Co się z panem stało, panie doktorze? 

Paweł Skutecki12 grudnia, 202028 min

Lekarz to wyjątkowy zawód, elitarny. Bycie lekarzem, to bycie nie tylko rzemieślnikiem fizycznej konstrukcji człowieka, ale także bycie autorytetem w wielu sprawach wymykających się spod stetoskopu. To ciągłe zadawanie pytań, wątpienie, podważanie, szukanie prawdy. To permanentna próba zrozumienia kondycji człowieka, fizycznej, psychicznej, społecznej i każdej innej, bo dotykającej przecież tego samego sedna naszego istnienia. Tak było jeszcze niedawno, ale właśnie obserwujemy zakończenie procesu ściągania nimbu wyjątkowości z kitla. 

Lekarz, podobnie jak na przykład nauczyciel, adwokat czy kolejarz, to był zawód misyjny. Wyjątkowy poprzez trudność dostępu do uprawnień zawodowych, koszt wykształcenia młodego adepta, ale i odpowiedzialność daleko wykraczającą poza zakres obowiązków stricte związanych z fachem. Wiele zawodów w ostatnich dziesięcioleciach straciło doszczętnie swój charakter i godność. Czasem był to proces rozciągnięty na długie lata, a czasem rządzący i historia przyciskali akcelerator. 

Lekarze przez lata komuny stanowili elitę, której nikt nie dotykał brudnym paluchem ideologii. Zarabiali dużo – oczywiście w porównaniu do milionów ludzi tyrających do nocy i marzących latami o nowych dżinsach z peweksu, ale większość rzecz jasna poza systemem, do kieszeni. Czasem to był mendel jaj lub parę wędzonych węgorzy, a czasem twarda gotówka zza oceanu. Takie to były czasy. Potem zmieniło się – na lepsze. Wypłata zaczęła przypominać prawdziwą, a łapówki popłynęły już nie od pacjentów, a od koncernów farmaceutycznych. Bywało, że w gotówce, ale częściej w „bonusach” – wakacjach, komfortowych „szkoleniach”, zniżkach na samochody i inne frukta. Warunek był jednak surowy: lojalność. Skończyły się czasy lekarzy-naukowców szukających, drążących, podważających prawdy objawione w stylu bezpieczeństwa azbestu czy dobrodziejstwa papierosów. Lekarz stał się dogmatykiem wierzącym na słowo. 

Widziałem to z bliska, kiedy zajmowałem się w sejmie wieloma sprawami. Najbardziej widoczne to było oczywiście w kwestii szczepień, od niepożądanych odczynów poszczepiennych, do jakości szczepionek. Obojętnie co by się nie działo, jakie badania by nie leżały na stole powtarzali wciąż swoją mantrę: „szczepionki są najlepiej przebadanymi produktami leczniczymi”. Tyle tylko, że to była nieprawda. I nie wiem do dzisiaj, tak po nazwisku, kto z nich był idiotą i w to wierzył, a kto miał „inne” powody, by tę wiarę udawać. 

Zdarzali się oczywiście lekarze starej daty, niekoniecznie pod względem peselu, czytający badania w obcych językach, dyskutujący o wnioskach z nich płynących. Prawie wszyscy mieli potem postępowania w izbach lekarskich, bo… takie podważanie autorytetu innego lekarza jest przekroczeniem etyki lekarskiej czy innego regulaminu trzymania głowy w piasku. 

A dzisiaj elita urzędników medycznych nawet nie ma już ochoty kryć się z tym, że pozostałych lekarzy uważa za bandę durniów, która ma powtarzać prawdy objawione i będzie karana, jeśli się przejęzyczy. Profesor Andrzej Matyja wprost mówi o „przesłuchiwaniu” lekarzy, którzy mają inne niż on zdanie na temat szczepień i wykorzystywaniu w kampanii społecznej celebrytów, którzy kompletnie nie mają o tym pojęcia, ale ich twarz jest znana i lubiana. 

Tymczasem w listopadzie umarło ponad 60 tysięcy Polaków. Dwa razy tyle co w jakimkolwiek listopadzie od końca wojny. Nie zabił ich COVID-19, tylko paranoicy w kitlach i garniturach przez których od miesięcy ludzie nie mogą się dostać do specjalisty, nie ma badań przesiewowych, nie ma wizyt kontrolnych – nie ma niczego. I te dziesiątki tysięcy śmierci obciążają sumienie systemu, którego twarzami są tacy ludzie jak właśnie Matyja, Pinkas, Szumowski, Niedzielski i kilkudziesięciu innych oficerów będących architektami obecnego reżimu budowanego na plecach poczciwych, czasem naiwnych, czasem przestraszonych, a czasem zwyczajnie sprzedajnych doktorów. 

Ale ten reżim kiedyś upadnie. Wszystkie prędzej czy później upadły. I panu, panie doktorze, będzie najbardziej głupio spojrzeć w lustro. Jak pan nie wierzy, to polecam lekturę wspomnień niemieckich lekarzy, którzy się ocknęli po maju 1945 roku. 

Paweł Skutecki

Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji. 

Udostępnij:

Paweł Skutecki

2 comments

Leave a Reply

Koszyk

Related Posts