100 lat temu rozpoczęły się bitwy pod Radzyminem i Ossowem

Karol Kwiatkowski13 sierpnia, 202017 min

100 lat temu, 13 sierpnia 1920 r., na polach pod Radzyminem rozpoczęła się jedna z decydujących bitew wojny z bolszewikami. Boje pod Radzyminem i Ossowem okazały się kluczowe dla obrony Warszawy i możliwości wyprowadzenia uderzenia na siły sowieckie.

Na początku sierpnia 1920 r. położenie Polski wydawało się opłakane. Siły bolszewickie parły na zachód, zbliżając się do Wisły, która była ostatnią przeszkodą przed przeniesieniem rewolucji komunistycznej na zachód Europy. Dramatyczna sytuacja na froncie kontrastowała z nastrojami mieszkańców Warszawy. „Beztroska tutejszej ludności jest po prostu nie do wiary. Można by myśleć, że żadne niebezpieczeństwo nie zagraża krajowi, a bolszewicy są gdzieś o tysiąc mil od granic Polski” – zapisał w dzienniku pod datą 2 sierpnia lord Edgar Vincent D’Abernon, który później określi bitwę warszawską jako jedną z najważniejszych w dziejach świata.

Sami bolszewicy dostrzegali skalę mobilizacji mieszkańców miasta. W depeszy skierowanej do Moskwy twórca sowieckiej machiny terroru Feliks Dzierżyński depeszował z Wyszkowa o przygotowaniach do obrony stolicy: „Żeby obudzić ducha bojowego Polaków, wydano mnóstwo apeli do ludności, mówiących, że wystarczy jeden potężny cios, by odeprzeć zmęczoną i osłabioną Armię Czerwoną. Do tego uderzenia mobilizują wszystko. Utworzono kobiece brygady szturmowe. Oddziały ochotników, w których przeważają synalkowie burżuazji i inteligencji, zachowują się zuchwale”. Dzierżyński częściowo pomylił się w swoich ocenach dotyczących sytuacji na froncie i jego bezpośrednim zapleczu. Słusznie zauważał skalę mobilizacji wszystkich dostępnych sił i determinację obrony. Mylił się jednak, myśląc, że uderzenie na coraz szybciej słabnące i topniejące siły sowieckie nastąpi z okolic Warszawy i zadecyduje o losach starcia.

W czasie gdy Dzierżyński pisał te słowa, w Warszawie wykuwała się ostateczna koncepcja rozegrania decydującej batalii. Jednym z podstawowych założeń planu opracowanego w polskim sztabie było utrzymanie podwarszawskiej linii obrony i wyprowadzenie potężnego uderzenia znad rzeki Wieprz oraz oddziałów gen. Władysława Sikorskiego na północy. Ciężar powodzenia wielkiego założenia spoczywał na stosunkowo niewielkich siłach broniących tzw. przedmościa warszawskiego. Polscy dowódcy zamierzali wykorzystać wznoszone od końca XIX wieku i rozwijane w czasie okupacji niemieckiej umocnienia polowe, schrony i bunkry. Ich linia ciągnęła się wzdłuż linii rzek – od Zegrza po Falenicę. Kluczowym punktem obrony miały być Radzymin i Wołomin. „7 sierpnia. Dzisiaj po południu zwiedziłem projektowany nowy front w kierunku Mińska Mazowieckiego. Warszawa otoczona jest potrójną siecią drutów kolczastych w promieniu 20 km oraz pewną liczbą okopów ochronnych dla wojska” – relacjonował D’Abernon. Dodawał, że nie wierzył w powodzenie obrony. Podobnie jak Dzierżyński nie znał jednak w pełni polskich planów defensywy, a tym bardziej ofensywy. 8 sierpnia na linię frontu docierały oddziały 1. Armii Polskiej dowodzone przez gen. Franciszka Latinika oraz Frontu Północnego gen. Józefa Hallera, pełniącego jednocześnie funkcję Inspektora Armii Ochotniczej. Całość polskiej obrony miała liczyć cztery dywizje piechoty. Żadna z nich nie miała pełnego stanu osobowego (11. Dywizja Piechoty mogła użyć w ataku 1500 żołnierzy), część była wycieńczona walkami odwrotowymi. Na bieżąco uzupełniano je ochotnikami pochodzącymi w większości z Warszawy. Dużą rolę miały odegrać operujące na tym odcinku frontu cztery eskadry lotnicze, zapewniające pełne panowanie w powietrzu, oraz trzy pociągi pancerne. W sumie polskie siły na przedmościu warszawskim liczyły ok. 50 tys. żołnierzy. Polacy mieli przewagę liczebną i sprzętową nad siłami Michaiła Tuchaczewskiego. Co ciekawe, był to jedyny fragment frontu, na którym koncentracja wojsk była zbliżona do tej znanej z frontu zachodniego II wojny światowej. Zwiastowało to długi i niezwykle zacięty bój.

Pierwsze oddziały sowieckie dotarły do pierwszej linii polskiej obrony późnym wieczorem 12 sierpnia. O poranku następnego dnia dołączyła do nich całość sił sowieckich liczących na tym odcinku pięć dywizji o niepełnych stanach osobowych. Bolszewikom szybko udało się przełamać polską obronę i zdobyć Radzymin. Całkowicie rozbita została 11. Dywizja Piechoty. Bolszewicy wykorzystali ogromną przewagę ognia artyleryjskiego i zaskoczyli polskich żołnierzy, których część uległa panice. Porażka pierwszego dnia bitwy wywarła ogromne wrażenie na polskich dowódcach. Gen. Józef Haller uznał, że utrata Radzymina może zwiastować przełamanie polskiej obrony na dłuższym odcinku frontu i zbliżenie się sowietów bezpośrednio do granicy Warszawy. Twórca Błękitnej Armii zagroził sądem polowym odpowiedzialnym za porażkę.

Szansę na uporządkowanie polskich szeregów stworzył błąd dowództwa bolszewickiego, które zadowoliło się zajęciem Radzymina i postanowiło wstrzymać pościg za wycofującymi się Polakami. Siły, którymi dysponowali bolszewicy, były bowiem niewystarczające do podjęcia kolejnego uderzenia. Tymczasem morale nieco poprawiło przybycie następnego dnia pod Radzymin premiera Wincentego Witosa, gen. Hallera oraz nuncjusza apostolskiego Achille Rattiego. Na porażkę pod Radzyminem zareagował również Józef Piłsudski, który nakazał wsparcie tego odcinka frontu wszystkimi dostępnymi oddziałami, m.in. pancernymi. Ostatecznie pod Radzymin trafiło tylko sześć czołgów Renault FT-17.

W trakcie gdy pod Radzyminem próbowano opanować powstały chaos, polski sztab otrzymał częściowo odszyfrowany rozkaz bolszewickiego dowództwa. Do jego zaszyfrowania użyto nowego kodu o kryptonimie „Rewolucja”. Z rozkazu wynikało, że sowieci rzucą na „warszawski” odcinek frontu wszystkie dostępne siły. Nie były one jednak na tyle znaczące, aby polska obrona nie mogła powstrzymać ich uderzenia, a nawet przystąpić do kontrataku. Oznaczało to, że możliwe jest przeprowadzenie planowanej ofensywy na południe i północ od Warszawy, którą gen. Sikorski określił jako „kontrofensywę w wielkim stylu”.

Drugi kluczowy dla losów przedmościa warszawskiego bój toczył się pod wsią Ossów, leżącą na południe od linii kolejowej łączącej Wołomin z warszawską Pragą. 13 sierpnia na polskie oddziały z 8. Dywizji Piechoty płk. Stanisława Burhardta-Bukackiego i 11. Dywizji Piechoty uderzyła 27. Dywizja Strzelecka dowodzona przez jednego z najzdolniejszych dowódców bolszewickich, Witowta Putnę. Sowieci mieli trzykrotną przewagę liczebną. Polacy nie dysponowali również jakimikolwiek rezerwami poza niemal zupełnie niewyszkolonymi ochotnikami; głównie uczniami i studentami warszawskich uczelni.

Do wieczora 13 sierpnia mimo braku wystarczających możliwości Polacy podejmowali próby kontrataków. Ponawiano je także wczesnym rankiem 14 sierpnia. Wszystkie załamały się w ogniu bolszewickich ciężkich karabinów maszynowych. Później bolszewicka artyleria ostrzelała Osssów, doprowadzając tym do dużych strat po stronie polskiej piechoty i do jej wycofania się z miejscowości. Tym samym padła pierwsza linia obrony przedmościa warszawskiego.

Od wieczora 13 sierpnia w okolice Ossowa napływali żołnierze z rozbitych jednostek oraz żołnierze 236. Ochotniczego Pułku Piechoty. Wśród nich był ks. Ignacy Skorupka. Następnego dnia zginął, idąc na czele jednego z ataków na pozycje bolszewickie.

Przez cały dzień 14 sierpnia trwały próby polskich kontrataków. Losy bitwy przesądziło przybycie z Rembertowa oddziałów z 33. i 36. Pułku Piechoty. Kolejny kontratak prowadzony przez por. Szewczyka wreszcie przyniósł rozstrzygnięcie. Po krótkim przygotowaniu artyleryjskim i wystrzeleniu po pięć naboi dowódca poderwał żołnierzy do ataku na bagnety. Nagłe natarcie w połączeniu z ostrzałem artylerii doprowadziło do paniki w szeregach bolszewików. Ossów został wyzwolony. W kolejnych godzinach ciężar batalii o przedmoście warszawskie przeniósł się pod Radzymin.

14 sierpnia okazał się dniem krytycznym dla losów Bitwy Warszawskiej. Atakujący wydawali się pewni zwycięstwa. Tego dnia na falach eteru popłynęła bolszewicka odezwa: „Robotnicy Warszawy czują bliskie oswobodzenie. Na murach rozklejane są żądania robotników oddania Warszawy Czerwonej Armii bez bitwy, grożąc w razie przeciwnym niewypuszczeniem z Warszawy ani jednego uzbrojonego żołnierza. Biała Polska kona; jeszcze jedno ostatnie pchnięcie i koniec nikczemnej pańskiej agentury”.

Jej celem było osłabienie morale polskich żołnierzy. Podkreślano w niej, że oddziały bolszewickie są o „15 wiorst od Pragi”. Tego dnia Armia Czerwona dotarła na odległość blisko 13 km od Warszawy. Natarcie bolszewickie zostało jednak zatrzymane, a strona polska po opanowaniu paniki przygotowywała się do odbicia Radzymina. Atak na miasto miał zostać przeprowadzony siłami ok. 17 tys. żołnierzy pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego. Wieczorem rozpoczęła się ofensywa 5. Armii gen. Sikorskiego. Atak z okolic Modlina miał odciążyć front pod Radzyminem. „Piątej armii przypadło to najszczytniejsze dziś zadanie, by pierwszym uderzeniem rozpocząć i zdecydować rozstrzygający okres polsko-rosyjskiej wojny. […] Na ostrzach Waszych bagnetów niesiecie dziś przyszłość Polski” – napisał gen. Sikorski w odezwie do swoich żołnierzy.

Wczesnym rankiem 15 sierpnia dwa polskie ataki w okolicach Wólki Radzymińskiej i Nieporętu zostały krwawo odparte przez bolszewików. Dopiero kolejne ataki, przeprowadzone siłami trzech dywizji i przy wsparciu lotnictwa oraz czołgów, przyniosły przesunięcie frontu. Radzymin na kilka godzin znalazł się w polskich rękach. Kolejny kontratak sił bolszewickich sprawił, że miasto ponownie przeszło w ich ręce. Również nad Narwią polskie oddziały odniosły istotne sukcesy. Wieczorem oddziały Dywizji Litewsko-Białoruskiej obeszły miasto od południowego wschodu i bez walki zajęły Radzymin. Bolszewicy obawiając się okrążenia, opuścili ruiny miasta.

16 sierpnia bolszewicy przepuścili kolejny atak na miasto. Mimo mobilizacji wszystkich dostępnych rezerw oraz poprowadzenia ataku przez dowódcę jednej z dywizji próba odbicia miasta zakończyła się klęską. Do wieczora polskie siły odzyskały pozycje utracone w pierwszych godzinach starcia. Następnego dnia sowieci rozpoczęli generalny odwrót na wschód. Tego samego dnia wysunięte oddziały dwóch polskich frontów spotkały się w Mińsku Mazowieckim. Losy bitwy były rozstrzygnięte. Dla jej losów kluczowy okazał się wysiłek kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy walczących pod Radzyminem i Ossowem. Już w sierpniu 1920 r. boje pod Radzyminem i Ossowem stały się najważniejszymi elementami legendy Bitwy Warszawskiej.

Udostępnij:

Karol Kwiatkowski

Wiceprezes Zarządu Fundacji "Będziem Polakami" - wydawcy Naszej Polski. Dziennikarz, działacz społeczny i polityczny.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Koszyk