Systemy totalitarne potrzebują propagandy lub terroru, albo połączenia obu tych środków, by utrzymać wprowadzony przez siebie porządek. Propaganda jest sposobem długoterminowo skuteczniejszym – przeciw terrorowi prędzej czy później powstanie sprzeciw wynikający czy to z gniewu bądź strachu, czy też z chłodnej kalkulacji, że może jednak warto zaryzykować bunt w imię potencjalnych korzyści.
Osoby występujące przeciw represjom mogą też zyskać poparcie tych, którzy sami nie mają odwagi się przeciwstawiać systemowi, lecz widzą jego nieprawidłowości czy nadużycia. Propaganda natomiast czyni ludzi niezdolnymi do buntu – dobrze poprowadzona sprawia bowiem, że ludzie nie są nawet świadomi, że powinni się buntować, a jeśli nawet odczuwają pewne wątpliwości, nie są w stanie zidentyfikować ich przyczyn. Wyzwolenie umysłu poddanego nieustannemu duraczeniu jest często trudne, a wyzwoleńcy mierzą się z ostracyzmem i poczuciem klęski, gdy nie udaje im się przekonać bliskich do podjęcia próby oceny rzeczywistości z innej perspektywy. Pokonanie intelektualnych murów zbudowanych przez propagandę jest więc procesem powolnym i żmudnym, a więc zapewniającym panującemu systemowi stosunkowo długi czas pożądanego status quo.
Nieodzownym elementem propagandy jest nowomowa i różnego rodzaju slogany. Czy na użytek „walki z epidemią koronawirusa” powstały slogany, które można określić mianem nowomowy? Przyjrzyjmy się kilku wybranym frazom, by to sprawdzić.
Chory bezobjawowy
Zgodnie z definicjami choroba to „każdy stan zakłócający normalne funkcjonowanie organizmu lub jego części (sjp)”, „nieprawidłowe funkcjonowanie organizmu lub jego określonych narządów, którego przejawem są dolegliwości odczuwane przez ten organizm (wsjp)”, czy sytuacja gdy „działanie czynnika chorobotwórczego wywołuje niepożądane objawy, różniące się od czynności zdrowego organizmu. (wikipedia)”. Zatem nie istnieje „chory bezobjawowy”, zaś określenie „nosiciel” w stosunku do osoby zakażonej, ale nie wykazującej symptomów chorobowych jest znane w języku polskim – nie ma więc podstaw językowych dla powstania tego tworu. Natomiast na poziomie kreowania rzeczywistości różnica jest wyraźna – „nosiciel” to ktoś, kto „nosi” w sobie wirusa, ale jego organizm jest wystarczająco silny, by do choroby nie dopuścić. „Nosiciel” może zarażać, ale nie musi – odczuwany jest więc w odniesieniu do niego pewien dyskomfort, ale rozsądek podpowiada unikanie zarówno zbędnego ryzyka jak i paniki. Kiedy słyszymy „chory bezobjawowy”, rejestrujemy przede wszystkim pierwsze słowo – to sprawia, że wirus wydaje się być faktycznie złowrogi, skoro tak wielu ludzi choruje, i wiemy, że chory zaraża, więc unikamy kontaktu z nim. I gdzieś w tle kołaczące określenie „bezobjawowy” każe nam unikać ludzi w ogóle, bo przecież nie wiemy, kto jest chory…
Dystansowanie społeczne
Silnie powiązane z pojęciem „chorego bezobjawowego”. Dotąd „unikaliśmy kontaktu z chorym”, jeśli obawialiśmy się zarażenia, lub sami chorując pozostawaliśmy w domu do czasu powrotu do zdrowia. Teraz, gdy wraży wirus krąży wszędzie, i ludzie „chorują bezobjawowo”, konieczne dla ochrony zdrowia pojawiło się dystansowanie od ludzi w ogóle, nie tylko wtedy, gdy są wyraźne ku temu wskazania w postaci objawów choroby. Należy też zwrócić uwagę, że krótki, wygodny zwrot „dystansować się” nie wystarcza. Teraz trzeba dystansować się społecznie. Społeczne dystansowanie, w odróżnieniu od dystansowania zwykłego jest bowiem elementem świadomej postawy, zakłada też dystansowanie się od ludzi w ogóle, nie tylko od określonych osób.
Bezpieczna odległość
Czyli taka jaką trzeba zachować jak się chce społecznie dystansować. Termin taki sugeruje, że jest też jakaś niebezpieczna odległość. A czyż narażanie siebie i bliźnich na niebezpieczeństwo to odpowiedzialne zachowanie?
Odpowiedzialne zachowanie
Dotąd w odniesieniu do ochrony zdrowia oznaczało zachowanie higieny i zasad dobrego wychowania (mycie rąk, zasłanianie ust podczas kaszlu czy kichania) oraz pozostanie w domu kiedy jest się chorym. Dodać do tego można odpowiedni do pogody ubiór oraz troskę o odporność organizmu – wysypianie się, prawidłową dietę, aktywność fizyczną, troskę o zdrowie psychiczne obejmującą pracę, wypoczynek, czas na świeżym powietrzu i dbanie o relacje z bliskimi. Odkąd jednak grasować zaczął zbrodniczy koronawirus, „odpowiedzialne zachowanie” to pozostawanie w domu, stosowanie maseczek, rękawiczek i środków do dezynfekcji, unikanie kontaktu z ludźmi, czy co akurat mówiący uważa za ważne. Okazuje się zatem, że zwykle odpowiedzialne zachowanie to dziś w dużej mierze całkowite przeciwieństwo tego, co dotąd rozumieliśmy pod pojęciem „zdrowy tryb życia”.
Reżim sanitarny
Koronawirus jest tak zbrodniczy, iż nie wystarczą zwykłe „środki ostrożności” – trzeba wprowadzić „reżim”. I istotnie, wiele regulacji wprowadzonych w ramach walki z mniemaną pandemią nosi znamiona reżimu w jego najgorszej odsłonie – zalecenia są uciążliwe, niejednokrotnie sprzeczne z prawem polskim czy międzynarodowym, często nie mające podstaw naukowych, a rządzący sami ich nie przestrzegają, wyraźnie dając obywatelom do zrozumienia, że sami nie do końca wierzą w zbrodniczość wirusa. Nic dziwnego, że rodzi się podejrzenie, iż zalecenia owe mogą mieć inny cel niż zatrzymanie „epidemii”.
Lockdown i inne eufemizmy
Lockdown, czyli zamknięcie kraju, sam w sobie jest eufemizmem stanu wyjątkowego, którego z jakichś przyczyn rząd oficjalnie wprowadzić nie chciał. Użycie anglicyzmu również miało tu pewien wymiar łagodzący wydźwięk wybranego terminu. Lockdown jednak odbił się negatywnie na wielu aspektach życia, zaś korzyści z jego wprowadzenia są wysoce wątpliwe – toteż źle kojarzący się „lockdown” ponownie wprowadzony nie został, przynajmniej oficjalnie. Przez pewien czas był rodzajem straszaka, by utrzymać „reżim sanitarny”; szybko jednak powstały inne eufemizmy – od kolorowych stref, przez „narodową kwarantannę”, do ostatnio ogłoszonych „stu dni solidarności”. Użycie słów „narodowa” i „solidarność” ma też wywołać pozytywne emocje – przecież razem, dla wspólnego dobra, można pewne ofiary ponieść. Tym samym wszystkich sceptyków stygmatyzuje się jako egoistów.
Można zatem zauważyć silne przesłanki wskazujące na to, że narracja dotycząca koronawirusa ma w sobie wiele z propagandy, a wytoczona wrażemu wirusowi walka służy też – a może nawet głównie – wychowywaniu człowieka całkowicie i bezrefleksyjnie posłusznego różnorakim zaleceniom rządu czy wszelkiej maści „autorytetów”. No i oczywiście wprowadzaniu kolejnych (bez)prawnych nowinek, które niestety pozostaną, gdy mniemana pandemia minie, i których „dobrze wychowany” obywatel już nie będzie kwestionował.
Joanna Kołodziejczyk
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.
3 comments
jakub
14 grudnia, 2020 at 11:12 am
pięknie. gratulacje. tylko co my z tym słownikiem zrobimy. czy jeszcze ktos w tym kraju zna takie słowo jak rozsądek?
Maciek
18 grudnia, 2020 at 1:55 pm
Bardzo dobry artykuł , Pani Joanno ! Dziękuję za odwagę pisania o tej paranoi.
Pozwolę sobie zacytować z niego kilka zdań w moim najnowszym artykule o wirusie strachu,
który powstanie pod koniec roku. ( Piszę m.in. dla Gazety Bałtyckiej )
Jestem w kraju od kilku miesięcy, chodzę na warszawskie demonstracje anty kowidowe1984.
Pozdrawiam, i optymizmu życzę w tych matriksowych czasach !
M. Bielawski
Karol Kwiatkowski
18 grudnia, 2020 at 2:16 pm
Jakby chciał Pan pisać dla nas, to zapraszamy do współpracy.