Prawo jest dla frajerów?

Damian Kaczan7 maja, 20208 min

Zjednoczonej Prawicy od początku objęcia przez nią władzy zarzucano „łamanie konstytucji” i autorytarny sposób sprawowania rządów. Prezesa Prawa i Sprawiedliwości nazywano dyktatorem itd. To wszystko pamiętamy. Totalna część opozycji wystrzelała się ze wszystkich najmocniejszych oskarżeń i teraz hasło „deliktu konstytucyjnego”, „postępowania niezgodnego ze standardami demokratycznymi”, „naruszenia praw obywatelskich” na nikim nie zrobią już wrażenia.

Mało tego! Wciąż jeszcze największa partia opozycyjna przyklaskuje bezczelnemu odstawieniu Konstytucji RP i Kodeksu wyborczego na półkę, aby nie przeszkadzały.

We wczorajszym oświadczeniu dla PAP Panowie Jarosławowie Kaczyński i Gowin wprost zadeklarowali, że odwołują wybory prezydenckie zarządzone na 10 maja br. Postanowili wykorzystać mechanizm przewidziany w art. 129 ust. 3 Konstytucji z 1997 r., zgodnie z którym po stwierdzeniu nieważności wyboru Prezydenta RP przeprowadza się nowe wybory.

Dlaczego tak nie wolno? Poniżej podaję trzy argumenty prawne.

  1. Zgodnie z art. 128 ust. 2 Konstytucji z 1997 r. wybory nowej głowy państwa muszą się odbyć między 100 a 75 dni przed końcem kadencji urzędującego Prezydenta RP. Nie można nie przeprowadzić głosowania, a tym bardziej ogłosić z wyprzedzeniem, że się je odwołuje. To znaczy można, ale tylko w razie wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych (art. 228 ust. 7 Konstytucji RP). Pomijam już „drobny” szczegół, iż o terminie głosowania formalnie decyduje Marszałek Sejmu, a nie prezesi jakichkolwiek partii.
  2. Nieważność oznacza brak skutku prawnego, bezskuteczność, stan taki jakby to, co miało wywołać konsekwencje prawne, nie miało miejsca. Panowie politycy zapomnieli jednak, że. nie można stwierdzić nieważności czegoś, czego nie było. Inaczej władza miałaby zupełnie wolną rękę. Nie musiałaby w ogóle przeprowadzać wyborów. Wystarczyłoby fikcyjnie zarządzać coraz to nowe wybory na podstawie art. 129 ust. 3 Konstytucji RP, nie organizować głosowania oraz czekać na orzeczenie Sądu Najwyższego i tak bez końca. Prezesi Kaczyński i Gowin zapewne pomyśleli: „Po co komu prezydent? Przecież wystarczy odwoływalny na pstryknięcie palca Marszałek Sejmu pełniący obowiązki prezydenckie po zakończeniu kadencji Andrzeja Dudy”.
  3. Na mocy art. 324 § 2 Kodeksu wyborczego Sąd Najwyższy (dalej: SN) podejmuje uchwałę co do ważności wyborów w ciągu 30 dni od dnia podania wyników wyborów do publicznej wiadomości przez Państwową Komisję Wyborczą (dalej: PKW). Tylko jak PKW poda wyniki wyborów, skoro głosowanie ma się nie odbyć? Ponadto podstawą orzeczenia SN jest sprawozdanie PKW z wyborów (§1 tego samego przepisu). Ale w takim razie, jeżeli wybory nie zostaną przeprowadzone, to nie będzie z czego sporządzić sprawozdania. Komisja swoje dokumenty przygotowuje w oparciu o protokoły otrzymane od wszystkich okręgowych komisji wyborczych, a te opracowuje się na bazie protokołów ze wszystkich obwodów głosowania (art. 313-318 Kodeksu wyborczego). Ewentualna uchwała SN o nieważności wyborów w istocie nie powinna więc zapaść w sytuacji, kiedy głosowanie w ogóle się nie odbędzie. Oczywiście, aby wyjść z trudnej sytuacji PKW zapewne sporządzi jakiś dokument, który nazwie „sprawozdaniem z wyborów”, ale nadal cała procedura pozostanie wątpliwa prawnie.

Cały cyrk wokół wyborów oceniam jako niekonstytucyjny także z dwóch innych powodów. Po pierwsze, przepisy uchwalone jeszcze przez koalicję PO-PSL dopuszczające stan zagrożenia epidemicznego i stan epidemii są niezgodne z ustawą zasadniczą. W konsekwencji ogłoszenie ich także było sprzeczne z postanowieniami Konstytucji z 1997 r. Już dawno należało wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych określonych w art. 228 ust. 1 ustawy zasadniczej. Wówczas, jak wspomniałem, automatycznie mielibyśmy rozwiązany problem terminu wyborów. Więcej pisałem o tym na swoim blogu na facebooku (zainteresowanych odsyłam więc właśnie tam). Po drugie, zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego wszelkie istotne zmiany prawa wyborczego muszą wejść w życie najpóźniej 6 miesięcy przed zarządzeniem danych wyborów. Za istotną zmianę reguł niewątpliwie uznać trzeba wprowadzenie obowiązku głosowania korespondencyjnego. Panowie Kaczyński i Gowin zdają się jednak nie przejmować podobnymi drobiazgami.

Ktoś powie: „Zgadzam się… ale kto by się przejmował prawem? Przecież polityka stanowi sztukę osiągania celów, a nie jakieś abstrakcyjne rozważania prawnicze”. Podobne myślenie może skończyć się bardzo źle. Jeżeli pozwolimy władzy na samowolę, to co powstrzyma ją przed odbieraniem nam naszych praw i wolności?

Udostępnij:

Damian Kaczan

Leave a Reply

Koszyk