W pieśniach liczy się głos. Dla mnie głos ludzki jest najważniejszym instrumentem – mówił PAP Krzysztof Penderecki. Wybitny kompozytor zmarł w niedzielę. Przypominamy jeden z ostatnich wywiadów z artystą, przeprowadzony w kwietniu ubiegłego roku przy okazji 85. urodzin twórcy.
PAP: Jest pan człowiekiem dwóch pasji: muzyki i ogrodów. Spotykają się one w pańskiej VIII Symfonii zwanej „Lieder der Vergaenglichkeit” – „Pieśni Przemijania” wykonanej na zakończonym właśnie Wielkanocnym Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Obok piękna i witalności przyrody jest w tych pieśniach smutek i melancholia. Zaduma nad kruchością drzew i ich obumieraniem stanowi symboliczne odniesienie do egzystencji człowieka. Jak to się stało, że te idee połączyły się w tym utworze?
Krzysztof Penderecki: Zawsze interesowałem się literaturą, szczególnie poezją. Wertując książki trafiłem na wspaniałe wiersze niemieckich poetów poświęcone m.in. drzewom. Postanowiłem wtedy napisać cykl „Pieśni”. Literatura polska jest mi, naturalnie, bardzo bliska, ale ja również wychowywałem się na literaturze niemieckiej. Mój dziadek, który był z pochodzenia Niemcem, czytał mi albo recytował z pamięci wiersze Goethego, Rilkego, Eichendorffa; tak więc bardzo wcześnie zetknąłem się z niemiecką poezją. Jako dziecko pewnie nie wszystko dobrze rozumiałem, ale zapamiętałem rytm, brzmienie tego języka. To stale do mnie wracało. Z przyjemnością dokonałem więc wyboru wierszy i napisałem potem muzykę. Zresztą, kilka lat później, w 2010 r., napisałem drugi cykl pieśni do tekstów polskich poetów – „Powiało na mnie morze snów – pieśni zadumy i nostalgii”. Te cykle „Pieśni” są spokrewnione ze sobą.
PAP: VIII Symfonia składa się z dwunastu pieśni, czy wszystkie wiersze wybrał pan osobiście?
Krzysztof Penderecki: Tak, oczywiście. Zamykam się w swoim pokoju, ze swoimi książkami i pracuję, pracuję sam. Raczej nie ma mowy o jakimś przenikaniu innych, nie moich pomysłów.
PAP: „Pieśni Przemijania”, które były wykonane podczas zakończonego w Wielki Piątek Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena, wpisywały się w atmosferę festiwalu, który publiczność tak lubi – z jednej strony za wiosenny nastrój, a z drugiej za poważny ton.
Krzysztof Penderecki: Ten cykl pieśni niemieckich powstał w 2005 r., pisząc go byłem mocno dojrzałym człowiekiem. Mając lat 20. albo 30. nie napisałbym tych kompozycji. To byłoby niemożliwe. I nie tylko jest to sprawa doświadczenia życiowego, ale po prostu nie umiałbym wtedy dokonać tak dokładnego przeglądu historii literatury niemieckiej, by wybrać najpiękniejsze utwory. Literacka podstawa jest mi bardzo bliska; od samego początku komponowałem do tekstów. „Pasja wg św. Łukasza”, najważniejszy utwór z pierwszego okresu mojej twórczości, to była literatura, Ewangelia – właśnie słowo. I to były pieśni, a w pieśniach liczy się głos. Dla mnie głos ludzki jest najważniejszym instrumentem.
PAP: Wspomniał pan profesor „Pasję”, dzieło monumentalne, pełne symfonicznego rozmachu a zarazem liryczne, o delikatnej, ażurowej strukturze. Podobnie jest z VIII Symfonią. Czy jest Pan lirykiem?
Krzysztof Penderecki: Pewnie tak. Moja twórczość to z jednej strony dynamiczne kompozycje, a z drugiej – liryzm.
PAP: Już w Pieśni I do słów „Nachts” Eichendorffa pojawia się nastrój nokturnowy; w Pieśni II „Der brennende Baum” Brechta mamy obraz drzewa, które umiera, płonąc. W kolejnych pieśniach przedstawia Pan dźwiękową wizję drzew, które odczuwają strach, cierpią. A przecież ktoś napisał, że VIII Symfonia jest pochwałą parku i drzew w pańskim ogrodzie. Czy drzewa w Lusławicach nie są szczęśliwe?
Krzysztof Penderecki: Muzykę uprawiam przez całe życie, a ogrody – od czasu zamieszkania w Lusławicach. VIII Symfonia wyrosła przede wszystkim z mojej fascynacji poezją – jak już wspomniałem – polską i niemiecką. W tym przypadku chodzi o język niemiecki, który ma znakomite brzmienie. I świetnie się nadaje, co ważne dla kompozytora, do utworów muzycznych. Podobnie, zresztą, jak łacina, ale niestety nie język polski. Mogę się jednak zgodzić, że kompozycja ta ma pewien związek z drzewami otaczającymi nasz dom w Lusławicach. Przez lata przecież do parku, w którym niewiele było, ot kilka starych pni, przywoziłem z podróży drzewa i krzewy z całego świata. Sam je sadziłem, pielęgnowałem. Byłem uważnym i zamiłowanym ogrodnikiem. Odtworzyłem dawny park. Zawsze z podróży, co przypomina moja żona Elżbieta, staraliśmy się przywieźć coś ciekawego do Lusławic, nie tylko rośliny, ale też np. piece kaflowe do domu.
PAP: Czy otoczenie przyrody, uroda parku, spokój drzew działały na pana inspirująco? Czy chętnie pan komponował w Lusławicach?
Krzysztof Penderecki: Tam właśnie powstała m.in. VIII Symfonia, której partyturę mam teraz przed sobą. Komponowałem jednak w różnych miejscach; latem w Jastrzębiej Górze, w naszym domu w Krakowie, i też w Lucernie.
PAP: A w Warszawie?
Krzysztof Penderecki: Bywam w Warszawie i lubię to miasto; tu odbywa się od lat Festiwal Ludwiga van Beethovena, organizowany przez Elżbietę. Nigdy jednak tu nie komponowałem.
PAP: Ale w Krynicy tak; tam pisał pan „Pasję wg św. Łukasza”, utwór na zamówienie z okazji 700-lecia katedry w Muenster.
Krzysztof Penderecki: Nie zdawałem sobie sprawy, na co się porywam. Przez rok zbierałam materiały, ale zbliżał się termin pierwszego wykonania. Byłem pod presją czasu. Dokładnie to pamiętam, ponieważ wzięliśmy ślub z Elżbietą 18 grudnia. Nie miałem mieszkania, wynajmowałem pokój w hotelu. Pojechaliśmy więc do domu pracy twórczej ZAIKS w Krynicy i tam na małym stoliku śniadaniowym, od którego partytura była dwa razy większa, pisałem „Pasję”.
PAP: Ale Lusławice to miejsce szczególne?
Krzysztof Penderecki: Kiedy pierwszy raz tam przyjechałem, przywieziony przez mojego przyjaciela, usiadłem na kawałku muru, w pobliżu dworu z bogatą historią, ale w ruinie, rozejrzałem się i postanowiłem, że tu będzie nasz dom. I od lat on tu jest, do niego wracamy, tu spotyka się rodzina. I jest to miejsce w którym najchętniej pracuję. Jest to też nasze zrealizowane marzenie, by stworzyć miejsce spotkań młodych muzyków, nie tylko z Polski. To się udało. Powstało w Lusławicach nieopodal dworu, na łące, można powiedzieć – na ściernisku, Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego.
PAP: Podobno w Centrum, w którym jest m.in. sala koncertowa na blisko 700 miejsc, odbywa się ponad sto wydarzeń rocznie?
Krzysztof Penderecki: Poważne kształcenie muzyczne ma tu miejsce. Odbywają się warsztaty solowe, kameralne, symfoniczne, koncerty, festiwale. A wcale nie miałem pewności czy to się powiedzie, czy będzie duże zainteresowanie. Przecież – jak mi przypomina żona – mówiono, że „Penderecki buduje Centrum w środku niczego”. Widocznie działa tu pewna magia. Od samego początku to miejsce – mające swoją historię i tradycje kulturalne, przecież niegdyś był to zbór arian – w Lamusie z XVI wieku. To miejsce przyciągało i przyciąga artystów. Tu też malował Jacek Malczewski. Dzisiaj to miejsce przyciąga artystów z całego świata. Elżbieta jednak chciałaby, aby się działo tu jeszcze więcej; kiedy osiągnie jakiś cel, dąży dalej, wyżej.
PAP: Powróćmy do ogrodu, czy ma pan w nim ulubione zakątki, drzewa pod którymi chętnie Pan siada?
Krzysztof Penderecki: Kiedyś lubiłem zaszyć się w labiryncie. W Lusławicach zasadziłem dwa labirynty; uważałem, że jak się sadzi labirynt, to zna się wszystkie drogi. Dzisiaj jednak moim ulubionym zakątkiem jest… mój pokój, z moimi książkami i drzewami za oknem. W nim niespiesznie, bo nie lubię się teraz spieszyć, pracuję i nie wypuszczę z ręki utworu, dopóki nie jestem pewien, że każda nuta jest tam, gdzie być powinna.
PAP: Nad czym Maestro obecnie pracuje?
Krzysztof Penderecki: Większość moich kompozycji powstawała na zamówienie. Teraz już nie przyjmuję zamówień. Ale myślę o jeszcze jednym cyklu pieśni, o ile wyszukam dobre literackie teksty. Napiszę wtedy na pewno, a może też IX symfonię. (PAP)
Była to jedna z ostatnich opublikowanych rozmów z Krzysztofem Pendereckim. W serwisie PAP ukazała się 21 kwietnia 2019 roku.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
[reklama]