Konstytucja – co by o niej nie powiedzieć – jednak przyznaje Polakom literalnie prawa obywatelskie i polityczne znane w cywilizowanym świecie. Prawo do zgromadzeń, swobodnego poruszania się po kraju, prawo do pracy. W art. 31 stwierdza też nasza Ustawa Zasadnicza, że wolności obywatelskie mogą być ograniczane jedynie w ustawie, natomiast w art. 228 przewiduje możliwość wprowadzenia stanu nadzwyczajnego gdyby nastąpiły jakieś zagrożenia niemożliwe do opanowania zwykłymi środkami.
Nie trzeba być profesorem prawa, żeby nie widzieć, że od początku tzw. „pandemii” wirusa nasz miłościwie nam panujący rząd, a zawłaszcza minister zdrowia, wprowadzili szereg istotnych ograniczeń praw obywatelskich Polaków. Zakazano nam wychodzić z domów, chyba że jest ku temu ważny powód, zakazano spacerowania, zbliżania się do współobywateli, zakazano zgromadzeń, w istocie ograniczono możliwość sprawowania kultur religijnego limitując do 5 osób ilość wiernych na Mszy. To ostatnie ograniczenie jest szczególnie oburzające, bo dokonane zostało przy całkowitym milczeniu biskupów, co prawdę powiedziawszy jest dla przywódców kościoła katolickiego kompromitujące.
Zostawmy jednak biskupów i kościół, a spójrzmy w sferę polityki. Oto wszystkie te ograniczenia praw obywatelskich i politycznych odbywają się w warunkach prezydenckiej kampanii wyborczej i wszystkie uniemożliwiają w istocie prowadzenie jakiejkolwiek kampanii wszystkim kandydatom, ale najbardziej oczywiście kandydatom opozycyjnym. Urzędujący prezydent reprezentujący obóz rządowy, może swobodnie pokazywać się w telewizji, odwiedzać szpitale, zakłady pracy w ramach kampanii… zwalczania wirusa. Pozostali takich możliwości nie mają – zabronił im tego minister zdrowia – kolega partyjny Prezydenta.
I co ciekawe – stan wyjątkowy w Polsce został wprowadzony faktycznie, bez nazywania tego po imieniu i bez wykorzystywania art. 228 Konstytucji, a na podstawie innej ustawy. Jednak to, że jest to stan wyjątkowy to akurat każdy widzi. A zatem bezwzględnie termin wyborów powinien zostać przesunięty, choćby ze względu na uniemożliwienie kandydatom opozycyjnym prowadzenia kampanii. Każdy szanujący prawo rząd powinien był tak uczynić. Wprowadzić ustawę o stanie nadzwyczajnym i przesunąć wybory.
Jednak w Polsce nie ma polityków szanujących prawo. Klasa polityczna została wytresowana w tego prawa omijaniu, wykorzystywaniu na swoją korzyść i z kamienną twarzą na pytania o stan wyjątkowy przedstawiciele rządzącej większości odpowiadają, że nie ma takiej potrzeby.
Rządzący podpierają się tu przykładem ustawy o epidemii, która w 2008 przyjął Sejm zdominowany przez Platformę, a która nie wspominała nic o stanie nadzwyczajnym. Było to także naciąganie prawa, ale kiedy politycy PiS-u mogą podeprzeć się jakimś nadużyciem Platformy to nie przeszkadza im to, że było to rozwiązanie znienawidzonych wrogów.
Niewprowadzenie oficjalne stanu wyjątkowego, a praktyczne odebranie obywatelom możliwości udziału w tradycyjnym głosowaniu pociąga za sobą cały szereg trudności. Jeśli brać na poważnie informacje o „epidemii”, to nie ma w istocie sposobu bezpiecznego przeprowadzenia głosowania. Rządzący wymyślili protezę w postaci głosowania korespondencyjnego, ale jest to po pierwsze niebywale trudne technicznie i nie wiadomo czy w ogóle możliwe, a po drugie – wątpliwe konstytucyjnie. Droga od skrzynki pocztowej do urny wyborczej jest zbyt długa i zbyt wielu ludzi przenosić ma te wyborcze koperty. Nigdy na taką skalę nie było w Polsce takiego głosowania.
Nie przeszkadza to politykom PiS-u brnąć z uporem w tę drogę. Słucham w telewizji posła PiS, profesora z katolickiego uniwersytetu, który z kamiennym czołem uzasadnia wszystkie te konstytucyjne manipulacje. Nic nie wskazuje, żeby miał jakieś wątpliwości, żeby jednak wsłuchał się w argumenty innych. Nic. Tylko wierność partii, siła i pogarda dla Prawdy.
Nie jest wesoło.