Do wioski olimpijskiej Zuzanna Czapska przyleciała tydzień temu, 27 stycznia. – Największa ekscytacja, ale i stres towarzyszyły mi podczas pierwszych dni, kiedy zobaczyłam tylu sportowców, mając świadomość, że są to najlepsi z najlepszych, a ja razem z nimi biorę właśnie udział w najważniejszej imprezie sportowej – opowiada Zuzanna.
– Dzień jest tutaj bardzo intensywny, wiecznie brakuje na coś czasu. Trenujemy dwa razy dziennie, rano zwykle na nartach, a po południu bardziej siłowo czy w formie różnych gier. Do tego dochodzą różne analizy, posiłki i próby regeneracji – wylicza.
– Jesteśmy każdego dnia testowani na obecność koronawirusa, a obsługa jest ubrana w pewnego rodzaju skafandry i pilnuje chociażby, aby przed wejściem na stołówkę zdezynfekować ręce. Również to obsługa nakłada nam jedzenie, a przed każdym posiłkiem musimy założyć plastikowe rękawiczki jednorazowe. W teorii siedzimy przy jednym długim stole z innymi sportowcami, ale w praktyce części stołu są od siebie odgrodzone plastikowymi szybami. Poza tym w całej wiosce olimpijskiej trzeba chodzić w maseczce, a przed wejściami do wszystkich pomieszczeń ustawione są płyny do dezynfekcji – opowiada Zuzanna Czapska. – Zapewne z tych samych względów nie będziemy też mogli swobodnie oglądać innych sportowców, kiedy będą już oficjalnie rywalizować.
(Gazeta Wyborcza)