Atmosfera jurydyczna

Stanisław Michalkiewicz27 maja, 2020112 min

Atmosfera jurydyczna, jaka na dobre zadomowiła się w naszym nieszczęśliwym kraju co najmniej od marca 2017 roku, kiedy to z inicjatywy Naszej Złotej Pani rozpoczęła się w naszym bantustanie nieubłagana walka o praworządność, rozwija się w tempie stachanowskim. Nie dość, że – zanim jeszcze w szkołach rozpoczęło się zdalne nauczanie – kiedy na lekcji rachunków nauczycielka mówiła, że dwa dodać dwa jest cztery, uczniowie pytali ją, czy ma na to świadków, to nieubłagana walka o praworządność wtargnęła do samych świątyń sprawiedliwości, jakie stanowią, jak wiadomo, niezawisłe sądy. A na wojnie, jak to na wojnie, nawet, jeśli jest to walka o praworządność – ofiary muszą być. Toteż nawet niezawiśli sędziowie  zrzucili maski obiektywizmu i  przepoczwarzyli się w strony wojujące, a walka o praworządność tak się zaostrzyła, że zaczęli wzajemnie podważać własną autentyczność. Sędziowie z jednej partii uważali swoich kolegów z partii przeciwnej nie za żadnych „sędziów”, tylko za przebierańców – i odwrotnie. Najzabawniejsze jest, że to wszystko może być prawda, że tak naprawdę, to nie mamy żadnych ”sędziów”, co to w swoim postępowaniu kierują się literą prawa i poczuciem sprawiedliwości, tylko zacietrzewionych politycznie aktywistów, kierujących się doraźnym interesem swojej partii, a częściowo – również konfidentów tajnych służb. Sędziowie tak zwani „starzy”, a właściwie – bardzo starzy – co to „samego jeszcze znali Stalina”, mogli być konfidentami SB, albo wywiadu wojskowego, ale ta grupa przeszła już w stan spoczynku, po części nawet wiecznego, natomiast członkowie frakcji sędziów „starych” to znaczy – mianowanych w okresie rządów obozu zdrady i zaprzaństwa – mogli być zwerbowani jak nie przez Urząd Ochrony Państwa, to przez Wojskowe Służby Informacyjne, jak nie przez Wojskowe Służby Informacyjne, to przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która miała kontynuować rozpoczętą jeszcze w latach 90-tych przez UOP operację „Temida”, polegającą właśnie na werbunku agentury w środowisku niezawisłych sędziów, jak nie przez ABW, to przez Służbę Wywiadu Wojskowego, jak nie przez SWW, to przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, jak nie przez  SKW, to przez Centralne Biuro Śledcze, jak nie przez CBŚ, to przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, jak nie przez CBA, to przez Policję Skarbową. Wszystkie te watahy mają bowiem prawo działalności operacyjnej, a ta bez agentury obejść się nie może, toteż musi ją sobie zorganizować. A w jakich środowiskach? Z całym szacunkiem, ale przecież nie w środowisku gospodyń domowych. Taka jedna z drugą gospodyni mogłaby co prawda powiedzieć, co się przesoliło, albo nawet przypaliło i to mogą być informacje prawdziwe, ale raczej mało użyteczne. Natomiast konfident uplasowany na stanowisku niezawisłego sędziego, to prawdziwy skarb, bo nie tylko zapewni bezkarność i wszelkie udogodnienia swojemu oficerowi prowadzącemu i jego kolegom, ale nawet innym konfidentom. Jak pisał Robert Penn Warren w powieści „Gubernator” – „człowiek poczęty jest w grzechu, a zrodzon w nieprawości, zaś życie jego upływa od odoru pieluch do smrodu całunu”, toteż bezpieczniacy nie po to kręcą lody, żeby dochodami dzielić się z konfidentami. Ale jakoś muszą ich wynagradzać, bo w przeciwny razie ci przestaną im donosić. Więc wynagradzają ich bezkarnością: nie masz forsy? To sobie dokradnij, a  my załatwimy, że nawet gdyby ci się nie powiodło, to nic złego cię nie spotka. Jak widzimy, bez niezawisłego sądu taka kombinacja nie byłaby możliwa, toteż nie jest wykluczone, że środowisko niezawisłych sędziów jest naszpikowane konfidentami, niczym wielkanocna baba rodzynkami. Warto dodać, że pod tym względem nasz nieszczęśliwy kraj nie jest wyjątkiem, że takie są po prostu sławne „europejskie standardy” – bo jakże inaczej wytłumaczyć dyspozycyjność niezawisłych trybunałów Unii Europejskiej, które w podskokach wykonują każde życzenie Naszej Złotej Pani, pozwalając się wciągać w nieubłaganą walkę o praworządność w naszym bantustanie? I to jest ten plus dodatni wśród plusów ujemnych – że  jako społeczeństwo nie mamy powodów do kompleksów.

Toteż w tej sytuacji trudno się dziwić pokazowi pieniactwa i spowodowanego politycznym zacietrzewieniem onieprzytomnienia niezawisłych sędziów Sądu Najwyższego, którzy – gdyby w pewnym momencie pełniący obowiązki Pierwszego Prezesa nie wyznaczył komisji skrutacyjnej – do dzisiejszego dnia nie potrafiliby zarekomendować prezydentowi 5 kandydatów na to stanowisko. Stało się jednak inaczej i prezydent mianował na stanowisko Pierwszego Prezesa SN panią Małgorzatę  Manowską. Przez partię „starych sędziów” uważana jest ona za rodzaj uzurpatora, przebierańca, jako że prawdziwa była tylko „ich” Małgorzata, to znaczy – Małgorzata Gersdorf, a ewentualnie – sędzia Wróbel. Toteż nie wiadomo, jak się na tym odcinku frontu walka o praworządność zakończy, bo wprawdzie pan sędzia Laskowski, któremu prezydent zaoferował stanowisko prezesa Izby Karnej SN, deklaruje, że „będą współpracować z tą gorszą Małgorzatą, ale on sam „jeszcze nie wie”, czy zaoferowaną godność przyjmie. Rozumiem, że będzie wiedział dopiero po rozmowie z kimś, od kogo jest najbardziej niezawisły. To skłania do podejrzeń, że punkt ciężkości władzy w naszym bantustanie znajduje się gdzieś poza konstytucyjnymi organami państwa. Gdzie? Tajemnica to wielka.

Ale atmosfera jurydyczna na tym się przecież nie wyczerpuje. Jak wspomniałem, udziela się ona również obywatelom, o których „Gazeta Wyborcza” pisze, że są już „gotowi” do donoszenia, ale nie mają komu donosić. To rzeczywiście sytuacja szalenie kłopotliwa i dowodzi braku koordynacji wśród organizatorów epidemii zbrodniczego koronawirusa, ale nie traćmy nadziei. Kto jak kto, ale „Gazeta Wyborcza” nie da się nikomu prześcignąć w realizowaniu leninowskich norm w zakresie organizatorskiej funkcji prasy i zorganizuje aparat przyjmujący donosy na bazie sieci własnych komisariatów, w których emerytowani funkcjonariusze SB znajdą dodatkowe zajęcie. A niezależnie od tego czeka nas fala procesów przez niezawisłymi sądami, zarówno z inicjatywy celebrytów, których pan Latkowski „wykorzystał” w swoim filmie, jak i panów Tuska, Siemoniaka oraz Księcia-Małżonka, którym złowrogi Antoni Macierewicz zarzucił „ukrywanie” sprawców katastrofy smoleńskiej. Ich pełnomocnikiem został sam mecenas Roman Giertych, a to oznacza, że posypią się piękne wyroki, utwierdzając atmosferę jurydyczną, będącą nieodłącznym elementem nieubłaganej walki o praworządność, jaka za sprawą Naszej Złotej Pani właśnie przewala się  przez nasz nieszczęśliwy kraj.

Stanisław Michalkiewicz

Udostępnij:

One comment

Leave a Reply

Koszyk