ścisk i tratując część osób. Dramat rozegrał się w sekcji przeznaczonej dla mężczyzn. Według cytowanych przez agencję Reutera świadków, ofiary udusiły się lub zostały zadeptane.
Podczas gdy rodziny nadal poszukują bliskich, izraelskie serwisy społecznościowe zostały zalane wzruszającymi postami ze zdjęciami zaginionych i prośbami o wezwanie członków rodziny, jeśli dana osoba zostanie znaleziona.
Odwiedzając miejsce tragedii, premier Benjamin Netanjahu ogłosił, że niedziela będzie dniem żałoby narodowej.
Joanna Baczała (PAP)