W sieci krążą pogłoski, że rządzący wzdragali się przed wprowadzeniem stanu klęski żywiołowej, ponieważ nie chcieli wypłacać ogromnych odszkodowań przedsiębiorcom. Nie wydaje mi się, aby były one prawdziwe.
Moim zdaniem przeważały kalkulacje polityczne. Jarosław Kaczyński najprawdopodobniej upierał się przy dniu 10 maja 2020 r. jako terminie wyborów, gdyż był najdogodniejszy dla kandydatury Andrzeja Dudy. Im dłużej trwa kwarantanna społeczna i zamrożenie gospodarki, tym bardziej ludzie odczuwają ich negatywne skutki. Rośnie więc ryzyko wybuchu niezadowolenia społecznego, które może mieć swój wyraz w przegranej urzędującego prezydenta w wyborach. Jeżeli się mylę i kwestie finansowe miały pierwszorzędne znaczenie, to członkowie Zjednoczonej Prawicy mają jeszcze mniejsze pojęcie o prawie niż myślałem albo postanowili zaryzykować licząc na szczęście, a w ostateczności na lojalność powołanych przez nich sędziów Trybunału Konstytucyjnego (dalej: TK). Każdy z ostatnich trzech wariantów nie wróży wiele dobrego dla Polski.
Teza o zagrożeniu wypłatą odszkodowań wynika z oderwanej od całości systemu prawnego interpretacji art. 2 i 3 ustawy z dnia 22 listopada 2002 r. o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego wolności i praw człowieka i obywatela (Dz. U. Nr 233, poz. 1955). Na mocy tych przepisów na Skarb Państwa rzeczywiście nałożono obowiązek zapłaty odszkodowania „każdemu, kto poniósł stratę majątkową w następstwie ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela w czasie stanu nadzwyczajnego” (z pewnymi wyjątkami). Ustawodawca wprost dodaje jednak, iż wypłacona kwota nie obejmuje korzyści, jakie poszkodowany mógłby osiągnąć. Ostatnie zastrzeżenie nie jest zresztą potrzebne. Strata w prawie cywilnym oznacza utratę czegoś, co już się miało. Potencjalne przychody, których nie udało się uzyskać nazywa się utraconymi korzyściami.
Jeżeli nie obowiązuje żaden ze stanów nadzwyczajnych, wolno dochodzić naprawienia szkody od Skarbu Państwa na zasadach ogólnych. Wówczas odszkodowanie ma wyrównywać zarówno stratę, jak i utracone korzyści (art. 361 § 2 Kodeksu cywilnego). Obecna sytuacja prawna naraża więc kasę państwową na wielokrotnie większe wydatki niż gdyby obowiązywał stan klęski żywiołowej. Muszę jednak przyznać, że uzyskanie takiego świadczenia jest chwilowo utrudnione. Większość szkód związanych z epidemią COVID-19 i podlegających naprawieniu przez państwo będzie wynikiem wejścia w życie rozporządzeń, na mocy których wprowadzano restrykcje od marca br. Zgodnie z art. 4171 § 1 Kodeksu cywilnego przed dochodzeniem odszkodowania trzeba dysponować stwierdzeniem niekonstytucyjności owych rozporządzeń lub przepisów ustawy upoważniających do ich wydania. Stwierdzenia takiego dokonuje TK. Stosowny wniosek do TK mogą złożyć rozmaite osoby pełniące funkcje publiczne. Wymieniono je w art. 191 Konstytucji z 1997 r. Nie liczyłbym na ich wsparcie. Szczęśliwie w art. 79 ustawy zasadniczej przewidziano jeszcze tzw. skargę konstytucyjną dla każdego, czyje konstytucyjne prawa lub wolności zostały naruszone. Skorzystanie z niej też nie należy do łatwych zadań.
Jeżeli kwestia odszkodowań miała wpływ na decyzję co do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, a nasi władcy zdają sobie sprawę z powyższego, to zapewne mają nadzieję, że nikomu nie będzie się chciało podejmować trudu walki o swoje pieniądze. Zobaczymy. Moim zdaniem znajdzie się śmiałek, który przetrze szlak dla pozostałych – zwłaszcza, jeżeli w grę wejdą naprawdę duże kwoty. Następnym będzie już łatwiej. A wtedy biada naszemu budżetowi… chyba że TK orzekłby zgodnie z wolą partii. To z kolei oznaczałoby brak niezależności owej instytucji. Wtedy możemy pożegnać się z konstytucyjnymi prawami i wolnościami.