Czeka nas nowy szczęśliwy świat!

Barbara Gąsior-Chrzan9 kwietnia, 20219 min

Na przełomie grudnia i stycznia ostatnich lat regularnie choruję na grypopodobne przeziebienie. Samo ustąpić nie chce i męczy mnie spasmatycznym kaszlem i dusznością. Wygonić je można jedynie antybiotykiem.

To ostatnie było szczególnie silne z wysoką gorączką, dusznościami i kaszlem silniejszym niż zwykle, i wielka słabością. Czy straciłam węch? Nie wiem. Apetytu nie miałam. Ale jak tu mieć apetyt w takim stanie? Kaszlesz, aż ci prawie wyrywają się wnętrzności, to co tutaj mówić o apetycie. Brak apetytu ma także pozytywy – pomaga w utrzymaniu dobrej figury. I tym razem pomógł antybiotyk.

W lutym 2020 r. świat obiegła wiadomość, że w Chinach pojawiła się dziwna i groźna nowa choroba wirusowa pochodząca od nietoperzy i ludzie tam masowo umierają nawet na chodnikach wielkich miast.  Chiny daleko. Z Chin przychodziła świńska grypa i grypa ptasia, która po dotarciu do Europy słaba i znikała. Ta nowa choroba też pewnie będzie jak poprzednie i szybko wygaśnie. Wyglądało, że wirus grypy szczególnie upodobał sobie Chiny. Tam powstaje, mutuje i rozprzestrzenia się na świat. Ogłoszono w marcu, że ten nowy wirus jest juz w norweskiej Arktyce, w Tromsø, przywieziony przez Chinkę, która wróciła z wakacji w swym rodzinnym kraju.

Informacje o nowym wirusie COVID 19 zaczęły dominować światowe doniesienia. Wszyscy byli tym zaskoczeni i zaniepokojeni, ale ufni, że zarazę uda się szybko opanować. „To nie potrwa długo” – mówiono i myśleli, że wszystko jest jeszcze dla nich możliwe, co zakłada, że zarazy są niemożliwe.  Nadal robiono interesy, planowano podróże i miano poglądy. Nie myślano o zarazie globalnie, jak o pandemii, bo to przekreśla przyszłość, przemieszczanie się z miejsca na miejsce i dyskusje.  Wciąż uważano się za ludzi wolnych, a przecież nikt nie będzie wolny, jak długo będą zarazy.

Przypomniano sobie grypę hiszpankę z 1914 roku, która uśmierciła 50 milionów ludzi, dżumę w Konstantynopolu, która według Prokopa zabiła dziesięć tysięcy ludzi jednego dnia.  Sięgnięto do książki Alberta Camusa „Dżuma”. Przypomniano sobie wiersz Juliusza Słowackiego „Ojciec zadżumionych”, piękną balladę Adama Mickiewicza z „Konrada Wallenroda” gdzie Almanzor broni Alpuhary, a w Grenadzie zaraza. Ktoś wspomniał epidemię czarnej śmierci (dżumy) w Europie, która trwała lata i zebrała 200 milionów ofiar. Wspomniano epidemię ospy prawdziwej we Wrocławiu z 1963 roku. Czekano.

Niestety, napływające informacje każdego dnia były coraz bardziej dramatyczne. Północne Włochy: umierają tysiące ludzi, także lekarze i księża spieszący z posługą umierającym. Hiszpania. W Nowym Jorku setki, tysiące trupów składowanych gdzie się da, w oczekiwaniu na zbiorowy transport nocą ciężarowkami do masowych grobów.

Przywodziło to na myśl stosy, o których mówi Lukrecjusz i które Ateńczycy dotknięci zarazą zbudowali na brzegu morza. Nocą znosili tam zmarłych, ale brakło miejsca i żywi bili się pochodniami, by złożyć tych, których kochali. Walczyli krwawo i nie chcieli porzucić swoich trupów.

Juz wszyscy wiedzieli, ze czeka nas niepewna przyszłość, ale nikt nie wiedział jak bardzo zmieni się nasze życie.

Dwunastego marca 2020 roku ogłoszono lockdown. Nawet ci co nie znali angielskiego rozumieli to określenie. Przyhamowano prawie wszystkie aktywności społeczeństwa. Opustoszały lotniska. Ludzie nałożyli maski i przemykali omijając jeden drugiego w zalecanej odległości. Kolosalnie wzrosła sprzedaż środków dezynfekcyjnych. Okazało się, że wcale nie trzeba chodzić do pracy, aby pracować i siedzieć w salach wykładowych, aby słuchać wykładów. Egzaminy można zdawać bez fizycznej obecności egzaminatora. Nawet pacjentów można leczyć na odległość. Trochę gorzej z praktyczną nauką studentów medycyny. Większość czynności załatwiamy teraz wirtualnie, w tym także praktyki religijne. W przeszłości w czasie wielkich epidemii w kościołach rozpalano kadzielnice i okadzano wnętrza. Procesje z krzyżem na przodzie, chorągwiami i przebłagalnym śpiewem szły przez miasta, wioski i pola prosząc Boga o zatrzymanie zarazy. „- Od powietrza, głodu, ognia i wojny … My grzeszni ciebie, Boga, prosimy..”.

Dzisiaj nadzieję na zatrzymanie zarazy pokładamy w szczepionkach. Jedyny problem, który się tutaj jawi, to brak wymaganego czasu do testowania szczepionek, ale to nie przeszkoda. Grupa kontrolna jest świeżo zaszczepiona. Na nich można z powodzeniem prowadzić obserwacje. Materiał jest wystarczajaco duży.

Zaraza prędzej czy później wygaśnie. Wirus zmutuje, osłabi się i wrócimy do normalności. Ale czy będzie to normalność sprzed pandemii? Wątpliwe. Napewno będziemy korzystać z osiągnieć wirtualnych prezentacji i wirtualnych kontaktów międzyludzkich. Możliwe, że pacjentów się zeskanuje i lekarz na podstawie tych skanów będzie stawiał diagnozę i ordynował leczenie. Roboty typu da Vinci usuną nam co potrzeba. Dzieci – uprzednio dokładnie zaprogramowane i z usuniętą duszą – będziemy produkować w fabrykach na wtryskarkach. Nikt się nie będzie z tego powodu męczył seksem. Starców nie będzie, powymierają.

Czeka nas nowy szczęśliwy świat!

Barbara Gasior-Chrzan

Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.

Udostępnij:

Barbara Gąsior-Chrzan

Leave a Reply

Koszyk