Z racji posiadania wielu znajomych na Facebooku, zarówno z prawa, lewa jak i środka, co jakiś czas wyświetlają mi się ich przemyślenia na tematy różne, głównie polityczne. Jednym z ciekawszych wątków przez nich podnoszonych jest ocena gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
Widać wyraźnie, że wciąż mamy tutaj do czynienia z nie domkniętym etapem wojny polsko-polskiej, której praźródło tkwi w stanie wojennym. W zależności od tego, kto podejmuje ten wątek, mamy do czynienia albo z puczem generałów i zbrodniczą juntą, albo z poczuciem realizmu i operacją chroniącą Polskę przed sowiecką interwencją. Ku tej ostatniej ocenie skłania się wielu moich znajomych endeków i konserwatystów.
Pojawia się wśród nich sugestia, że gdyby mający wówczas pełnię władzy Jaruzelski zaryzykował zerwanie radzieckiej pępowiny i wprowadził rządy wojskowe oparte o wolny rynek, to dziś byłby w panteonie narodowych bohaterów, nawet gdyby zapłacił za to najwyższą cenę. Wskazują, że mając armię, rząd, media, parlament oraz – co istotne – wsparcie niemałej części Kościoła, miał szansę uniezależnić się od Moskwy, która uwikłana w Afganistan, miałaby problem z walką na dwa fronty.
Przyznam, że tego typu argumenty, nigdy mnie nie przekonywały. W warstwie teoretycznej w zasadzie wszystko jest możliwe, także „nawrócenie” się Jaruzelskiego na wolny rynek. W praktyce było to jednak niemożliwe. Jaruzelski szczerze bowiem wierzył w socjalizm i PRL, akceptował ZSRR jako geopolityczny punkt odniesienia, więc dlaczego miałby walczyć z czymś, w co wierzył? Sparaliżowany strachem przed „radzieckimi”, wyniesionym jeszcze z doświadczeń syberyjskich, nie nadawał się do tego zupełnie. Także oportunizm, którym kierował się pokonując kolejne szczeble kariery, nie czynił z niego człowieka zdolnego do przeprowadzenia tego typu operacji.
Generał Jaruzelski był zakładnikiem ideologii, która z każdym dniem stawała się coraz mniej kompatybilna z rzeczywistością, zwłaszcza w sferze gospodarczej. Nie miał żadnej wizji gospodarczej, a z ekonomią łączyła go jedynie Inspekcja Robotniczo-Chłopska, która stała na straży gospodarki nakazowo-rozdzielczej. Z tych prozaicznych powodów generał Jaruzelski zupełnie nie nadawał się na polskiego Pinocheta, jakim chętnie widziałoby go wielu moich kolegów konserwatystów, gdyby koło historii potoczyło się inaczej.
Gwoli sprawiedliwości, trzeba jednak zauważyć, że rację mają iż za schyłkowego PRL-u, powstała najlepsza wolnorynkowa ustawa o przedsiębiorczości, zwana ustawą Wilczka. Jej powstaniu i wprowadzeniu nie przeszkadzał generał Jaruzelski. Cóż z tego, skoro późniejsi piewcy wolnego rynku, już po upadku PRL-u, uczynili karykaturę. Ale to już temat na osobną opowieść.
Maciej Eckardt
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.