Szpital w Piotrkowie Trybunalskim nie przyjął 48-letniej pielęgniarki. Kobieta źle się czuła. Była osłabiona i miała duszności. Lekarze tłumaczą, że według nich nie wymagała pilnej interwencji. Miała w domu poczekać na wynik testu na koronawirusa. Zmarła po dwóch dniach, tuż przed tym, jak miała trafić do placówki. Wynik był negatywny – donosi TVN24.
Pielęgniarka lat 48 zgłosiła się na SOR w Piotrkowie Trybunalskim po tym, jak poczuła się źle, miała duszności i była osłabiona. Kilka lat temu miała zawał serca, leczyła się kardiologicznie – czytamy na portalu.
Szpital tego dnia jej nie przyjął. Lekarze stwierdzili, że owszem, wymaga hospitalizacji, ale nie jest nagłym przypadkiem, w związku z czym przyjmą ją po otrzymaniu wyników testu na koronawirusa. Na te czekano dwa dni – informuje TVN24.
Wynik wyszedł negatywny, a rodzina kobiety dostała informację, że po południu może zgłosić się do szpitala. Wtedy jednak jej stan się pogorszył. Wezwano do niej karetkę, ale jej życia nie udało się uratować – wynika z informacji portalu.
Kobieta osierociła dwie córki – jedna z nich jest pełnoletnia, druga ma 7 lat.
– Jakby została przyjęta, to pewnie by z nami tu była… Potraktowali ją po prostu źle – ocenia partner zmarłej.
– W tym przypadku lekarz stwierdził, że jej stan nie zagraża życiu i nie wymaga pilnej hospitalizacji, natomiast wymaga hospitalizacji, dlatego wskazany został termin, trzy dni po wstępnej analizie jej stanu zdrowia – mówi Bartłomiej Kaźmierczak dla TVN24, rzecznik prasowy Samodzielnego Szpitala Wojewódzkiego im. Mikołaja Kopernika w Piotrkowie Trybunalskim.