Dyskusja o Holocauście, w takim kształcie w jakim ją właśnie obserwujemy, mocno mnie zniesmacza. Kontekst polityczny i ekonomiczny, na którym żerują różnej maści pieczeniarze, nie pozwala bowiem zrozumieć, czym tak naprawdę był Holocaust.
W latach mojej licealnej młodości przebiłem się przez dostępną wówczas w Polsce literaturę obozową i martyrologiczną. Kiedy inni czytali lekką beletrystykę, ja zapadałem w otchłań tragicznych wspomnień, niewysłowionego okrucieństwa i niezrozumiałego bestialstwa, które stało się udziałem Polaków i Żydów.
Do dzisiaj w pamięci tkwią mi czarno-białe zdjęcia udręczonych polskich i żydowskich dzieci spoglądających w obiektyw aparatu niewyobrażalnie smutnymi oczami, stosy wychudzonych trupów w egzekucyjnych dołach, zabawki odebrane maluchom za obozową bramą. Brnąłem przez to wszystko z trudem, nie znajdując odpowiedzi na rodzące się wówczas pytania. Pytania ważne i oczywiste.
Tak jak wówczas, tak i dzisiaj mam z nimi kłopot. Choć wiem jak było, to wciąż nie wiem – dlaczego? Rozumiem Żydów, którzy mówią, że Bóg wówczas umarł. Pytanie o Holocaust jest bowiem dramatycznym pytaniem o Boga i Jego naturę. O Jego abdykację w sytuacji, kiedy był najbardziej potrzebny. Dlatego pewnie Bóg przez wielu Żydów (żydów) został wówczas „uśmiercony”. W sytuacji dojmującego opuszczenia zdecydowali się uznać Go za umarłego, niż dźwigać brzemię poczucia braku empatii z Jego strony. Dla Żydów (żydów) Holocaust, to narodowy ból, rozpacz, wielki zawód i niekończące się opłakiwanie. Traumatyczna lekcja, którą wciąż odrabiają. Nie chcą i nie potrzebują do tego niczyjej pomocy.
Jakiekolwiek próby ingerencji w żydowską optykę Holocaustu są z góry skazane na niepowodzenie. Działania takie spotykają się z natychmiastową i stanowczą reakcją, nawet jeśli podyktowane są dobrą wolą i szacunkiem dla żydowskich ofiar. Nie oznacza to jednak, że inne narody nie mają prawa do oceny Holocaustu. Wręcz przeciwnie, mają. Szczególnie Polska, na ziemiach której, nie z jej winy, ten dramat się dokonał. Musimy mieć jednak świadomość, że nasze rozumienie Holocaustu, nigdy nie splecie się z optyką żydowską. Nasze narracje będą szły obok siebie, czasami w poprzek, nigdy razem. Trzeba przyjąć, że tak już jest.
Jak zatem mówić o Holocauście, by nie robić z niego maczugi do nieustannego wzajemnego okładania się? Trudna sprawa. Ten temat jest jak kruchy lód, którego tafla pęka nawet przy podmuchu lekkiego wiatru.
Gdybym miał się pokusić o jakąś podpowiedź, to chciałbym, żeby o Holokauście mówiono tak, jak to zrobił Roman Polański w filmie „Pianista”. Filmie, który ze spojrzenia na Holocaust z perspektywy żydowskiej nie uczynił oblężonej twierdzy, który dał przestrzeń do dyskusji o dramacie, który dotknął przecież dwa narody. Dramacie, którego szczęśliwie już dawno nie ma, ale który wciąż w nas tkwi, nie zabliźniając żadnej z narodowych ran. I to jest właśnie przekleństwo Holocaustu.
Maciej Eckardt
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.