Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich nie przyniosły przełomu. O dziwo, w odróżnieniu od poprzednich elekcji, wyniki sondaży nie były przestrzelone i mieściły się w granicach błędu statystycznego. Andrzej Duda uzyskał 45 proc. głosów, Rafał Trzaskowski 29 proc., a Szymon Hołownia 13 proc. Jedynie rezultat lidera ludowców Władysława Kosiniaka-Kamysza (2,6 proc.) można uznać za spore zaskoczenie, gdyż jeszcze niedawno osiągał wyniki zdecydowanie ponad 10 procentowe.
Zwycięzcą pierwszej tury wyborów jest tak naprawdę Krzysztof Bosak (6,7 proc.), którego elektorat przesądzi o tym, czy Andrzej Duda po raz drugi zostanie prezydentem RP. Nic zatem dziwnego, że urzędujący prezydent w swoim pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyników pierwszej tury, skierował swój przekaz głównie do elektoratu Konfederacji.
Jego słowa o bliskości programowej i wizji silnej Polski, są z pewnością zapowiedzią marszu po wyborców Bosaka. Jeśli mu się to uda, przy jednoczesnym zdemobilizowaniu elektoratu Hołowni i lewicy, drugą kadencję będzie mieć w kieszeni. Tyle, że ten scenariusz od razu napotka przeszkodę. Konfederacja osiągnęła bowiem to, co chciała, i nie ma żadnej realnej korzyści politycznej z poparcia obecnego prezydenta. Wręcz przeciwnie, poparcie Andrzeja Dudy mogłoby się jej odbić czkawką.
Rozbudzone w swoich ambicjach środowiska wolnościowe, narodowe i konserwatywne, które po raz pierwszy w historii stworzyły udany sojusz polityczny, nie są zainteresowane dalszym betonowaniem sceny politycznej przez Prawo i Sprawiedliwość, dla którego Konfederacja jest takim samym wrogiem, a nawet większym, niż lewica. Konfederacja zainteresowana jest gniciem PiS-u, który to proces w formacji Jarosława Kaczyńskiego już się zaczął.
Nie potrzeba wyostrzonej wyobraźni, by przewidzieć, że pozbawione jakiegokolwiek hamulca Prawo i Sprawiedliwość, mające przed sobą trzyletnią perspektywę niezakłóconych rządów, pierwsze co zrobi, to rozprawi się z rosnącą w siłę prawicową konkurencją, sięgając po cały wachlarz możliwości, jakie posiada. Jeśli ktokolwiek myśli, że „dobra zmiana” cofnie przed wykorzystaniem w tym celu prezydenta, rządu, służb, sądownictwa i mediów, ten srodze się myli.
Konfederacja wydając oświadczenie, że w drugiej turze nie udziela nikomu swojego poparcia, a decyzję w tej sprawie pozostawia swoim wyborcom, formułuje jasny komunikat – druga tura, to nie jest nasza wojna! Dlatego sporo się będzie musiał napracować Andrzej Duda, by choć niewielką część z konfederacyjnego tortu uszczknąć. Będzie musiał wskazać (a nie przyjdzie mu to z trudem), że Rafał Trzaskowski uosabia wszystko to, z czym Konfederacja walczy, a więc liberalno-lewicowy światopogląd, moralny nihilizm i zakotwiczenie w międzynarodowych strukturach, od których Konfederacja stroni. Wskazać jednak, to jedno, a zachęcić do głosowania to drugie. Lata plucia przez PiS na środowiska tworzące Konfederację, mogą to skutecznie uniemożliwić.
Zdecydowanymi przegranymi tych wyborów są Władysław Kosiniak-Kamysz i Robert Biedroń. O ile wynik lidera lewicy był do przewidzenia, o tyle rezultat szefa ludowców mimo wszystko zaskakuje. Przy całkiem niezłej kampanii, spójnym przekazie, wydawał się mocnym kandydatem. Niestety, mocnym do momentu wymiany kandydata przez Platformę Obywatelską na Trzaskowskiego. Wówczas zaczął się „zjazd” ludowców, którego Kosiniak-Kamysz nie był w stanie zatrzymać.
Po raz kolejny okazało się, że wybory prezydenckie nie są mocną stroną PSL. Jego siłą pozostają samorządy, w których czuje się jak ryba w wodzie i tak pewnie pozostanie jeszcze przez jakiś czas. Nie da się jednak ukryć, że formuła w jakiej funkcjonują ludowcy właśnie się wyczerpuje i jeśli szybko nie znajdą oni pomysłu na siebie, nie utrzymają się na scenie politycznej. Świadczy o tym katastrofalny wynik uzyskany na wsi, gdzie Kosiniak-Kamysz uzyskał 3 proc. poparcie. To już nie głośny dzwonek alarmowy, ale potężny dzwon, o ile nie podzwonne. Ludowców czeka naprawdę męska rozmowa we własnym gronie.
Po pierwszej turze wiadomo już, że urząd prezydenta pozostanie w rękach POPiSU, bo tego wciąż chcą Polacy. Nie przeszkadza im wojna polsko-polska, w którą zostali uwikłani, która jak się okazuje – poza pewnym dyskomfortem estetycznym – jest tym, co lubią. Dokonanie wyłomu w tym politycznym perpetuum mobile, będzie niezwykle trudne. Teren wyborczy został bowiem dokładnie „obsikany” przez dwa rywalizujące ze sobą basiory, które tocząc rytualne boje o parlament i prezydenturę, zazdrośnie strzegą swojego okrągłostołowego rewiru.
Ale nic to, zasiądźmy tymczasem wygodnie przed telewizorami i oddajmy się pierwszorzędnemu widowisku pod nazwą „druga tura”. Oto ślepi będą odzyskiwać wzrok, chromi zaczną chodzić, a niemowy śpiewać. Nadchodzi czas cudów. Andrzej Duda przywdziewać będzie „ruskie onuce”, a Rafał Trzaskowski muszkę Korwina. Raz na pięć lat zdarzają się takie cuda. Nie przegapmy tego. Przed nami naprawdę prawdziwe widowisko. W końcu Show Must Go On.
Maciej Eckardt
Felietony i komentarze nie zawsze odzwierciedlają poglądy i opinie redakcji