Twój marsz jest lepszy niż mój

Karol Kwiatkowski24 października, 202017 min

W sobotę w Warszawie odbyły się dwa duże protesty: Strajk Kobiet i Marsz o Wolność. O ile pierwszy przebiegł bez zakłóceń ze strony policji, to w drugim działy się rzeczy potworne i nieprawdopodobne.

Kilkaset osób zgromadziło się w sobotę przed Trybunałem Konstytucyjnym, by protestować przeciwko czwartkowemu wyrokowi TK uznającemu aborcję z powodów eugenicznych za niezgodną z ustawą zasadniczą. Policja nie interweniowała.

Kilka lub kilkanaście tysięcy osób zgromadziło się również w sobotę przed Pałacem Kultury i Nauki, aby zaprotestować przeciwko odbieraniu wolności przez rząd rozporządzeniami coviodowymi. I tu Policja pokazała na co ją stać.

Zaangażowanych w pacyfikację Marszu o Wolność było kilkuset policjantów, o ile nie więcej, kilkadziesiąt radiowozów policyjnych. Pokojowo protestujący Polacy zostali otoczeni i spacyfikowani w bezczelny sposób. Użyto gazu i środków przymusu bezpośredniego. „Zakładnicy” na placu byli przetrzymywani przez policyjny kordon kilka godzin. Takie same sceny miały miejsce w innych punktach stolicy. Policja bezlitośnie wstrzymywała i pacyfikowała pokojowo nastawionych uczestników protestu. Wiele osób zostało zatrzymanych i przewiezionych na posterunki policji. Rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak podał, że zgodnie z danymi na godz. 17 policjanci zatrzymali ponad 120 osób.

Ciężko jest zrozumieć postępowanie Policji, która otoczyła zwartym kordonem protest i wezwała do rozejścia się, po czym chcących opuścić zgromadzenie nie przepuściła i trzymała kilka godzin na placu. Były tam kobiety w ciąży, nieletni, osoby starsze. Nie było toalet i dostępu do wody pitnej.

Dlaczego policja pozwoliła środowiskom lewicowym na odbycie spontanicznego zgromadzenia, a środowiskom wolnościowym nie pozwoliła na odbycie legalnie zgłoszonego zgromadzenia? Dlaczego właśnie teraz Trybunał Konstytucyjny zajął się tzw. aborcją eugeniczną?

Odpowiedź nie jest prosta i binarna, że użyję języka tęczowych aktywistów. Jeśli założymy, że Jarosław Kaczyński jest genialnym strategiem i politykiem, a jest, to nic w naszym państwie nie dzieje się bez powodu. Nic na co szef Prawa i Sprawiedliwości ma wpływ. Kaczyński musiał zdawać sobie sprawę, że sprawy okołoabrocyjne, a właściwie ich zaostrzanie i psucie kompromisu aborcyjnego, tylko wzmacniają lewą stronę sceny politycznej, tę całkiem tęczowo-liberalną, nie tę pragmatyczną peowską. Kaczyński woli mieć pod kontrolą lewicę, która głosuje w większości jak on chce i jeszcze się z tego cieszy. Lenin miał specyficzne określenie na takich ludzi, nazywał ich pożytecznymi idiotami. Czy obawia się Hołowni i wyciągnął pomocną dłoń do lewicy? Czy tylko chciał przykryć medialnie prawdziwy problem, nad którym nie ma kontroli? A tym prawdziwym problemem jest coraz większa grupa naszych rodaków, którzy po prostu mają dość nielegalnych ograniczeń wolności i zarzynania gospodarki.

Marsze o Wolność, które 10 października odbyły się w ponad 50 miastach Polski zgromadziły tysiące uczestników. W sobotę w Warszawie było bez mała kilkadziesiąt tysięcy ludzi, byli to przedstawiciele wielu środowisk: stopnopowcy, przedsiębiorcy, kibice, wolnościowcy, korwiniści, branża fitness i wielu, wielu innych.

Na lidera środowisk, które mają dość pełzającego lockdownu, obok Justyny Sochy i Piotra Jawornika, którzy są spirytus movens tego ruchu, wyrasta poseł Grzegorz Braun. Braun nie boi się być wszędzie tam, gdzie Polakom dziej się krzywda. Zresztą Socha i Jawornik też nie, gdyż walczą oni od wielu lat o prawa pacjenta i obywatela. Socha nawet dłużej niż Jawornik.

Więc dlaczego tak się stało? Ano, Kaczyńskiemu nie w smak ruch wolnościowy, który odważnie podnosi kwestie nielegalności poczynań rządu i który może stanowić za trzy lata realne zagrożenia w wyborach parlamentarnych. Lepiej wzmocnić lewicę i kontrolować przeciwka, niż mieć Brauna i Sochę za przeciwników i nie mieć nad nimi kontroli.

Dlatego Strajk Kobiet trzy dni z rzędu maszerował przez Warszawę gdzie chciał i jak chciał, a Marsz o Wolność został spacyfikowany najgorszymi metodami policyjnymi, ba!, milicyjnymi rodem z PRL. To nie Policja dziś stała na przeciw pokojowo protestujących na legalnym zgromadzeniu, to było ZOMO.

 

 

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

Koszyk