W jednej z pierwszych powyborczych wypowiedzi, prezydent Andrzej Duda stwierdził, że jest teraz odpowiedzialny jedynie przed „Bogiem, narodem i historią”. Czy jest to zapowiedź innego niż dotychczas stylu prezydentury? Czy Prawo i Sprawiedliwość ma podstawy, by obawiać się, że rząd nie będzie mieć w prezydencie silnego sojusznika?
Przede wszystkim należy na każdym kroku obalać mit o niesamodzielności prezydenta. Narracja opozycji, która miała go osłabić, jest wyjątkowo nieuczciwa. Andrzej Duda był aktywnym prezydentem, który w ważnych momentach, kiedy czuł iż jest to konieczne, potrafił się postawić obozowi władzy. Dziewięć razy skorzystał z prawa weta, czyli ponad dwa razy tyle co jego poprzednik na tym stanowisku – Bronisław Komorowski. I były to weta dość spektakularne, jak choćby te dotyczące ustaw o KRS
i Sądzie Najwyższym. Zresztą, czy tylko sprzeciwem można podkreślać swoją podmiotowość? Ponad trzydzieści razy wyszedł z inicjatywą ustawodawczą, w tym w tak ważnych tematach jak ustawa o Narodowej Strategii Onkologicznej czy też obniżająca wiek emerytalny, co było zresztą jego obietnicą podczas poprzedniej kampanii. Jego rolę pokazał na pewno kryzys związany z koronawirusem i aktywne włączenie się w prace nad „tarczami”, które miały na celu pomóc przedsiębiorcom. Zgodna współpraca z rządem pozwoliła znaleźć szybkie rozwiązania.
Druga kadencja to walka o to, jak Andrzej Duda będzie zapamiętany – pięć lat aby zbudować swoje dziedzictwo. Na pewno pojawi się pokusa do kilku ryzykownych ruchów, by jeszcze bardziej podkreślić swoją niezależność. O niczyje głosy i wsparcie prezydent już zabiegać nie musi i to raczej partia będzie ustawiona w roli petenta, a nie na odwrót. Nie wydaje mi się jednak, żeby prezydent w ostentacyjny sposób odcinał się od środowiska, któremu bądź co bądź wiele zawdzięcza i czuje się jego integralną częścią. Cały przekaz kampanii opierał się na tym, że jego wybór zapewni polityczny spokój przez najbliższe lata, więc diametralna zmiana postawy wobec rządu uderzałaby w jego wiarygodność.
Widzę trzy główne pola aktywności prezydenta w nadchodzącej kadencji. Na pewno nie powinien rezygnować z tego, co zapewniło mu sukces – olbrzymiej aktywności w terenie. Jest w tym naturalny,
a kto był na choć jednym wiecu to zapewne widział, że gdziekolwiek się pojawi, witany jest niczym gwiazda rocka. Dla ludzi poza Warszawą i największymi miastami odwiedziny prezydenta kraju to wielka sprawa, być może jedyna okazja w życiu, by zobaczyć go na żywo.
Drugim obszarem jest polityka zagraniczna. Pielęgnowanie relacji transatlantyckich, czy takich projektów jak Trójmorze lub Grupa Wyszehradzka, jest absolutnie kluczowe, zarówno dla naszego bezpieczeństwa jak i skuteczności na arenie międzynarodowej. Polska może być liderem centralno-wschodniej Europy oraz najważniejszym partnerem dla Stanów Zjednoczonych.
Trzeci element to znalezienie sposobu na odzyskanie młodego elektoratu. Prezydent ma wszelkie narzędzia oraz osobiste predyspozycje, by otworzyć się na młode pokolenie i znaleźć z nim wspólny język. Jest to kluczowe zadanie jeśli chce przygotować odpowiedni grunt dla swojego następcy. Demografia jest nieubłagana, przed kolejnymi wyborami dojdzie nam aż pięć nowych roczników, które będą mogły głosować, a to w tej grupie wiekowej prezydent poniósł największą porażkę. Bez odwrócenia tego trendu, ani jego następca, ani Prawo i Sprawiedliwość, nie mają szans na wyborcze sukcesy.
Kończąc swoją prezydenturę Andrzej Duda będzie stosunkowo młodym politykiem. To w jakim stylu pożegna się z urzędem będzie stanowić jego kapitał i z pewnością zdeterminuje przyszłość.