Ryszard Kukliński – nawet III RP chciała dla niego kary śmierci

Tadeusz M. Płużański23 września, 2020110 min

Płk Ryszard Kukliński szczęśliwie jest dziś generałem, ale „elity” III RP traktowały go dalej jak przestępcę. I choć w 1995 r. wyrok śmierci wydany przez komunistów na polskiego bohatera został uchylony, to rok później „wymiar sprawiedliwości” ponownie ścigał go listami gończymi. Ostatecznie 22 września 1997 r. prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo, ale do dziś Kukliński jest opluwany przez trzecie pokolenie UB.

Po 1989 r. trwało dalsze niszczenie, wyklinanie Kuklińskiego. Dlaczego? Bo III RP była mniej II RP, a zdecydowanie bardziej PRL-bis. I w tej kontynuacji państwa komunistycznego w najlepsze panoszyło się kłamstwo komunistyczno-urbanowe. To kłamstwo było obecne szczególnie na łamach „Gazety Wyborczej”. Dla tego środowiska Jaruzelski i Kiszczak byli autorytetami, „ludźmi honoru”, a Kukliński – odwrotnie: zdrajcą.

Bestie: komunistyczni oprawcy – ludzie, którzy tropili Kuklińskiego i skazali go na najwyższy wymiar kary, nie ponieśli żadnych konsekwencji. Tym razem nie byli to towarzysze: Bierut, Berman i Romkowski-Kikiel, ale ich następcy: Jaruzelski, Siwicki, Kiszczak. Bo czerwona junta, gdyby tylko mogła, bez wahania wykonałaby wyrok. I to Jaruzelski, a nie Kukliński, złamał przysięgę wojskową. W końcu też wypowiadał słowa: „Przysięgam Narodowi Polskiemu”.
Jak konkretnie wyglądało to kłamstwo ws. płk. Kuklińskiego? Że do Amerykanów nie zgłosił się sam, ale został zwerbowany. Że jego rola jest przeceniana, bo wcale nie miał dostępu do tajemnic (inaczej niezmiennie mówili o nim sami Sowieci, z marszałkiem Wiktorem Kulikowem, głównodowodzącym Układu Warszawskiego na czele). W końcu że był podwójnym agentem, i że o planach stanu wojennego nie poinformował opozycji.
A co mówił o tym sam Kukliński: „Ujawnienie przeze mnie planów uderzenia nie mogło ich w żadnym stopniu udaremnić lub choćby opóźnić. Mogło je tylko przyśpieszyć”. Kukliński zauważał, że „jeśliby Solidarność uwierzyła w to ostrzeżenie, wówczas niemal na pewno doszłoby do natychmiastowego ogłoszenia strajku generalnego, a w konsekwencji do zorganizowanego oporu w setkach fabryk, zakładów pracy i uczelni. Wiedziałem, że w takiej sytuacji… musiałoby nastąpić uderzenie sił pancernych, przede wszystkim czołgów; że wreszcie przy ewentualnym powszechnym oporze ludności, sił polskich byłoby za mało i na pewno do akcji wkroczyłyby również pozostające w strategicznych rezerwach dywizje radzieckie”.
W maju 1998 r. Ryszard Kukliński pierwszy i ostatni raz odwiedził Polskę. To, jak o wizycie pisały media prawicowe i lewicowe, świadczy o podziale w naszym kraju – podziale na homo sovieticus i niepodległościowców.

Jacek Trznadel w ówczesnym „Życiu” stwierdził: „Pokazał, że jako człowiek jest osobowością dużego formatu. Żadnych zbędnych gestów i patetycznych słów, jeśli nie zaliczyć do nich, widocznych dla tłumów, odruchów wzruszenia”.
Inaczej Jarosław Kurski i Paweł Smoleński w tekście w „GW” pod znamiennym tytułem „Pielgrzymka czy szopka?”: „Gdyby zasady traktować dosłownie, bez oglądania się na meandry polskiej historii, pułkownik Kukliński zdradził”.

III RP (PRL-bis) nie chciała go nie tylko uniewinnić, ale też uszanować. Bo gdy w krakowskim parku Jordana powstało popiersie pułkownika, zaczęło być oblewane farbą i obsmarowywane przez „GW”. Z kolei warszawska Izba Pamięci Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, zagrożona zamknięciem przez prezydent Gronkiewicz-Waltz, została uratowana dzięki sprzeciwowi wielu środowisk patriotycznych.

Ryszard Kukliński miał to szczęście, że nie został zakatowany gdzieś w kazamatach UB, Informacji Wojskowej czy NKWD i wrzucony do bezimiennego dołu śmierci. Wtedy – jak jego poprzednicy: Żołnierze Wyklęci/Niezłomni – nie miałby swojego grobu.

A grób ma Kukliński dzięki postawie Lecha Kaczyńskiego. Bo to osobistą decyzją ówczesnego prezydenta Warszawy został pochowany na Powązkach Wojskowych. Stało się to 19 czerwca 2004 r., kiedy urna z prochami bohatera Polski i Ameryki spoczęła na samym początku Alei Zasłużonych. I tu rzecz charakterystyczna: na pogrzebie nie było nikogo z najwyższych władz III RP. Ale właściwie jak tu się dziwić, skoro prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem Marek Belka.

Ale spór o pułkownika – dziś generała Kuklińskiego – jest szerszy. Jest sporem o 45 lat naszej historii. O to, czy PRL była państwem polskim, czy niesuwerennym bytem, zależnym od ZSRS, którym rządziła z nadania i w interesie Kremla grupa uzurpatorów? I spór będzie wracał dopóty, dopóki nie doczekamy się jednoznacznej oceny PRL jako narzuconej siłą sowieckiej okupacji. Bo w normalnym państwie to nie zdrajca i namiestnik okupanta byłby honorowany, ale człowiek, który z komuną walczył z narażeniem życia.

Misja pułkownika Kuklińskiego wpisuje się w wojnę Polaków z Sowietami i ich miejscowymi sługusami. Po stłumieniu ostatniego polskiego powstania: powstania Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych mamy poznański czerwiec 1956 r., rok 1976, wybuch i karnawał Solidarności, przerwany wprowadzeniem stanu wojennego. Nieprzypadkowo płk Kukliński został potem honorowym członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK i „Solidarności”.
To, co łączy Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych i Kuklińskiego to represje, jakie spadły na niego ze strony imperium zła. Ze względu na istotę jego misji, na to, jak bardzo zaszkodził czerwonym i pokrzyżował ich plany, chcieli go zlikwidować, jak zlikwidowali wcześniej rtm Pileckiego czy gen. Fieldorfa.
Ścigany, ostatecznie skazany zaocznie na karę śmierci w 1984 r. Ale też na degradację i konfiskatę mienia – jak inni Wyklęci/Niezłomni.
Ale komuna nie tylko fizycznie ich wyeliminowała. Czerwoni oprawcy dokonali kolejnej zbrodni: zabicia pamięci o nich, czyli właśnie wyklęcia. Jeśli mówiono o nich, to wyłącznie jako o bandytach i zdrajcach. Tak samo jak później o Kuklińskim. I byłby faktycznie zdrajcą, gdyby wiedzy, jaką miał o zagrożeniu III wojną światową, nie przekazał wolnemu światu.

Tadeusz Płużański

 

Udostępnij:

Tadeusz M. Płużański

One comment

  • Serge Wattay

    25 września, 2020 at 3:37 pm

    Przy okazji nalezaloby moze wspomniec zmarlego trzy lata temu sasiada i przyjaciela gen. Kuklinskiego – plk. Ostaszewicza..
    Po rehabilitacji staral sie on przez kilka lat o odzysaknie segmentu przy ulicy Rajcow.
    Segmentu nie odzyskal, odszkodowania nie dostal.
    Przeniosl sie przed smiercia do Warszawy, mieszkal w mieszkaniu kupionym przez syna.
    Kolejne apelacje w sprawie zwrotu domu czy przyznania odszkodowania odrzucane byly przez kolejne sady wojskowe, w ktorych panoszyly sie ciagle te same typy, ktore skazaly Ostaszewicza, Kuklinskiego, Suminskiego na kare smierci a wielu czlonkow Solidarnosci na kary wiezienia.

Leave a Reply

Koszyk