Historia starożytnego Rzymu dostarcza przykładów szalonych poczynań cezarów. Kaligula konia mianował senatorem, Neron podpalił dla fantazji Rzym i nawet najbardziej odlotowe poczynania władcy były aprobowane i wykonywane przez otoczenie. Rzecz jasna cezarowi nikt nie mógł się sprzeciwić – bunt kończył się unicestwieniem mądrali, który chciał mieć własne zdanie.
Nowoczesne totalitaryzmy – hitleryzm i komunizm też zrodziły tyranów niszcząc wrogów czyli tych, którzy odważyli się krytykować pomysły wodza.
W bolszewickiej Rosji, na straży generalnej linii partii stał „krwawy Feliks” i kogo mu wskazał Lenin tego towarzysz Dzierżyński gnoił w kazamatach Łubianki. „Słońce ludzkości” – Stalin rozwinął sztukę budowania swojej legendy do tego stopnia, że w końcu wszyscy, którzy chcieli przeżyć, traktowali go jak boga.
Zdawać by się mogło, że niszczenie ludzkiej indywidualności, eliminowanie ludzi myślących samodzielnie odeszło w przeszłość wraz z totalitarnym komunizmem. Okazuje się jednak, że w demokracji mechanizm tworzenia tyranii ma się znakomicie. Przynajmniej w polskiej demokracji. Co prawda bez wyrywania paznokci, bez Łubianki – humanitarnie, ale skutecznie. Kto nie lizus ten odpada.
Oto Naczelnik Kaczyński – mający jak to określił jeden z publicystów – „hopla” na punkcie zwierząt – wymyślił jednego dnia, że trzeba zakazać hodowli zwierząt futerkowych, zabronić uboju rytualnego – a w parę dni później prawie cała jego partia z zachwytem głosowała za likwidacją branży gospodarki przynoszącej miliardy złotych dochodu. Jedną decyzją Sejmu, w trybie przyspieszonym przepchnięto ustawę ewidentnie szkodliwą dla kraju – bo tak się Naczelnikowi podobało.
W głosowaniu zarządzono „dyscyplinę partyjną” i kilkunastu posłów, którzy odważyli się zagłosować „przeciw” następnego dnia zostało wyrzuconych z partii.
Konstytucja Rzeczypospolitej stwierdza w art. 104, że „Posłowie są przedstawicielami Narodu” i że nie wiążą ich żadne „instrukcje”. A tu okazuje się, że kontrolę nad posłami w imieniu Narodu sprawuje Jarosław Kaczyński.
Wyrzuceni z partii posłowie – jeśli Prezes nie wybaczy im winy – nie powąchają nawet poselskiego mandatu w następnych wyborach. To bowiem właśnie Kaczyński będzie ustalał listy wyborcze PiS do Sejmu i w istocie to on zadecyduje kto może nadal reprezentować Naród, a komu już dziękujemy.
Był swego czasu wybitny polityk Ludwik Dorn – poseł, minister i w ogóle obok Lecha i Jarka tzw. „trzeci bliźniak”. Do czasu kiedy Naród (czyli Prezes) nie cofnął mu rekomendacji i po prostu Dorna wyrzucił z partii (i z wyborczej listy). I dzisiaj Dorna nie ma.
Podobnie będzie z posłami, których teraz Prezes ukarał za niesubordynację. Naród ich już nigdy nie wybierze z listy PiS do Sejmu.
W „kryzysie” w jakim znalazła się „Zjednoczona Prawica” próbę ratowania swojej pozycji podjął Zbigniew Ziobro, który na początku poprzedniej kadencji dostał patent na „reformę wymiaru sprawiedliwości”. Zakrzątnął się energicznie, powsadzał swoich ludzi gdzie tylko się dało i zbudował swoją frakcję – „Solidarną Polskę”.
Tymczasem pojawił się Mateusz Morawiecki, który skuteczniej podbił serce Prezesa i stało się jasne, że następca tronu będzie miał na imię Mateusz, a nie Zbyszek. Ziobro zatem zaczął licytować ostro radykalnymi postulatami swojej grupy, a w ramach budowania własnej pozycji jego posłowie głosowali przeciwko ustawie o zwierzętach. No i okazuje się, że Ziobro jest na wylocie. Naród – tzn. Prezes utracił do niego zaufanie.
Piszę o tym, nie tyle żeby opowiadać o bieżącej polityce – bo to skomentuje legion politologów. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę Czytelników, że w polskim modelu „demokracji” mechanizm tworzący tyrana i wspierającej go grupy lizusów ma się całkiem dobrze. Prowadzi to do sytuacji, w której Prezes to wobec posłów emanacja Narodu.
A poseł PiS, którego Prezes trzyma żelazną ręką – może być albo bezwolną kukiełką i lizusem, albo wylatuje z gry.
Czyż nie jest to zwykła tyrania?
Janusz Sanocki
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.