Włoscy restauratorzy wzięli udział w inicjatywie „Ja otwieram” w proteście przeciw restrykcjom, które w większości regionów zaostrzą się w niedzielę.
W znanej restauracji we Florencji grzywny otrzymali zarówno właściciel, jak i dziewięciu klientów siedzących przy stolikach. Również w tym mieście policja weszła do innej restauracji wymierzając właścicielowi karę w wysokości 400 euro. To – jak przyznał – dziewiąta grzywna w ciągu dwóch miesięcy.
Wyjątkową wymowę miała interwencja karabinierów w barze w miejscowości Vo w Wenecji Euganejskiej, która też wbrew zakazowi zapełniła się klientami. To tam w lutym zeszłego roku stwierdzono pierwsze ognisko zakażeń w regionie, a klient tego lokalu był pierwszą osobą, która zmarła we Włoszech w wyniku zakażenia koronawirusem. Bar został w piątek zamknięty.
Z doniesień napływających z całego kraju wynika, że mimo masowych deklaracji przyłączenia się do protestu pod hasłem „Ja otwieram”, który miał objąć około 50 tys. lokali, faktyczny udział w niej był raczej symboliczny.
I tak na przykład w Emilii-Romanii niektórzy restauratorzy, którzy zapowiedzieli swój udział, ostatecznie wycofali się z tych planów, gdy dowiedzieli się, że służby porządkowe będą karać także ich klientów.
W Weronie otwarto około 10 restauracji; w większości miast – również nieliczne.
W Rzymie , gdzie też miało dojść do masowego „obywatelskiego nieposłuszeństwa” czy też „buntu fartuchów” – jak określono inicjatywę, wieczorem zamknięta była większość lokali.
Na gości czekał między innymi właściciel małego lokalu niedaleko Piazza Navona.
„Jeśli można serwować obiad, to czemu nie można podać kolacji w warunkach reżimu sanitarnego – w maseczkach i jednorazowych rękawiczkach?”- zapytał podczas rozmowy z PAP. Jak przyznał, głównie w związku z chronicznym brakiem turystów od początku jesieni, znalazł się na skraju bankructwa.
W dzielnicy Rzymu Trieste- Salario , gdzie jest około 500 lokali, nie zostały one otwarte.
„Nie uznaję tej inicjatywy, popieram walkę o swoje prawa, ale uważam, że w tej chwili ten pomysł jest nie na miejscu” – powiedział właściciel restauracji na via Anerio. Zapewnił, że jest w kontakcie z kolegami z branży w dzielnicy, którzy są podobnego zdania.
W Rzymie ogłoszono też inną inicjatywę, „płynącą pod prąd” pomysłowi otwarcia. Wielu restauratorów na znak protestu przeciwko restrykcjom zamknęło lokale na cały dzień.
Na opuszczonych żaluzjach zostawili kartki z informacją: „Zamykamy, bo dalej nie dajemy rady już funkcjonować”.
Akcji protestu nie poparły duże stowarzyszenia usługodawców branży gastronomicznej podkreślając, że udział w niej wiązał się z ryzykiem kar, w tym administracyjnego nakazu zamknięcia lokali.
Szef jednego ze stowarzyszeń Giancarlo Banchieri stwierdził, że rozumie trudności branży, ale – jak dodał – „zmiany realizuje się szanując prawo”.
Bezpłatną pomoc prawną ukaranym uczestnikom akcji „Ja otwieram” zadeklarowały kancelarie adwokackie w kilku miastach.
Od niedzieli w ponad połowie regionów dozwolona będzie tylko sprzedaż na wynos i dostawy do domu.
Z Rzymu Sylwia Wysocka(PAP)