Restauracja zamieniła się w „ośrodek szkoleniowy” i przyjmuje gości

Karol Kwiatkowski28 grudnia, 202014 min

Biała kartka z napisem „Ośrodek szkoleniowy” pojawiła się na drzwiach „Gorącej kiełbasiarni”, bałuckiej restauracji po „Kuchennych Rewolucjach”. Od poniedziałku (28 grudnia) , po trzymiesięcznej przerwie, lokal znów przyjmuje gości… na szkolenia z zakresu używania sztućców i konsumpcji piwa i napojów – informuje Dziennik Łódzki.

Menu bałuckiego lokalu zamieniło się w listę materiałów szkoleniowych, na której znajduje się m.in. uwielbiana przez gości solianka w cenie 15 zł za porcję, kiełbasa od Wieśka za 13 zł, czy leczo z boczkiem i kiełbasą w cenie 15 zł za porcję. Wśród materiałów dydaktycznych są także napoje – informuje Dziennik.

– Mimo, że od materiałów dydaktycznych będę musiał odprowadzić większy podatek niż za jedzenie, to nie zmieniłem dotychczasowej ceny potraw – dodaje właściciel.

Po odbyciu szkolenia, kursant może poprosić o zaświadczenie o ukończeniu kursu oraz zakresie przyswojonej wiedzy, oraz stopniu wtajemniczenia.

– Klienci oprócz zamawiania jedzenia na wynos, będą mogli skorzystać z usług szkoleniowych „Gorącej kiełbasiarni” na miejscu – tłumaczy Mateusz Al Najar, właściciel restauracji zrewolucjonizowanej przed laty przez Magdę Gessler. – Zakres szkolenia to prawidłowe korzystanie z noża, widelca, łyżki i łyżeczki oraz poprawna konsumpcja kawy i herbaty, piwa oraz soków i napojów. Na sali wykładowczej jest 5 stanowisk szkoleniowych stworzonych zgodnie z reżimem sanitarnym. Po zakupie materiałów dydaktycznych kursanci przystępują do szkolenia.

Mateusz Al Najar przyznaje w rozmowie z Dziennikiem Łódzkim, że do przekształcenia restauracji w ośrodek szkoleniowy zmusiła go sytuacja finansowa. Wiosną lokal był zamknięty przez trzy miesiące. Działał przez wakacje, ale jesienią, gdy zwykle ruch wzrasta, rząd ogłosił ponowny lockdown branży gastronomicznej. Teraz obroty „Kiełbasiarni” spadły o ponad 30 proc., a wsparcie z tarczy covidowej obejmuje lokale, których obroty spadły o co najmniej 40 proc. Zatem łodzianin na pomoc finansową od rządu nie załapał się. Niezależnie od tego, czy restauracja była zamknięta, czy otwarta jej właściciel płacił pensję i ZUS za siedmiu pracowników zatrudnionych na etacie.

Źródło: Dziennik Łódzki

Zdjęcie: Lila Sayed – Dziennik Łódzki

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

One comment

  • zdzicho

    28 grudnia, 2020 at 5:21 pm

    Jedyna nadzieja w takich kreatywnych ludziach. Życzę burzy mózgów i wielu kolejnych koncepcji na obalenie obecnej debilnej rzeczywistości.

Leave a Reply

Koszyk