Jakoś nie potrafię wykrzesać w sobie prawicowego żaru, jaki udzielił się wielu moim kolegom po prawicy w sprawie tzw. piątki dla zwierząt. Być może narażę się licznym znajomym, ale uważam, że hodowla zwierząt na futra, mająca uzasadnienie w dawnych czasach, dzisiaj przestaje mieć sens.
Nie jestem wegetarianinem, ale zauważam różnicę pomiędzy szlachtowaniem krów poprzez poderżnięcie im gardła i czekaniem aż się wykrwawią, a ogłuszaniem ich przed ubojem . Tak, wiem, że są rzeźnie nie mające nic wspólnego z ubojem koszer i halal, w których mają miejsce dantejskie sceny, ale jest to wynikiem braku nadzoru, a nie prawnego przyzwolenia na dręczenie zwierząt, jak w przypadku uboju rytualnego.
Przyznam, że mocno się zdziwiłem, kiedy dowiedziałem się, jak wielka jest skala uboju rytualnego w Polsce, nie mającego przecież nic wspólnego z naszą tradycją. Jeszcze bardziej zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem, że w obronę tej formy unicestwiania zwierząt zaangażowały się środowiska narodowe, opowiadając się tym samym po stronie cywilizacyjnego regresu.
Od dawna twierdzę, że prawica, a zwłaszcza środowiska endeckie, nie przepracowały swojego stosunku do ekologii, wciąż reagując alergicznie, by nie rzec szyderczo w stosunku do tych wszystkich, którzy przestrzegają przed nadciągającą katastrofą ekologiczną. Z definicji są oni traktowani jako lewacy, wrogowie polskiego węgla i agenci Sorosa. A szkoda.
Tymczasem aż prosi się o ekologię w konserwatywnym wydaniu. W końcu zachowanie dziedzictwa naturalnego, to postulat par excellence prawicowy. Brakuje go w myśleniu zafiksowanej na kwestiach ideologicznych prawicy, która ma problem nie tylko z dostrzeżeniem zmieniającej się rzeczywistości, ale i fluktuującej mentalności społeczeństw.
Przyjmowana postawa, że skoro zwierząt, lasów i czystego powietrza bronią „lewacy”, to dumna prawica powinna stanąć po przeciwnej stronie, jest anachronizmem. Tak samo jak traktowanie z pogardą tych, którzy ze względów etycznych (czy jakichkolwiek innych) rezygnują z jedzenia mięsa. To błąd, bo takie osoby są także po prawej stronie i będzie ich coraz więcej.
Marzy mi się prawicowy ekologizm, który rzuciłby rękawicę szarogęszącej się na tym polu lewicy. Niestety, niczego takiego nie widać na horyzoncie. A przecież taki ekologizm jest potrzebny prawicy chociażby po to, by nadużywane przez nią słowa o „czynieniu sobie ziemi poddanej”, nie oznaczały w jej przypadku „pecunia non olet”. A tak to, niestety, dzisiaj wygląda.
Maciej Eckardt
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.