Czyżby „skisłe szekspiry majtek damskich” z żydowskiej gazety dla Polaków znalazły sobie nową Anetę Krawczykową? Ponieważ nie wszyscy pamiętają o kogo chodzi, przypominam, że pani Aneta oskarżyła „knurów” z Samoobrony, to znaczy posłów: Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego nie tylko o to, że w zamian za zatrudnienie w ichnich biurach poselskich regularnie z nią spółkowali, ale również – że są ojcami jej córeczki. Aliści gdy Andrzej Lepper zrobił sobie test DNA, z którego wynikało, że ojcem tej dziewczynki być nie może, a potem z takim samym wynikiem poddał się testowi Stanisław Łyżwiński, pani Aneta wyraziła przypuszczenie, że ojcem może być anonimowy mężczyzna, któremu oddała się w okolicach dworca kolejowego w Piotrkowie Trybunalskim. Z tych przyczyn Judenrat „Gazety Wyborczej” nadymał panią Krawczykową na jasnego idola – oczywiście do czasu, to znaczy – do znalezienia kolejnej kandydatki do nadymania. No i teraz panna Magdalena Nowakowska, którą „GW” pilotuje, szczęśliwie przypomniała sobie, jak to w latach 2009-2012 była „wielokrotnie gwałcona” przez Zdzisława Kurskiego w leśniczówce Danielówka w województwie pomorskim. Skoro ten Kurski „gwałcił” ją przez całe trzy lata – oczywiście z przerwami na sen i posiłki – to nie ma rady; powinna najpierw przypomnieć sobie, że była też „więziona”, a potem – że była „torturowana” przez całą rodzinę Kurskich – oczywiście z wyjątkiem pana red. Jarosława Kurskiego, który trzymał się na uboczu – a w dodatku towarzyszył im ksiądz, który natychmiast po torturkach i udanym gwałcie udzielał sprawcom rozgrzeszenia. Potem panowie bracia Sekielscy nakręcą kolejny odcinek swego serialu – mam nadzieję, że tym razem już z „momentami” – później odbędzie się gwałtowna demonstracja „dziewuch” na golasa przed nuncjaturą, a moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus – w ubraniu, ale kompromisowo bez bielizny – wręczy Ekscelencji memoriał z żądaniem ukarania sprawców i udzielenia ofierze stosownej rekompensaty finansowej. Trochę niedobrze, że wszystko to działo się w województwie pomorskim, bo wprawdzie tam też są niezawisłe sądy, ale nie aż tak niezawisłe, jak w sławnym na całym świecie z niezawisłości poznańskim okregu sądowym. Ale może jakoś uda się załatwić właściwość miejscową, na przykład tak, że panna Nowakowska na parę dni obierze sobie w Poznaniu mieszkanie „u znajomych”, a resztę załatwi z niezawisłymi sędziami drogi pan mecenas, który takie sprawy ma już obcykane. W ten sposób nie tylko ofiara, nie tylko cała jej rodzina, ale i płomienni bojownicy walczący z przemocą wobec kobiet, czerpiąc zyski z cudzego – to znaczy „kurskiego” nierządu – zapewnią sobie świetlaną przyszłość.
Zanim jednak te wszystkie atrakcje nastąpią, zbliża się kolejna potyczka na froncie ideologicznym, a mianowicie – demonstracja, jaką w 76. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego zamierzają w Warszawie urządzić działacze i sympatycy ruchu narodowego. Uderz w stół, a natychmiast nożyce się odezwą, toteż żydowska gazeta dla Polaków zareagowała natychmiast, żeby tych wszystkich narodowców wziąć pod obcasy, jak to się robiło za Stalina, a wtórował im chór rabinów, na melodię słynnej piosenki „oj rabina kudriawaja”. Zaprotestowali też powstańcy warszawscy, chociaż nie wiadomo, czy nie z Armii Ludowej, a na koniec odezwał się pan Rafał Trzaskowski, że jak tylko pojawi się tam „język nienawiści”, to on nakaże tę całą manifestację w jednej chwili rozgonić.
Ten kij ma jednak dwa końce. Wprawdzie najgorsze są nieproszone rady, ale gdybym miał organizatorom manifestacji coś doradzić, to doradzałbym im, by zawczasu zaopatrzyli się w transparenty z takimi oto napisami: „Nienawidzimy Adolfa Hitlera!”. Taki transparent powinien być niesiony na czele manifestacji, a dalsze transparenty powinny z imienia i nazwiska wymieniać kolejnych ludzi znienawidzonych: Heinricha Himmlera, Hermana Goeringa, Józefa Goebbelsa, Wilhelma Keitla, Alfreda Jodla, a także katów Warszawy drobniejszego płazu, jak Oskara Dirlewangera, czy Bronisława Kamińskiego, dowódcę brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA). A przecież jest za co. Oto jak to opisuje Józef Mackiewicz w książce „Nie trzeba głośno mówić”: „Ale 5 sierpnień był najgorszy. Na Ochocie przystąpiła do akcji Brygada Kamińskiego, cofnięta z drogi do Częstochowy. Podczas transportu – to fakt – obiecano ludziom, że będą mogli rabować i brać, co się da. Zaczęło się od tego, że pochwycili i zgwałcili Niemkę telegrafistkę. Później omal nie zamordowali majora Wehrmachtu, który interweniował. Wyrwała go z ich rąk załoga przygodnego czołgu. Później poszli rabować dom po domu. To fakt, że takiego bogactwa, jak w Warszawie, to w Briańskich lasach nawet ojcowie z carskich czasów i we śnie nie przyśnili. A co dopiero mówić o synach bolszewickiego dnia powszedniego! – „Dawaaaj!” – gwałcić każdą kobietę i młodą i starą. Tylko bierz! – Jak to ktoś przepowiedział: „Grab nagrabliennoje!… Biej ich! Sojuszników krasnoj armii!…” – Ale ugrzęźli przy gorzelni, rozpili się i dalej nie posuwali…
„To straszni Ukraińcy”… – podawano sobie z ust do ust po zapadającej w ruiny, w kurzu rumowisk i dymie Warszawie. Komenda AK wydała rozkaz rozstrzeliwania na miejscu każdego złapanego z policji, żandarmerii, SS, SD, SA, Hitlerjugend, Bahnschutz i wszystkich „Ukraińców” w niemieckich mundurach.
„Praaaawilno! A my ich, sobacze ich siemia! Jebi ich mat`!”…
Prochorczyk wyskoczył nachlany do białego słonia na ulicę; piana z mordy płynie. Prochorczyk, Timofieja bezprizornego syn, uczeń kursów wieczorowych w Briańsku, niedoszły traktorzysta kołchozu „Krasnaja Zorka”. Oczy szklane, oszałałe i drze się, bez krycia, jak rżnięty kaban: „Biej ich! Ja ich znaju! Sawieckich ka-ła ba-ran-toooow!”… Od dziecka przywykły do zapiekłej nienawiści, strachu i łgarstwa. – Uiit! Gwizdnęła z dachu kula wyborowego strzelca powstańczego i ułożyła Prochorczyka; nakrył się kopytami na zoranym bruku, już zaiste, jak ten kabaniuk pijany…
Generał Reinefarth żąda, żeby posuwali się dalej. A oni tylko grabią, piją i gwałcą kobiety. (…) – To bydło wschodnie – mówi Reinefarth – zawsze było i będzie takie.”
No to co? Jak już skończymy na transparencie, że nienawidzimy generała Reinefartha, to zaraz potem należałoby pójść z transparentem, że „Nienawidzimy Józefa Stalina!”, potem – że nienawidzimy Wiaczesława Mołotowa, że nienawidzimy Wawrzyńca Berię – i tak dalej i tak dalej – aż do samego końca, a na końcu można by ponieść transparent z napisem: „Nienawistnicy – do gazu!”
Wprawdzie byłby to „język nienawiści” – ale myślę, że nie tylko Rafał Trzaskowski byłby w kropce, ale nawet rabini mieliby potężny dysonans poznawczy – czy potępić takie przejawy nienawiści, czy może lepiej zamilczeć roztropnie? W 1966 roku, kiedy Władysław Gomułka nakazał aresztować kopię cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, prymas Stefan Wyszyński zmusił milicję i SB do uganiania się po całej Polsce za pustymi ramami. Co to szkodzi powtórzyć taką operację?
Stanisław Michalkiewicz
Felietony nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji.