Niepokój społeczny nie jest czynnikiem sprzyjającym przeciwdziałaniu epidemii — ocenił w rozmowie z PAP wirusolog prof. Włodzimierz Gut. Dodał, że nie wie, jak masowe protesty w Polsce wpłyną na liczbę zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2, ale na każdy tysiąc osób na ulicy obecnie może przypadać ok. 4 zakażonych.
„W ogóle nie martwiłbym się o liczbę zakażeń po tych protestach, gdyby ich uczestnicy wzięli przykład z tegorocznej pielgrzymki muzułmanów do Mekki. Tam był i dystans społeczny i wszystkie zasady przestrzegane jak w podręczniku. Gdyby tak to było zorganizowane, to bym powiedział, że organizatorzy się postarali. Wszyscy widzimy jednak na obrazkach z polskich miast, jak jest” – podkreślił w rozmowie z PAP prof. Gut.
Jego zdaniem problem epidemiologiczny w przypadku masowych manifestacji wynika z bliskości, czasu trwania, a także różnego podchodzenia do prawidłowego stosowania osłon nosa i ust.
„Do tego widzę, że te protesty czasami dopuszczają do siebie +antycovidowców+. Zasada jest taka, że kto nosi maseczkę prawidłowo — teoretycznie nie powinien mieć problemów. Teoretycznie, bo tak byłoby wtedy, gdyby wszyscy nosili ją prawidłowo. Jeżeli jednak dobrze założoną ma ją część demonstrantów, to nawet ten, kto ma maseczkę, zostanie opluty przez tych, którzy jej nie mają” – zwrócił uwagę ekspert.
Według jego szacunków obecnie na 1000 demonstrantów może przypadać ok. czterech, którzy nie wiedzą jeszcze nawet o tym, że są zakażeni, ale przenoszą nieświadomie koronawirusa dalej.
„Za 6 dni zobaczymy w statystyce zakażeń, czy te manifestacje mocno wpłynęły na dobowe liczby zakażeń, czy w nieco mniejszym stopniu. Pewne jest jednak to, że niepokój społeczny nie jest czynnikiem sprzyjającym przeciwdziałaniu epidemii” – wskazał prof. Gut.
Zdaniem wirusologa średnie przyrosty dobowe zakażonych na poziomie 15-17 tysięcy, gdyby takie były w tym tygodniu odnotowywane, są zbyt wysokie.
„Dla służby zdrowia sytuacja byłaby dobra wtedy, gdyby dzienna liczba nowych przypadków równoważyła się z dzienną liczbą ozdrowień. Wtedy nie ma wielkiego problemu. W innym razie cały czas będzie obawa, czy służba zdrowia to wytrzyma i czy nie będzie zbyt dużej liczby zakażeń wśród personelu. Zawodowcy raczej nie zakażają się w pracy, ale oni przecież żyją na tym samym świecie, co inni i też spotykają się z ludźmi poza pracą” – zakończył prof. Gut. (PAP)